Izba Reprezentantów bez przewodniczącego
Pomimo trzech głosowań Kevin McCarthy z Partii Republikańskiej nie został wybrany nowym przewodniczącym Izby Reprezentantów. Taki wybór jest konieczny do rozpoczęcia prac tej izby i zaprzysiężenia nowych kongresmenów. Obrady odroczono do środy.
Wtorkowy impas to wynik buntu grupy kongresmenów ze skrajnego skrzydła Partii Republikańskiej przeciwko McCarthy'emu, który przewodzi temu ugrupowaniu w Izbie od 2019 r. Politycy, głównie należący do tzw. Freedom Caucus, domagali się zmian w regulaminie izby, który dawałby im więcej wpływów i ograniczyłyby władzę kierownictwa.
Obstrukcja ze strony Republikan
W rezultacie, w trzech wtorkowych głosowaniach McCarthy nie uzyskał potrzebnej większości 218 głosów. 19 jego partyjnych kolegów głosowało najpierw na Andy'ego Biggsa, a później na Jima Jordana, nawet mimo faktu, że Jordan poparł McCarthy'ego.
W ostatnim głosowaniu do głosujących na Jordana, założyciela Freedom Caucus, do grupy 19 przeciwników McCarthy'ego dołączył jeszcze jeden Republikanin. W każdym z głosowań najwięcej głosów (212) zebrał nowy lider demokratycznej mniejszości Hakeem Jeffries.
To pierwszy taki przypadek od niemal stu lat
Wtorkowe posiedzenie było pierwszym przypadkiem, kiedy Izba Reprezentantów nie wyłoniła spikera w pierwszym głosowaniu od grudnia 1923 r. i dopiero drugim od zakończenia wojny secesyjnej. Do rozstrzygnięcia impasu 100 lat temu potrzebne było 9 głosowań i dwóch dni obrad.
Swoją kandydaturę na kompromisowego spikera, który miałby połączyć umiarkowanych Republikanów i Demokratów, zgłosił były republikański kongresmen Justin Amash, który odszedł z partii w 2019, m.in. w proteście przeciwko poprzedniemu prezydentowi Donaldowi Trumpowi. Żaden kongresmen nie poparł dotąd idei kompromisowego kandydata.

Źródło: