Spis treści
Ukraiński prezydent zaalarmował narody mające „rosyjskie korzenie” lub historyczne powiązania z obszarem wpływów ZSRR, że mogą one być następne.
Putin od dawna ma pretekst do kolejnej wojny
Wołodymyr Zełenski sugerował, że Putin może powołać się na obecność ludności rosyjskojęzycznej jako pretekst do ataku, podobnie jak w przypadku aneksji Krymu w 2014.
Jako prawdopodobne cele zidentyfikował Estonię, Łotwę, Polskę, Mołdawię i Słowację.
Zełenski: „Kiedy masz rosyjskojęzycznych ludzi, ich korzenie, ich rodziny… to jest nasza historia, to jesteś zagrożony. Na początku mówili, że nie okupują naszych terenów, że bronią narodu rosyjskojęzycznego”.
Jeśli Ukraina upadnie, ryzyko nowego ataku Kremla rośnie
„Jeśli upadniemy… Myślę, że wszystkie te kraje, o których wspomniałem, są narażone na ryzyko ze względu na politykę rosyjską, ze względu na ich pogląd na rosyjski świat” - dodał.
Łotwa, Estonia i Mołdawia były wcześniej częścią Imperium Rosyjskiego, jak i ZSRR. Łotwa i Estonia są domem dla setek tysięcy osób mówiących po rosyjsku, a znaczna ich liczba mieszka też w Mołdawii. Część Polski została kiedyś przyłączona do Imperium Rosyjskiego, ale była też członkiem Układu Warszawskiego, podobnie jak Czechosłowacja, od której Słowacja oddzieliła się w 1991 roku.
W eseju z 2021 r. „O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców” Putin oskarżył Ukrainę o okupację rosyjskich terytoriów.
Przekonywał, że Rosjan i Ukraińców łączy nie tylko wspólne dziedzictwo, ale także wspólny los. Kolejnym zmartwieniem sąsiadów Rosji jest dyrektywa Putina z 2024 r. zwiększająca liczebność armii do 2,4 mln ludzi. Obecnie szacuje się, że jest ich 1,5 miliona.
Ekspansyjne ambicje Rosji napotykają poważną przeszkodę, bo cztery z pięciu wymienionych krajów są członkami NATO.