Biegła analizowała akta sprawy, dokumentację z leczenia Nero, zapoznała się też z zeznaniami świadków.
- Na tej podstawie jasno i wyraźnie mogę stwierdzić, że organizm psa był wyniszczony - oceniła.
Anemia, przewlekła drożdżyca, nużyca – to choroby, które stwierdzono u Nero, po tym, jak zabrany właścicielowi trafił do lecznicy weterynaryjnej. Nie miał sierści na znacznej części ciała, skórę pokrywały liczne strupy, miał silną niedowagę, wyłysienia wokół oczu i na pysku, potwornie śmierdział.
Właściciel psa zeznał, że podejmował próby leczenia Nero. Był u weterynarza po poradę. Jednak nie zabrał psa do lekarza, mimo, iż weterynarz zalecił przywiezienie czworonoga, podawał mu jedynie tabletki.
- Tego rodzaju rozległych schorzeń i zaawansowanych zmian nie można leczyć na odległość
- stwierdziła biegła. Tłumaczyła, że niekoniecznie właściciel musi przywozić psa do gabinetu. - Są weterynarze, którzy praktykują wizyty domowe - powiedziała.
Jak mówiła, chorobę Nero można było wyleczyć specjalistyczną terapią. Zaznaczyła, że ważnym elementem jest odżywianie psa, bo nużeniec doprowadza do anemii, niszczy tkankę tłuszczową i mięśnie. Trzeba podawać bardziej wartościowy pokarm i w większej ilości.
Nero odpowiedniej karmy nie dostawał. Był wygłodzony i wychudzony – owczarek niemiecki w tym wieku powinien ważyć ok. 36-42 kg. Ważył o kilkanaście kilogramów mniej.
Do tego dochodziło cierpienie, spowodowane świądem. Biegła tłumaczyła, że chory zwierzak czuje się tak, jakby go paliła skóra. Drapie się, ociera, dochodzi do samookaleczeń. Nero z bólu gryzł siatkę ogrodzenia kojca. Gdy trafił do lecznicy, jego zęby były tak starte, że miał problemy z jedzeniem.
Zdaniem biegłej – gdyby wcześniej Nero został zdiagnozowany i podjęte zostało leczenie, pies nie cierpiałby tak długo i jego stan dużo szybciej, i przy mniejszych kosztach, uległby poprawie.
Właściciel tłumaczył się, że nie stać go było na leczenie psa. Sędzia pytał biegłą, czy w swojej praktyce miała do czynienia z przypadkami, gdy ktoś nie podejmował leczenia ze względy na koszty.
- W ciągu 8 lat pracy taka sytuacja mi się nie zdarzyła - przyznała weterynarz. Tłumaczyła, że rozwiązaniem może być wsparcie ze strony gminy czy stowarzyszenia.
- Gminy mogą sfinansować nawet połowę kosztów leczenia. Takie sytuacje miałam i kilka gmin bez problemu się zgodziło - stwierdziła.
Oskarżycielem posiłkowym w procesie było Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt „Animals”. Stowarzyszenie, po tym jak właściciel zrzekł się Nero, pokryło koszty leczenia owczarka i znalazło dla niego tymczasowy dom. Pełnomocniczka organizacji w mowie końcowej wnioskowała o karę roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata, zwrot kosztów leczenia (12,5 tys. zł), orzeczenie nawiązki (20 tys. zł) oraz zakazu posiadania zwierząt przez 15 lat.
- Ten pies został doprowadzony do stanu wręcz agonalnego, bo właściciel przez pół roku nie reagował, choć musiał widzieć, że pies jest chory. Trzymał go na mrozie, w koszmarnych warunkach, źle karmił. Zareagowała dopiero obca osoba, która postanowiła zainteresować się losem psa i zawiadomiła OTOZ
- mówiła mec. Monika Czekańska.
Oskarżony właściciel Nero nie przyznał się do winy. Obrońca 54-latka dowodził, że nie ma mowy o znęcaniu się ze szczególnym okrucieństwem, a co najwyżej zaniechaniu, co nie jest przestępstwem umyślnym. Argumentował też, że OTOZ nie ma prawa domagać się odszkodowania za leczenie, skoro właściciel zrzekł się psa na rzecz tej organizacji.
Ogłoszenie wyroku sąd zapowiedział na 10 grudnia.
Krosno. Gehenna Nero trwała pół roku. Pies znalazł się na gr...
