Grupa Ładosia, czyli jak polscy dyplomaci ratowali Żydów. „Wielkie postacie pozostają zapomniane”

Wojciech Szczęsny
Wojciech Szczęsny
- W kwestii polityki historycznej po 1989 roku zawiodły wszystkie rządy, bez względu na opcję polityczną. A jak pisał marszałek Józef Piłsudski, jeśli sami nie opowiemy naszej historii to zrobią to za nas obcy i na pewno zrobią to źle- mówi Jarosław Papis, prezes Fundacji Hatikva.

Aleksander Ładoś nie jest postacią powszechnie znaną w Polsce. Jak najkrócej opisałby Pan jego działalność w czasie II Wojny Światowej?
Według mnie był aniołem. Dla mnie wszyscy ci, którzy z narażeniem własnego życia ratowali drugiego człowieka byli aniołami zesłanymi przez Boga na ziemię po to, by w tych strasznych czasach choć trochę to człowieczeństwo ratować. Taką osobą był Aleksander Ładoś. Gdyby za swoją działalność wpadł w ręce Niemców, na pewno ani on ani jego współpracownicy z życiem by nie uszli. Tu należy pamiętać, że Ładoś kierował całą grupą działającą z terenu poselstwa polskiego w Szwajcarii oraz osobami podległymi mu na terenie okupowanej Polski i innych państw. Grupa Ładosia dostarczała paszporty nie tylko dla Żydów polskich, ale także niemieckich, czy holenderskich.

Na czym konkretnie polegała cała akcja?
Chodziło o dostarczanie dokumentów z państw Ameryki Południowej, dokąd ratowane osoby nigdy jednak ostatecznie nie trafiały. Dzięki odpowiednim zaświadczeniom można było wydostać się choćby z warszawskiego, czy będzińskiego getta. Potem i tak trafiało się do obozu internowania, ale szansa i nadzieja na przeżycie istotnie wzrastała.

Niemcy nie weryfikowali dokumentów, choćby na podstawie znajomości języka hiszpańskiego?
Należy pamiętać przede wszystkim, że to nie były fałszywe paszporty. To nie były paszporty produkowane przez Aleksandra Ładosia. Trudno tu dobrać odpowiednie słowo, ale te dokumenty były po prostu legalne. Wystawiał je głównie konsul Paragwaju w Szwajcarii, ale także urzędnicy kilku mniejszych państw. Tu nie było miłości, oni robili to dla pieniędzy, to był dobry biznes. Oczywiście Grupa Ładosia działała wyłącznie z potrzeby serca. We współpracy z organizacjami żydowskimi oraz oczywiście rządem polskim w Londynie, z Abrahamem Silbersteinem, czy rabinem Abrahamem Weissem dostarczała pieniądze. Paszporty były kupowane, a ich potwierdzenia były wysyłane pocztą m.in. do warszawskiego getta, gdzie przy ulicy Zamenhofa działała poczta. Tam ludzie je odbierali i następowała procedura wyjścia z getta. Na jednym paszporcie, w związku z ówczesnym przepisami obowiązującymi w Paragwaju, znajdowało się często kilka lub nawet kilkanaście nazwisk. Dzięki temu z getta często mogła wyjść cała rodzina, która następnie trafiała do obozu internowania.

Kiedy Niemcy zorientowali się, że coś jest nie tak?
W pewnym momencie hitlerowcy zauważyli, że paszporty co prawda nie są sfałszowane, ale na pewno nie do końca prawdziwe. Działo się to już w ostatnich miesiącach działalności Grupy Ładosia. Niestety w takich przypadkach osoby najczęściej były przewożone z obozów internowania do obozów koncentracyjnych i tam ginęły mimo np. interwencji Watykanu, który apelował do rządu Paragwaju by akceptował te dokumenty. To się udało, ale do końca nie wiadomo, ile ostatecznie osób udało się uratować dzięki tym paszportom.

Na liście osób, którym pomagała Grupa Ładosia, przy większości nazwisk widnieje informacja „zginął/zginęła” lub „los nieznany”.
Niestety zdecydowana większość osób, która na podstawie paszportu wyjechała z getta warszawskiego, będzińskiego, czy Niemiec lub Holandii do obozów internowania i została uratowana na pewnym etapie, później ginęła w obozach koncentracyjnych. Niemniej szacuje się, że od dwóch do kilku tysięcy istnień ludzkich zostało uratowanych. Dokładnej liczby osób, które uniknęły śmierci dzięki Grupie Ładosia zapewne nigdy nie poznamy.

Jaki był stosunek władz szwajcarskich do działań polskiego poselstwa?
Wersja oficjalna jest taka, że przymykano trochę na to oko, więc ta postawa nie była taka zła. Natomiast pamiętajmy, że Szwajcarzy przyjęli też całą grupę polskich żołnierzy, którzy zostali internowali na jej terytorium. To był duży akt odwagi, bo przecież Niemcy mogli wkroczyć do Szwajcarii w każdej chwili, ponieważ jej neutralność była nieco teoretyczna. Szwajcarzy nie mieli armii, która mogłaby się obronić przed III Rzeszą, więc wszelkie działania wymierzone w Niemców, mogły przynieść poważne konsekwencje.

