21-letnia pracownica linii lotniczych kupiła gorący napój w automacie na lotnisku Son Sant Joan ma Majorce. Pijąc kawę zauważyła w filiżance „małe antenki i skrzydełka” i zaczęło się...
Czuła się coraz gorzej
Mówiła potem, że pamięta, jak piła kawę, ale 10 minut później poczuła się źle. Smak napoju wydawał się dziwny, a po bliższym przyjrzeniu się zauważyła rój skrzydlatych owadów pełzających wokół kubka.
Zszokowana pobiegła do łazienki, a kiedy wróciła do partnera, powiedziała mu, że nic nie widzi. Jej stan pogarszał się błyskawicznie, aż doznała wstrząsu anafilaktycznego – twarz i gardło spuchły tak, że nie mogła oddychać. Lotniskowa służba podała jej adrenalinę i inne leki. Kobieta straciła przytomność i została przewieziona do kliniki w Palmie.
Niewiele brakowało, a byłoby po niej
Kiedy przyjechała na oddział intensywnej terapii, lekarze powiedzieli jej chłopakowi, że niewiele brakowało, a byłoby po niej.
Kobieta spędziła w sumie 36 godzin na oddziale intensywnej terapii. Wyszła już ze szpitala i dochodzi do siebie. Opowiedziała, że pierwszą rzeczą, którą zrobiła, gdy zauważyła muchy, było zadzwonienie do Deli Corner – firmy produkującej kawę.
Usłyszała, że dostanie zwrot pieniędzy za kawę. „Zrobiłam to w dobrej wierze, żeby nie przydarzyło się to innej osobie. Powiedziałam im, że nie chcę tych pieniędzy. Chcę tylko, żeby coś zrobili”.
Jej rodzina złożyła już skargę na lotnisko do miejscowej policji.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
