Mam już tego dość. Sytuacja powtarza się za każdym razem od pięciu lat. Za każdym razem zgłaszałem też ten fakt do przewodniczącego komisji wyborczej. I co? I nic! - denerwuje się nasz Czytelnik (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).
Jego mama zmarła osiem lat temu, a nadal figuruje w spisie wyborców.
- W 2014 roku, gdy głosowałem w wyborach samorządowych nie zwróciłem uwagi, ale w 2015 roku mama znajdowała się w spisie podczas wyborów samorządowych. Tak samo jak w 2018 roku, kiedy odbywały się wybory samorządowego i w 2019 roku - w wyborach do europarlamentu i parlamentarnych. Teraz też głosując w I i II turze wyborów prezydenckich widziałem imię i nazwisko mojej mamy w spisie. Pomijając już kwestię tego, że to zawsze dla mnie bolesne przeżycie, to jak może panować taki bałagan? I przede wszystkim dlaczego przewodniczący komisji nie reaguje? Zgłaszam to od pięciu lat i cały czas głosuję w jednym miejscu, czyli w przedszkolu nr 32 przy ul. Pułaskiego 55 - podkreśla nasz Czytelnik.
Szczególnie zdenerwował się gdy zadzwonił w niedzielę (12 lipca) do magistratu. - Urzędnik stwierdził, że nic o tym nie wie, że moja mama nie żyje. Ale jak nie wie, skoro zaraz po śmierci do urzędu miasta wpłynął akt zgonu? O śmierci mojej mamy wie spółdzielnia czy bank. Dlaczego nie miałby wiedzieć urząd miasta? - pyta.
Zauważa, że obecność jego nieżyjącej mamy w spisie zaniża frekwencje. - Poza tym daje pole do fałszowania wyborów. Może to brzmi trochę jak teoria spiskowa, ale załóżmy że jakiś członek komisji wie, że moja mama nie żyje. Podpisze się za nią, weźmie kartę do głosowania i zagłosuje. Kto wie, ile takich osób - których nie ma już na tym świecie - figuruje w spisach wyborców. Zmarły nie pójdzie przecież do sądu i nie będzie dochodził kto się za niego podpisał i zagłosował - zastanawia się.
Dyrektor Krajowego Biura Wyborczego w Białymstoku Marek Rybnik komentuje, że teoretycznie takie fałszerstwo jest możliwe, ale praktyka je wyklucza. Bo w komisji wyborczej zasiadają osoby zgłaszane przez różne partie i każdy każdemu patrzy na ręce. - Poza tym w każdej komisji w Białymstoku pracują tzw. mężowie zaufania, którzy obserwują przebieg wyborów - mówi.
Obecność w spisie mamy naszego Czytelnik może mieć znaczenie jeśli chodzi o zaniżenie frekwencji, ale w skali całego miasta czy tym bardziej kraju, ma to bardzo znikome znaczenie.
- Tym niemniej takie sytuacje nie powinny się wydarzyć - przyznaje Marek Rybnik.
Obiecuje zająć się sprawą. - Elementem, który może mieć wpływ na jej wyjaśnienie może mieć fakt, że przed śmiercią kobieta, o której mowa mieszkała przez 10 lat w Kanadzie - mówi.
Nasz Czytelnik komentuje, że nie ma to żadnego znaczenia, bo dostarczył akt zgonu do urzędu w Białymstoku, a nie w Kanadzie.
- Bardzo dziękuję Markowi Rybnikowi, że zainteresował się sprawą. Natomiast do urzędu miasta mam apel: Skoro urzędnicy są utrzymywani z naszych podatków, to powinni dbać o to, aby w dokumentacji był porządek - podkreśla nasz Czytelnik.
Kamila Bogacewicz z magistratu twierdzi, że nie może nas poinformować jak to się stało, że zmarła kobieta figuruje w spisie wyborców. Podpiera się ustawą o ochronie danych osobowych oraz ustawą o ewidencji ludności. Niemniej zarzeka się, że miasto nie złamało prawa. Prosi naszego Czytelnika, aby skontaktował się z urzędem stanu cywilnego.
Natomiast Marek Rybnik zapewnia, że w najbliższych dniach postara się wyjaśnić sprawę, więc powinno być wiadome kto zawinił. Będziemy Państwa informowali na bieżąco.
