Andrzej Duda wyraźnie wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich? Jak zdołał zbudować sobie taką dużą przewagę?
Duda często występuje w telewizji. Jednocześnie cały czas atakuje Rafała Trzaskowskiego, w ten sposób pogarszając jego sytuację. I on, i jego otoczenie ciągle uderzały w głównego konkurenta, a media to pokazywały. Stąd takie wyniki.
Akurat Trzaskowski nie nastawia pokornie drugiego policzka. W tej kampanii to on jest bardziej ofensywny, agresywny.
Znam go, był moim studentem, bardzo go lubię i cenię. Ale Polacy znają Dudę, on jest już przez nich sprawdzony, wiedzą, czego się po nim spodziewać. Poza tym wydaje im się, że on jest dobroduszny - i to im się podoba.
Jeszcze w 2010 r. kandydaci głównego nurtu - PO i SLD - w wyborach prezydenckich mieli razem 55 proc. głosów. Teraz - nawet sumując wynik razem z Szymonem Hołownią - 47 proc. Jednocześnie PiS oraz Konfederacja mają razem ponad 50 proc., podczas gdy w 2010 r. zdobywali 38 proc. Czy te wybory nie pokazały głębszej zmiany politycznej w Polsce?
To się wiąże przede wszystkim z polityką socjalną rządów PiS-u oraz z propagandą, po którą ten rząd sięga. Ludzie myślą, że popierając Andrzeja Dudę, stawiają Polskę w lepszej sytuacji. Akurat siły programów społecznych lekceważyć nie można. 500 złotych dla przeciętnej polskiej rodziny to naprawdę dużo. Oni ten program traktują jako bardzo poważną pomoc ze strony państwa. To przekłada się na wynik tych głosowań.
A nie jest też tak, że w Polsce wypalił się pewien model polityki, który przez lata był głównym nurtem, establishmentem?
Większość ludzi nie myśli w kategoriach modeli politycznych, raczej w kategoriach wpływu, jaki dana władza ma na ich życie, na ich osobistą sytuację. Ale teraz decydujący wpływ ma propaganda poprzez media.
Akurat Trzaskowski też ma po swojej stronie sympatię dużej części mediów.
Nie ukrywam, wolałabym, żeby Trzaskowski wygrał te wybory, bo lubię go i cenię. Ale większość ludzi myśli inaczej. Wolą się trzymać tego, co już znają i co uważają za korzystne dla siebie.
Jak Pani rozumie wynik Szymona Hołowni - że niemal 14 proc. głosów padło na człowieka kompletnie spoza świata polityki?
On robi wrażenie człowieka trochę bezbronnego, trochę zależnego i to ludziom odpowiada. Choć też proszę zauważyć, że zdobył tyle głosów, że nawet przez chwilę nie miał on szans na wygraną. Te kilkanaście procent to raczej prezent dla niego. Natomiast główny problem to przewaga Dudy nad Trzaskowskim.
13 punktów procentowych.
Wygrana tego drugiego byłaby realną zmianą. Ale jest od niej daleki.
Widzi Pani potencjał w Hołowni na odświeżenie języka po stronie liberalnej opozycji?
Nie sądzę. Nie widzę żadnego obiecującego sygnału w tym, co on zaproponował w tej kampanii. Wydaje mi się, że jego wynik w tych wyborach to szczyt jego możliwości. On po prostu zebrał głosy rozproszonych środowisk, które wcześniej były nieliczne. Z takich grup nie da się zbudować dużej siły.
Jak się według Pani zachowają wyborcy Hołowni. On sam wzywa, by poparli Trzaskowskiego.
W tej chwili opozycja w Polsce też jest częścią systemu i funkcjonuje dzięki niemu. Z tego powodu ona nie chce się narażać PiS-owi.
Konfederacja i Krzysztof Bosak też są częścią tego systemu? Bo akurat w kampanii to Bosak przedstawiał się jako kandydat najbardziej antysystemowy.
Mam nadzieję, że jego wyborcy będą się przede wszystkim kierować własnymi przekonaniami, a nie wyobrażeniem o interesie partii i własnego kandydata. Ale tutaj nawet nie chodzi o poszczególnych kandydatów. Uderza mnie w tej całej sytuacji coś innego.
Co Pani ma na myśli?
Irracjonalność tego wszystkiego. Mam wrażenie, że wyobrażenia, jakie obowiązują u Polaków o poszczególnych kandydatach, są pomylone. I to sprawia, że trudno w ogóle to komentować.