Dlaczego w Polsce nadal tak mało wiemy o bohaterstwie Grupy Ładosia? Wydaje się, że w podręcznikach historycznych w polskich szkołach od kilkudziesięciu lat nie było o niej ani słowa.
Tu należałoby w zasadzie wykrzyczeć jedno wielkie oskarżenie pod adresem państwa polskiego, zwłaszcza po 1989 roku. Pod tym względem zawiodły wszystkie rządy bez względu na opcję polityczną. Natomiast wcześniej komuna miała swoje priorytety i bardzo często nie zależało jej, choć w zasadzie nie do końca wiadomo dlaczego, na eksponowaniu takich osób. A przecież Irena Sendlerowa była socjalistką. Polska mogła i powinna była wynieść ją na piedestał dużo wcześniej. Podobna sytuacja dotyczy Henryka Sławika, który w ramach swojej działalności na Węgrzech uratował kilka tysięcy istnień ludzkich. W Polsce ta nietuzinkowa postać pozostaje kompletnie nieznana. Podobnie zresztą jak Grupa Aleksandra Ładosia. Pierwotną przyczyną tego zapomnienia jest zapewne to, że była to grupa ściśle konspiracyjna. Ludzie, którzy byli ratowani na podstawie paszportów Paragwaju, prawdopodobnie nie wiedzieli komu zawdzięczają przeżycie. Wszystkim zaangażowanym cały czas groziła wpadka, która skończyłaby się wyrokiem śmierci. Osoby, które przeżyły dzięki tym paszportom i których rodziny się rozpierzchły po całym świecie bardzo często nie wiedziały absolutnie kto im pomógł. Dopiero po latach ktoś gdzieś np. w Stanach Zjednoczonych sięgał do dokumentów rodzinnych i widział paszport Paragwaju i zaczynał się dziwić, o co chodzi. Dopiero potem okazywało się, że ratunek z zagłady odbył się dzięki działalności grupy Polaków i organizacji żydowskich, którzy tych ludzi ratowali. Tu podkreślam po raz kolejny, że cała akcja było możliwa dzięki współpracy polsko-żydowskiej ze znacznym udziałem polskiego rządu w Londynie.

Co można zrobić w celu przypomnienia tych wydarzeń?
Kolejne rządy odkładały sprawę ad acta i chyba dalej nie wiadomo, jak się do niej zabrać. Nie wiadomo, co i komu opowiedzieć. Polityka historyczna nie powinna być prowadzona wyłącznie w Polsce. Z edukacją u nas dalej mamy problem, choć na pewno w ostatnich latach jest lepiej niż wcześniej. Natomiast na zewnątrz to w ogóle nie daje żadnych efektów. Polska polityka historyczna powinna być prowadzona w Niemczech, w Wielkiej Brytanii, w Stanach Zjednoczonych i w Izraelu. To tam ma trafić do ludzi i to tam ludzie mają wiedzieć, co Polacy mają na ten temat do powiedzenia. Marszałek Józef Piłsudski dawno temu pisał i mówił, że jeżeli sami nie opowiemy o własnej historii, to zrobią to za nas obcy.

Pytanie, czy nie jest za późno?
Nigdy nie jest za późno, a jeżeli dalej to zaniechamy, to będzie jeszcze gorzej. jak tak dalej pójdzie, to Polacy będą wprost oskarżani o to, co w czasie II Wojny Światowej zrobili Niemcy.

Ma Pan jakiś pomysł, co z tym zrobić?
Amerykanie od lat robią wysokobudżetowe filmy, które sławią ich dokonania.
W dzisiejszym świecie nie ma innej drogi. W latach 50-tych i 60-tych nie było internetu, więc np. Niemcy swoją lekcję historii odrabiali bardzo powoli. To trwało latami, ale dzięki temu zmienili pojęcie odpowiedzialności niemieckiej na odpowiedzialność nazistowską. To Niemcy – gdy w Stanach Zjednoczonych zaczęły powstawać kliniki medyczne w środowiskach i społecznościach żydowskich w społecznościach żydowskich – byli ich fundatorami. To Niemcy otwierali w USA i Izraelu katedry historii i literatury niemieckiej. Kształcili tam ludzi, a przy okazji opowiadali swoją historię. Gdy sami Żydzi mieli problem z niesłuszną i fałszywą narracją o ich rzekomym tchórzostwie, co miało miejsce bezpośrednio po wojnie, to w 1960 roku wyprodukowano film „Exodus” w reżyserii Ottona Premingera, który kompletnie zmienił postrzeganie tej kwestii w Stanach Zjednoczonych i na świecie. Potem mieliśmy „Listę Schindlera”, gdzie z nazisty, który miał krew na rękach uczyniono bohatera. Ludzie przyjeżdżają na jego grób, który cały usłany jest kamieniami pamięci Żydów z całego świata. Tylko dzięki jednemu filmowi. Książki niestety czyta mało ludzi. One też są potrzebne, ale dziś Polska powinna zainwestować pieniądze w przekaz ogólnie dostępny.

