Jerzy Stuhr był oskarżony o prowadzenie auta w stanie nietrzeźwości. W połowie października spowodował kolizję w centrum Krakowa, a badanie alkomatem wskazało 0,7 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. W środę krakowski sąd rejonowy uznał aktora za winnego i wymierzył mu karę zakazu prowadzenia pojazdów przez trzy lata, grzywny w wysokości 12 tys. zł oraz 6 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Ma również zapłacić prawie 4,3 tys. zł tytułem postępowania kosztów sądowych. Wyrok nie jest prawomocny.
Jerzy Stuhr: Nic takiego nie zrobiłem
Sam zainteresowany na środowej rozprawie się nie pojawił. "Fakt" zwrócił się jednak do niego z prośbą o komentarz w sprawie. Stuhr początkowo przyznał - jak zaznacza gazeta - spokojnym głosem, że nie zna jeszcze treści wyroku. Kiedy zaś usłyszał od dziennikarki, że dostał najniższy wymiar kary przewidzianej przez Kodeks karny, odparł:
"No wie pani, nic takiego nie zrobiłem. Afera jest straszna...".
Słowa Jerzego Stuhra są o tyle oburzające, że pokazują zupełny brak skruchy. Określone przez aktora zdarzenie jako "nic takiego" to przecież prowadzenie auta pod wpływem alkoholu, a co za tym idzie stworzenie zagrożenia nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim - dla innych użytkowników ruchu.
Stuhr skazany za jazdę pod wpływem alkoholu
Zdarzenie, które znalazło swój finał w sądzie, miało miejsce 17 października ubiegłego roku. Tego dnia Jerzy Stuhr potrącił 44-letniego motocyklistę – pana Sławka. W organizmie aktora było ok. 0,7 promila alkoholu.
Podczas środowej rozprawy sędzia Tomasz Rutkowski odczytał wyjaśnienia aktora. Aktor wskazywał m.in., że 17 października wypił trzy, cztery lampki wina do obiadu. Zapomniał, że miał umówiony tego dnia wywiad z dziennikarzem. Czując się dobrze i w przekonaniu, że alkoholu nie ma w organizmie, wyjechał bocznymi drogami – z powodu remontu ul. Królowej Jadwigi - na spotkanie z dziennikarzem. Aktor tłumaczył, że najpierw odjechał z miejsca zdarzenia, ponieważ nie poczuł, aby spowodował kolizję i zranił motocyklistę, który – według aktora – krzyczał i nie wyglądał na poszkodowanego. Jak podkreślił, miał wrażenie, że krzyczący obcy mężczyzna może go zaatakować. Stuhr zaznaczył, że żałuje tamtego zdarzenia i nigdy wcześniej nie prowadził pod wpływem alkoholu. Zauważył też, że miał rozładowany aparat słuchowy w prawym uchu, co dodatkowo sprawiło, że nie wiedział, o co dokładnie chodziło na początku po zdarzeniu 17 października.
Prokurator zgodził się z obroną, co do nieposzlakowanej opinii aktora, ale – uzasadniając wniosek o wyższą karę – podkreślał, że nawet osoby znane i o nieposzlakowanej opinii muszą ponieść karę.
Z dziennikarzami jeszcze przed rozprawą rozmawiał motocyklista potrącony przez aktora. Mówił, że drętwieje mu lewa dłoń, a w ostatnim czasie funkcjonuje dzięki antydepresantom. Twierdził również, że dostawał pogróżki.

mm