Katarzyna Baran wniosek o lokal socjalny złożyła jeszcze w 2011 roku. Jako że była wychowanką placówki opiekuńczej, mogła liczyć na wyższe miejsce w kolejce. Bo to, czy takie mieszkanie dostanie, zależy od wielu czynników, m.in. sytuacji rodzinnej i dochodu.
Kobieta pracuje i jednocześnie studiuje na Uniwersytecie Wrocławskim. Nikt jej nie pomaga. Ucieszyła się, kiedy po trzech latach czekania dostała listownie propozycję zamieszkania w jednym z trzech wyznaczonych lokali. Cieszyła się tym bardziej, że w jednym z nich był nawet prysznic i gładź na ścianach. Bo to luksus jak na lokale socjalne. Standardem są odrapane ściany, łazienki na korytarzach, zniszczone okna i drzwi.
Radość Katarzyny nie trwała jednak długo. - Kiedy kilka miesięcy temu wezwano mnie do Urzędu Miasta, od razu miałam złe przeczucia. Pani Ewa Krawczyk, która zajmuje się moją sprawą, poinformowała mnie, że w mieszkaniu, które zostało mi przydzielone i szykowane było już do remontu, ktoś zamieszkał. Łudziłam się, że to jedynie drobna pomyłka, którą da się szybko wyjaśnić - wspomina Katarzyna.
Pomyłki jednak nie było. Do lokalu przy ul. Jedności Narodowej włamała się kobieta w ciąży i już tam została. - Każdorazowo w takiej sytuacji występujemy na drogę postępowania sądowego o eksmisję osób bezprawnie zajmujących mieszkanie oraz - w konsekwencji - realizacji prawomocnego orzeczenia sądowego w tej sprawie - tłumaczy Katarzyna Sarka z Urzędu Miasta.
Anna Mączka, radca prawny z Wrocławia, wyjaśnia jednak, że wyrzucić kogoś na bruk nie jest tak łatwo. - Sprawa w sądzie trwa przynajmniej pół roku, a od wyroku można się jeszcze odwołać - mówi Mączka.
A to nie koniec. Bo kobiety w ciąży, małoletniego, emeryta czy schorowanego tak po prostu na bruk nie można wyrzucić. Trzeba mu zaproponować nowy lokal.
Ile jest takich wtargnięć we Wrocławiu? Nie wiadomo. Katarzyna Sarka mówi jedynie, że "niewiele", ale dokładnej liczby nie podaje.
- Przykre jest to, że państwo wspiera włamywaczy, a nie młodych ludzi, którzy jednocześnie pracują i studiują, mimo ograniczeń finansowych nie porzucają marzeń o własnym kącie - denerwuje się Katarzyna.
Na otarcie łez otrzymała propozycję kolejnego lokalu. Ale od ponad pół roku nie może się tam wprowadzić. - W mieszkaniu nie ma wody ani gazu. Przedstawiono mi projekt remontu, ale nie wydano nawet potrzebnych pozwoleń - mówi Katarzyna. Powoli traci wiarę, że dostanie własny lokal.