Wydaje się, że w Polsce więcej mówi się o książkach, które mówią o krzywdach, jakich w czasie wojny Żydzi doznali od Polaków. Może najpierw należałoby uporządkować przekaz w naszym kraju, a dopiero potem wysłać go na zewnątrz?
To trudne pytanie. Powinniśmy mówić o każdym aspekcie koszmarów w czasie wojny, bo i Polacy w nich uczestniczyli. Chodzi o to, żeby uporządkować pewne kwestie. Gdy Jan Tomasz Gross, czy Barbara Engelking i Jan Grabowski piszą swoje książki, są one tworzone z pewnej pozycji. Moim zdaniem są one mocno osadzone w poglądach politycznych ich autorów. Z kolei w Polsce nie powstają prace, które by tłumaczyły zjawiska, które oni opisują, ale pokazywały te dziesiątki przykładów bardziej pozytywnych. Niektóre instytucje w Polsce reagują na to procesami sądowymi, co jest pozbawione sensu. Na książkę mówiącą o krzywdach wyrządzonych przez Polaków powinno powstawać dziesięć innych książek - absolutnie nie propagandowych, tylko rzetelnych i udokumentowanych historycznie. Natomiast jeżeli nie powstaną filmy, czy spektakle, które pokażemy na świecie, to narrację będą tworzyć za nas inni. Trzy lata temu izraelska aktorka Gal Gadot, jedna z najbardziej popularnych i rozpoznawalnych artystek kina amerykańskiego, ogłosiła zamiar wyprodukowania filmu o Irenie Sendlerowej. Ma tam zagrać główną rolę. Ponieważ mam z nią kontakt, próbowałem namówić którąś z polskich instytucji na kooperację. Ten film i tak powstanie, ale jeżeli nasze instytucje – nie mówię o tych rządowych - się w to nie zaangażują, to nie będzie ona zawierała czynnika opowieści z polskiej perspektywy. I tak będzie w każdym przypadku. Jeśli wspomniany film powstanie w Hollywood bez naszego udziału, to możemy z góry założyć jakie tam znajdą się treści. Niestety na pewno nie będą one korzystne dla Polski. Amerykanie nie znają naszej historii. Nie wynika to z ich złej woli, tylko z przekazu jakim są karmieni. A my w ogóle nie próbujemy go zmienić.

Co więcej czasami sami strzelamy sobie w kolano. Mówię tu choćby o choćby o konferencji z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego w Monachium w 2018 roku po próbie wprowadzenia sankcji za przypisywanie Polsce odpowiedzialności za Holokaust. Polscy politycy wydają się nie być odpowiednio przygotowani do mówienia o tych kwestiach na arenie międzynarodowej.
Niestety tak się dzieje. Dlatego właśnie teraz organizujemy w Londynie wielką debatę, która ma się odbyć w dniach 1-2 grudnia w Parlamencie Brytyjskim, o grupie Aleksandra Ładosia, a także szerzej o polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. W wydarzeniu będzie mogło wziąć udział 120 osób, w tym eksperci i naukowcy światowej sławy. W Londynie odbędzie się także spektakl oraz inauguracja wystawy o Aleksandrze Ładosiu. Wcześniej w Izraelu dziesięć razy pokazaliśmy spektakl o Irenie Sendlerowej, które zgromadził łącznie prawie pięć i pół tysiąca widzów. To pierwszy przypadek, gdy zespół z Polski tyle razy zapełnił sale w Izraelu. Finałowe przedstawienie odbyło się w Knesecie w obecności blisko 400 osób, w tym najważniejszych izraelskich polityków m.in. ówczesnego przewodniczącego parlamentu, kilku ministrów oraz wszystkich izraelskich organizacji kombatanckich. To był olbrzymi sukces. Co więcej, po raz pierwszy w historii otrzymaliśmy zgodę na organizację wystawy w Knesecie, dotyczyła ona działalności Żegoty, czyli o Armii Krajowej i Polakach ratujących Żydów. Ta sama wystawa była prezentowana potem także w teatrach w Jerozolimie i Tel-Awiwie. Z kolei w Stanach Zjednoczonych razem z młodzieżą z VIII Liceum z Łodzi wystawiliśmy „Pamiętnik Żyda Legionisty” oparty na wspomnieniach Władysława Steinhausa, który jako 19-latek brał udział w wojnie o niepodległość Polski w legionach Józefa Piłsudskiego. Na premierze w Chicago było ponad 2 tysiące osób. Jako fundacja bardzo się staramy się, ale Polska nadal za mało się w to angażuje.

Wydarzenia, o których Pan wspomniał są zwieńczeniem uchwalonego przez Sejm Roku Aleksandra Ładosia. Proszę mi wybaczyć, ale nie odbiło się w naszym kraju szerokim echem.
To katastrofa. W zasadzie poza składaniem kwiatów nie znalazłem żadnego wydarzenia, które upamiętniałoby wiedzę na ten temat. Nasza fundacja stara się działać, ale brak spójnej polskiej polityki na zewnątrz jest niestety bardzo widoczny.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl