Mirosław Noculak o wyborach na prezesa PZKosz
MIAŁEM NIE ZABIERAĆ GŁOSU… Miałem nie zabierać głosu w sprawie jutrzejszych wyborów w PZKosz ponieważ jestem w sporze sądowym z tą instytucją i wydawało mi się, że jest to sytuacja niezręczna. Dlaczego zmieniłem zdanie? Wysłuchałem i przeczytałem wszystkich wypowiedzi kandydatów na stanowisko prezesa PZKosz i jedna z nich, delikatnie mówiąc, mnie wzburzyła. Chodzi o wywiad Adriana Kolińskiego, dla portalu TVP INFO, z Grzegorzem Bachańskim a konkretnie jego odpowiedź na pytanie: Gdy startował pan w 2011 roku przeciwko Ludwiczukowi, przedstawił pan 10 punktów na naprawę polskiego basketu. Ile z nich dało się wprowadzić w życie? W skrócie. Nie dało się wprowadzić Grzegorzowi Bachańskiemu programu wyborczego, który bodaj krążył w mediach pod tytułem Nowy PZKosz, bo mieliśmy długi – złej baletnicy to i rąbek u spódnicy przeszkadza. Sam program był ciekawy tyle tylko, że nic, de facto, z tego programu nie zostało zrealizowane i cały ten projekt…zniknął z sieci. Pan Grzegorz Bachański jest, to przyznaję, sprytnym manipulantem, takim zachowując proporcje, pezetkoszowskim Machiavellim, w końcu filozof z wykształcenia. Często w wypowiedziach mówi „my”, szermując banałem, że koszykówka jest grą zespołową i w tej konwencji bardzo sprytnie odpowiada dziennikarzowi, tu cytat: „To był bardzo trudny czas i skupiliśmy się na tym, żeby uratować federację.” Otóż nie, Panie Grzegorzu! Całą operacją oddłużania Związku zajął się pański dzisiejszy konkurent Pan Jacek Jakubowski, wówczas sekretarz generalny czyli dyrektor Federacji. To on negocjował i układał się z wierzycielami i komornikami. Wprowadził konsekwentną dyscyplinę finansową. Wiem o tym doskonale bo byłem w tym czasie dyrektorem sportowym PZKosz. Kiedy przedstawiałem kosztorys wydatków na szkolenie reprezentantów Jacek Jakubowski 10 razy oglądał każdą złotówkę przez lupę zanim wyraził zgodę. W odpowiedzi na to pytanie redaktora Adriana Kolińskiego pada jedno ważne zdanie, tu znowu cytat: „W zasadzie osiem lat mojej działalności sprowadziło się do tego, żeby postawić związek na nogi.” Czyli co? Przez dwie kadencje swojej prezesury Grzegorz Bachański permanentnie zadłużał Związek bo nie potrafił znaleźć sponsorów, darczyńców , kupców produktu „Polska Koszykówka” etc. Doskonale wiemy, że dotacje z MSiT to za mało żeby z rozmachem rozwijać koszykówkę tak jak napisał w swoim programie wyborczym Grzegorz Bachański. Owszem znalazł rozwiązanie. Wyłuskał skądś Radosława Piesiewicza człowieka poprzedniej władzy czyli PiS-u. Ten przy każdej okazji temu zaprzecza, choć doskonale wiemy jak jest. Nagle zaczęły płynąć strumieniem pieniądze ze spółek skarbu państwa, bo to były decyzje polityczne a nie merytoryczne! Klasyczny układ w demokracji przedstawicielskiej – zwycięzca bierze wszystko! W Polsce dobrze ilustruje to bardzo popularne acz pospolicie brzmiące: Teraz K… My. Prawda jest taka, że polityka w Polsce jest wszędzie a po ośmiu latach PiS-u stało się to, jak sądzę, przez większość z nas niechcianym standardem. Możemy zaklinać rzeczywistość ale to tak szybko w naszym kraju się nie zmieni. Teraz pytanie, sądzę że retoryczne, do Szanownych Delegatów na Walny Zjazd PZKosz: czy chcecie wybrać na Prezesa naszej dyscypliny kogoś, kto tak mocno był związany z poprzednią władzą polityczną w Polsce? Można śmiało zaryzykować tezę, że spółki skarbu państwa nie będą chętne do finansowania naszej dyscypliny, a wiemy, że środki z budżetu państwa na poważny rozwój koszykówki nie wystarczą. Czyli w tym kontekście, nie pozostaje nic innego jak ponownie zadłużać PZKosz? No nie! Panie Grzegorzu, jest Pan potrzebny polskiej koszykówce pełniąc funkcję skarbnika FIBA, proszę pozostawić jej rozwój w Polsce innym kandydatom! Drugi kandydat z obozu poprzedniej władzy PZKosz, Łukasz Koszarek niestety był cieniem poprzedniego prezesa i tylko to, w świetle powyższego, kompletnie nie uzasadnia jego wyboru. Teraz czas na nowe twarze w jutrzejszych wyborach. Z całą trójką mam wspólne doświadczenia. Wypada zacząć od Elżbiety Nowak. Mam duży sentyment do Eli bo przez 3 lata miałem przyjemność być jej trenerem w kadrze Polski kadetek w latach 1987-1989. W mojej ocenie jej kandydatura do przyszłego zarządu PZKosz i merytoryczne nadzorowanie koszykówki kobiet jest bezsporna. Na prezesurę chyba jest jeszcze za wcześnie. Filip Kenig był koszykarzem w regularnej koszykówce i reprezentantem polski w K3x3 wtedy gdy byłem tej kadry trenerem. Prowadzi szeroko zakrojona działalność jako przedsiębiorca i zna się na zarządzaniu. Ukończył lub jest tego bliski MBA przy Eurolidze. Jest to świetna kandydatura. Jego wizje, które znam z wielu bezpośrednich rozmów i to co mówi w mediach jest, dla mnie, bardzo przekonujące i realistyczne. Bardzo mocny kandydat na objęcie sterów w PZKosz. Równie mocną pozycję ma Jacek Jakubowski. Już była o nim tutaj mowa w pozytywnym świetle. Jacek namówił mnie do pracy w PZKosz w roli dyrektora sportowego. W dużej mierze wynikało to z naszej pracy wcześniej w klubie Prokom Trefl Sopot. Jacek po odejściu z PZKosz, nie z własnej woli (pasuje tu obecnie niepoprawna politycznie historia o murzynie, który zrobił swoje), zajął się z sukcesem budowaniem od podstaw dwóch firm bukmacherskim. Zna się zatem i na koszykówce i na zarządzaniu. Cała powyżej przedstawiona trójka, mojego punktu widzenia, dla rzeczywistego a nie pozorowanego rozwoju koszykówki w Polsce powinna znaleźć się w nowym, nomen omen, PZKoszu. Mam nadzieję, że w dużej mierze większość z Was podziela moje stanowisko. Na koniec krótkie uzasadnienie dlaczego zabrałem, mimo wszystko w tej sprawie głos. W 1973 zacząłem zawodowo zajmować się koszykówką i trwa to do dzisiaj, ledwie 51 lat.