I wcale nie mam zamiaru z tego żartować. Wiemy, że to panie stanowią najwdzięczniejsze czytelniczki, dlaczego zatem kobieta pisząca, jaką z właścicielki biura rachunkowego stała się Hanna Greń nie miałaby by zostać co najmniej księżniczką tego gatunku? W powieści „Więzy krwi” najważniejszą postacią, jest znana z jej wcześniejszej książki Dioniza Remańska. Córka policjanta, która musiała zrezygnować ze służby. Byłym gliną jest też jej ojczym, ale zanim połączą siły, by prowadzić biuro detektywistyczne, z młodą policjantką będzie poszukiwała gwałciciela i zabójcy pewnej 23-latki.
Dużo w tej powieści powiatowej obyczajowości, możemy też przekonać się, że sklepowa to była profesorka uczelni, zaś zazdrość i walka o stołki może rozgrywać się nawet na poziomie gminnego komisariatu. Wszystko to bardzo ludzkie, a przy tym pisane z perspektywy kobiety, a właściwie kobiet. Przy tym sama Hanna Greń jest żoną emerytowanego policjanta, zatem pojawia się i wątek obniżonych emerytur, ze względu na esbeckie epizody późniejszych policjantów. Nie zabraknie też spektakularnych śmierci, zaś rozwiązanie zagadki może się nieco kojarzyć ze zwrotami akcji rodem z brazylijskiej telenoweli z chorą miłością w tle.
„Więzy krwi” czyta się lekko i bez bólu. Owa Dioniza zakochanie się w młodym policjancie ciągle ma przed sobą, nie nadużywa alkoholu, jest osobą, którą można polubić. A w takiej lekturze to nie bez znaczenia. Podejrzewam, że Hanna Greń wkrótce sprezentuje czytelnikom kolejną historię z ambitną detektywką. Czemu nie?
Czytaj też: Hanna Greń – Wioska kłamców. Kto zabił policjanta?
Czytaj też: Mira Marcinów – Bezmatek. Onkodziwka, ekscórka, młoda matka
Czytaj też: Wojciech Chmielarz – Wyrwa. Policjant kryje dilera i gwałciciela
