Zrozpaczona Brytyjka błaga lekarzy o wyłączenie aparatury podtrzymującej życie jej syna po tym, jak doznał poważnego uszkodzenia mózgu.
Zdaniem lekarzy brytyjskich, jak i tych z Barbadosu, 8-latek nie ma szans na przeżycie. Innego zdania są miejscowi urzędnicy. Odmawiają odłączenia chłopca od aparatury, bo jego serce wciąż bije. - Pozwólcie umrzeć mojemu synkowi - apeluje do władz matka 8-latka.
Atak padaczki i dramat
Ace Field doznał ataku padaczki i zdiagnozowano u niego białaczkę. Jego stan się pogorszył i nie ma szans na przeżycie. Mimo to lokalne prawo stanowi, że podtrzymywania życia nie można zaprzestać.
Rodziców chłopca czeka batalia w miejscowym sądzie i czas dodatkowego bólu.
Ace nie różnił się niczym od innych zdrowych chłopców. Niedawno przybył na Barbados z matką. Maluch nagle poczuł się źle i trafił do szpitala. Badania wykazały, że cierpi na ostrą białaczkę szpikową. Potem jego stan się pogorszył po krwawieniu w mózgu.
Pozostało czekanie na śmierć
Nie odzyskał już przytomności. Teraz zrozpaczona rodzina walczy z rządem na Barbadosie o prawo do odłączenia aparatury podtrzymującej życie.
Jedni politycy Barbadosu wspierają rodziców chłopca, inni obstają jednak za trzymaniem go pod aparaturą, dopóki bije jego serce. Tak stanowi miejscowe prawo. Rodzina 8-latka twierdzi, że urzędnicy opóźniają to, co nieuniknione i przeciągają proces żałoby.
- Moje biedne dziecko [leży] tam ze śmiercią mózgu, nie wie, że tu jest. On nie wie, że tu jesteśmy, a oni utrzymują jego ciało przy życiu, aby zarażać go, ponieważ rak osłabia jego układ odpornościowy. W Wielkiej Brytanii, kiedy stwierdza się śmierć mózgu, ciało jest martwe, nie mogę zrozumieć, dlaczego nam to robią - mówi matka chłopca.

dś