Kiedy były prezydent Lech Wałęsa wszedł na scenę, zgromadzeni w audytorium wstali i zaczęli skandować: Lechu, Lechu. Oklaskami zareagowali na jego słowa:
"Ja nawet dziś się zastanawiam, że nam się to naprawdę udało. To jest największe zwycięstwo w dziejach Polski. Nie tylko pokonaliśmy nieprzyjaciół, ale my ich jeszcze przekonaliśmy, żeby zostali przyjaciółmi w naszym domu. Nigdy w historii coś takiego się nie zdarzyło".
Po byłym prezydencie na scenę wszedł marszałek Senatu prof. Tomasz Grodzki. I zaczął od tego, że on tu przyjechał wysłuchać mądrzejszych. A potem już mówił tak:
"Historia nas zaskakuje. Patrzcie Państwo, Imperium Rzymskie nie miało oponenta, przyszli awanturnicy, Hunowie, Wandalowie i zniknęło imperium. Imperium sowieckie wydawało się, że będzie trwało nie wiadomo ile - prosty robotnik z Pomorza zburzył porządek połowy świata, upominając się o wolność, godność i demokrację. Amerykanie mieli zapaść gospodarczą, a tymczasem w garażu gdzieś dwóch młodych chłopców coś grzebało śrubokrętami i zmieniło oblicze świata, oferując nam komputery, Internet i zupełnie inne formy komunikowania się".
Przechodząc do myśli przewodniej, mówił tak: "Odpowiadając sobie na pytanie, czym musi być Solidarność na nowe czasy, można snuć długie dywagacje i z pewnością w debacie one padną, natomiast niewątpliwie musimy sobie zdawać sprawę, że to nie może być Solidarność małostkowa, zawistna, niechętna drugiemu człowiekowi. Poprzednia Solidarność zjednoczyła nas wszystkich: młodych studentów i robotników, dojrzałych intelektualistów i mieszkańców wsi" - tłumaczył.
I dalej mówił, że trzeba odrzucić małostkowość, nienawiść, niechęć natychmiast - bo jakże inaczej mamy traktować, jak nie małostkowe, zawistne podejście, odmowę udzielenia głosu na Westerplatte gospodarzowi tego miejsca - pani prezydent Aleksandrze Dulkiewicz? To jest niedopuszczalne.
Z kolei w panelu prowadzonym przez prof. Cezarego Obrachta-Prondzyńskiego wzięli udział m.in. prezydenci miast. Tu też próbowano odpowiedzieć na pytanie - jaka powinna być Solidarność na nowe czasy.
Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska, mówiła o międzypokoleniowej, codziennej solidarności. Tłumaczyła, że Solidarność na nowe czasy potrzebuje nowego języka. Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia podkreślił z kolei, że warto walczyć o solidarność w debacie publicznej.
Władysław Frasyniuk, który w tym panelu zastąpił prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który nie mógł przyjechać do Gdańska, od razu przestrzegł przed sformułowaniem, że potrzebna nam jest nowa solidarność. Bo Solidarność - jak mówił - jest jedna, wspólna, całego polskiego społeczeństwa. I to wielki kapitał, który państwo otrzymaliście od ludzi Sierpnia 80 - tłumaczył.
Po drugie, kontynuował, żyjemy w czasach, w których trzeba zdefiniować cele. "My obecnie nie umiemy skutecznie kłócić się z rządzącymi, bo nie mamy precyzyjnie określonych celów, wartości. Potrzebna nam jest nowa umowa społeczna, nowe cele i wyzwania. Tego najbardziej nam w życiu publicznym brakuje".
Dodał jednak, że wartości z Sierpnia 80. są uniwersalne. Mówił, że wszyscy o nich wiemy, tylko nikt ich nie praktykuje. Nie bój się. Nie wolno się bać. Przywódca reaguje tam gdzie jest problem. Przywódca musi reagować w realu. Jeśli mamy Mińsk w Warszawie i biją bezbronnych, słabych ludzi, to przywódcy muszą być tam obecni. Muszą reagować, nie na Facebooku, nie na Twitterze. Bo siłą polityków nie jest siłą fizyczna tylko świadomość siły słowa - tłumaczył Frasyniuk.