Rafał Trzaskowski osiągnął lepszy wynik niż Platforma w ostatnich wyborach parlamentarnych. Co to oznacza dla PO? Sygnał, że ta partia przełamała kryzys, w jakim się znajdowała od 2015 r.?
Nie wiem, czy to można łączyć ze sobą. Trzaskowski ze względu na swój wizerunek, medialność, sposób prezentowania siebie był w stanie szybko zgromadzić poparcie wokół siebie. Ale nie sądzę, żeby fakt głosowania na niego można było łączyć z tym, że rośnie poparcie dla PO.
Polacy poparli Trzaskowskiego, a nie Platformę?
Dokładnie. Widzą, że Trzaskowski byłby dobrym prezydentem, mającym doświadczenie w relacjach międzynarodowych. On jest człowiekiem inteligentnym, dobrze wyczuwa problemy.
Tyle że on jest wiceprzewodniczącym tej partii. Głos na niego to głos na PO.
Ale Polacy to rozdzielają. Oni patrzą na Trzaskowskiego nie jako na działacza Platformy, tylko jako na osobowość, człowieka z wizerunkiem, który im się podoba. Nawet ja nie łączę go z PO - tym bardziej nie robią tego ludzie nieinteresujący się na co dzień polityką, tylko chodzący zagłosować raz na kilka lat. Oddzielna sprawa, że nie sądzę, by Trzaskowski miał teraz duże szanse na wygraną. Niestety.
Co będzie oznaczać reelekcja Andrzeja Dudy? Czeka nas wtedy kolejne pięć lat mówienia o Polsce pękniętej na pół, starciu wizji Polski socjalnej i Polski liberalnej? Czy raczej należy się spodziewać przesilenia i choć częściowej zmiany rytmu, w jakim się rozgrywa polska polityka? Bo jednak wygrana Dudy da mu do ręki bardzo silny mandat, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich do niej dojdzie.
Nie, nie spodziewam się zmian. Wszystko wskazuje na to, że wybory parlamentarne w 2023 r. będą się rozgrywać według tych samych osi podziałów, które dominują teraz. Przede wszystkim dlatego że one weszły na trwałe do świadomości potocznej. Ludzie co do zasady nie analizują polityki, nie rozważają poszczególnych sytuacji, argumentów każdej ze stron. Kierują się raczej wizerunkiem, postrzeganiem polityków. A taki czarno-biały podział, jaki mamy teraz, jest stosunkowo łatwy do zrozumienia. Ułatwia odbiór polityki.
PiS długo przegrywał z PO - ale od 2015 r. dominuje. Czy wyborcy Platformy będą cierpliwie czekać na swoją szansę? Bo na razie w każdym kolejnych wyborach słyszą, że one są najważniejsze od 1989 r. i że to ostatnia szansa zatrzymania powstania dyktatury w kraju.
Miękkiej dyktatury - bo PiS nie tworzy dyktatury jako takiej, tylko miękką dyktaturę. Bo ona nie tyle niszczy demokrację, co poczucie niezależności poszczególnych osób.
Chodzi mi o retorykę kampanijną. Długo wyborcy PO będą mieli cierpliwość do ciągle tych samych zaklęć, które słyszą przy każdej okazji?
Faktem jest, że Polacy powoli się przyzwyczajają do autorytaryzmu, jaki wprowadza w Polsce PiS, zaczynają go akceptować. To zjawisko bardzo niebezpieczne. W demokracji niezbędny jest wysiłek. Śledzenie na bieżąco sytuacji, rozważanie racji, wyrabianie sobie opinii. Tymczasem Polacy chętnie się podporządkowują systemowi władzy, widząc, jakie socjalne korzyści z tego mają.
Czyli w 2023 r. znowu będziemy słyszeć o najważniejszych wyborach od 1989 r. i ostatniej szansie na zatrzymanie autorytaryzmu - a finalnie Platforma znów przegra?
Obawiam się, że tak to będzie wyglądać.
Dlaczego PO utknęła w tak głębokim kryzysie? Przecież długo umiała wygrywać - a teraz tkwi w apatii, nie wie, jak z niej wyjść
To kwestia mentalności. Mam wrażenie, że oni zbyt długo tkwią w polityce, są już tym znużeni. Tymczasem są teraz w takiej sytuacji, że muszą niejako wymyślić się od początku. Tylko że to wymaga dużego wysiłku. Jeśli jednak się na niego nie zdecydują, to będą dalej przegrywać.
Tylko jak oni mogą się wymyślić od początku?
