Kogo cieszy kurs polskiej polityki?
Bault w swoim felietonie nazywa ustrój Polski pod rządami Donalda Tuska „demokracją liberalną”, zauważywszy, że zwycięstwo jego „koalicji liberałów, centrystów i lewicowców (w tym garstki postkomunistycznych dinozaurów)” ucieszyło europejskiego komisarza ds. sprawiedliwości Didiera Reyndersa, niemieckiego ministra sprawiedliwości, amerykańskiego ambasadora w Warszawie, Marka Brzezińskiego, który był wystawiony kilka miesięcy temu na Gay Pride w Warszawie, a także przez lewicowe media po obu stronach Atlantyku.
- Wszyscy ci ludzie nazywają to przywróceniem demokracji i praworządności. Z dużym zainteresowaniem pomieszanym z nadzieją obserwują poczynania byłego przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska: jeśli polskie doświadczenie się powiedzie - pokaże, że liberalna demokracja może nie tylko odzyskać władzę po ustanowieniu przez prawicowy „reżim populistyczny” „demokracji nieliberalnej”, ale także, że może ją utrzymać, zapewniając środki
– uważa Bault.
Demokracja nieliberalna według Victora Orbana
Bault przypomina, że autorem sformułowania „demokracja nieliberalna” jest Victor Orban. Węgierski przywódca i dysydent w czasach komunistycznego reżimu uknuł ten termin, by zwrócić uwagę na konieczność ocalenia prawdziwej demokracji przed grożącymi jej zapędami autorytarnymi i totalitarnymi, jakie prezentują ideologie woke oraz wszelkie o charakterze neomarksistowskim.
- Ten autorytarny dryf liberalnej demokracji znajduje dziś potwierdzenie w środkach zastosowanych przez Donalda Tuska i jego lewicowo-liberalną większość w celu „przywrócenia” praworządności przy aplauzie Brukseli i Waszyngtonu
– dowodzi Bault.
Autorytaryzm Donalda Tuska
Dla publicysty dobitnym przykładem autorytaryzmu w postępowaniu Donalda Tuska jest sposób, w jaki przejął media publiczne. Mając w zanadrzu duże poparcie środowisk międzynarodowych oraz zagranicznych mediów, Donald Tusk zdecydował nie bawić się w subtelności i w dialog życzliwych sygnałów z prezydentem Andrzejem Dudą, który, choć wywodzący się ze środowiska PiS-u, nie należał do zwolenników „tonu nadawanego mediom publicznym przez PiS”.
- Wiedząc, że Waszyngton i Bruksela są po jego stronie, podobnie jak większość polskich mediów należących do niemiecko-szwajcarskiej grupy medialnej Ringier Axel Springer lub posiadających wśród akcjonariuszy fundusze „sorosowskie”, rząd Tuska po prostu wykorzystał tę siłę. Jego Minister Kultury, niczym szef mafii, zwerbował agencje bezpieczeństwa, aby usunąć legalnych przywódców z mediów publicznych i umieścić tam jego ludzi. I szkoda, że wynikną z tego drobne kłopoty administracyjne, związane z odmową sądów zarejestrowania w rejestrze spółki nowego zarządu i stanem likwidacji mediów publicznych. Nie mówiąc już o odmowie Rady Mediów Narodowych przekazania wpływów z abonamentu telewizyjnego nielegalnym zarządom mediów publicznych
– komentuje kąśliwie francuski dziennikarz.
Publicysta podkreślił również, że choć przejęcie mediów publicznych przez PiS u progu 2016 roku również mogło budzić pewne prawne zastrzeżenia, to wszystko jednak odbyło się zgodnie z konstytucją i z literą prawa, a stosowne ustawy, pozwalające na dokonanie zmian w mediach należących do państwa, zostały przegłosowane przez większość parlamentarną i podpisane przez prezydenta.
Bault zauważa także w swoim felietonie, że nie jest jedynym francuskim publicystą, który zadaje sobie pytanie dotyczące sytuacji politycznej w Polsce. Przytacza przy tym koleżankę po fachu, Marie d'Armagnac, „opisującą pewne niepokojące wydarzenia w tym kraju od czasu utworzenia rządu Donalda Tuska”.
- Czy Polska stała się demokracją nieliberalną?
- zadała sobie wówczas pytanie publicystka.

rs