Przede wszystkim muszą się zastanowić nad stanem mentalności potocznej. Muszą lepiej zrozumieć sposób myślenia Polaków, jaki typ kompromisu jest dla nich dopuszczalny, a jaki nie. Te wyniki to także konsekwencja kultury politycznej w Polsce, która właściwie nie istnieje.
Jak poruszać się w rzeczywistości, która nie jest jasno zdefiniowana?
Platforma musi się do niej dostosować. Ona musi poświęcić trzy lata do kolejnych wyborów na uświadomienie sobie, jakie wartości są rzeczywiście dla Polaków istotne w polityce. Musi zrozumieć, jaki typ działania należy zastosować, żeby dotrzeć do ludzi.
Teraz Pani mówi, że obecna Platforma nie rozumie Polaków?
Tak. Dodatkowo nie rozumie aktualnej sytuacji w Polsce. To jest ten moment, kiedy ona powinna gruntownie przemyśleć swoją politykę. Tak, by znaleźć skuteczny sposób na to, aby ostrzec Polaków przed kierunkiem, w jakim skręca sytuacja w naszym kraju.
Przecież oni cały czas ostrzegają, ciągle mówią, że nadciąga dyktatura, i że w Polsce będzie zaraz tak jak na Białorusi.
Ostrzegają - tylko robią to w sposób, który mało do kogo dociera. Używają ciągle tych samych słów, nie dostrzegając, że one już się zużyły. Ludzie przestali na nie reagować, traktują je jako propagandę, a nie opis rzeczywistości. Trzeba znaleźć sposób pozwalający dotrzeć do mentalności potocznej - tak, żeby uświadomić Polakom ich osobiste koszty funkcjonowania w systemie, który buduje PiS.
Dlaczego tak słabo w tych wyborach wypadł Władysław Kosiniak-Kamysz? Wydawało się po wyborach parlamentarnych, że znalazł nową formułę działania dla PSL, wejścia między PO i PiS. Teraz zdobył niecałe 3 proc. Co było wypadkiem przy pracy: obecne wybory, czy poprzednie parlamentarne?
Cały czas uważam, że pomysł Kosiniaka-Kamysza jest dobry. Tylko trzeba pamiętać, że wyborcy przyglądają się polityce poprzez media - a media stawiają przede wszystkim na polaryzację, a nie na kompromis i współpracę. Kosiniak-Kamysz nie umiał się temu przeciwstawić.
Najmocniej w ton polaryzacji uderzył Trzaskowski po wejściu do kampanii - a PiS jakby na to czekał, od razu go podchwycił.
Trzaskowski zaryzykował wchodząc w tę polaryzację - i zrobił błąd. Pewnie gdyby mówił więcej o pozytywnych skutkach współpracy, gdyby opisywał sytuację w Polsce w sposób bardziej racjonalny i zgodny z rzeczywistością, to sytuacja w tych wyborach wyglądałaby inaczej.
Kosiniak-Kamysz ma jeszcze szansę budowy Koalicji Polskiej wchodzącej między PO i PiS, czy raczej powinien skupić się na wzmacnianiu pozycji PSL na wsi?
Zaletą PSL-u było wiele pomysłów racjonalnych, przede wszystkim w wymiarze lokalnym. Być może jako partia powinni pójść w tę stronę. Tylko nie wiem, czy są w stanie - bo to wymaga wiedzy, znajomości potrzeb tych lokalnych społeczności. Być może ludowcy zapędzili się zbytnio w tę retorykę wielkiej polityki, która utrudnia myślenie o polityce lokalnej.
Wiele wskazuje na to, że dojdzie do reelekcji Andrzeja Dudy. Jakim prezydentem on będzie w drugiej kadencji. Czego się Pani po nim spodziewa?
Nie sądzę, żeby on wiele zmienił w porównaniu z pierwszą kadencją. On jest mieszanką zadowolenia z samego siebie i kompleksów. Widać to w momentach, kiedy on nagle się załamuje. Dlatego zakładam, że w drugiej kadencji nastawi się przede wszystkim na przetrwanie tych pięciu lat.
W pierwszej kadencji był zależny wobec PiS-u - bo potrzebował wsparcia partii do reelekcji. Teraz stać go będzie na większą samodzielność. Skorzysta z niej?
Tylko może mu się nie chcieć podejmować własnych działań. Zakładam, że w czasie tej kadencji będzie przede wszystkim korzystał z przywilejów, jakie daje bycie prezydentem. Nie oczekuję po nim żadnej zmiany polityki.