Mecz Polska - Islandia 2:2
Selekcjoner Paulo Sousa wystawił jedenastkę zbliżoną do tej, która wybiegnie na Słowację. Nie zabrakło jednak niespodzianek. W obronie pojawili się Tomasz Kędziora z Pawłem Dawidowiczem, na wahadłach Przemysław Frankowski z Tymoteuszem Puchaczem, a w ataku obok Roberta Lewandowskiego zaczął Jakub Świerczok.
W pierwszych minutach mieliśmy duży problem z rozegraniem. Sousa wściekał się na Glika i Dawidowicza, którzy jego zdaniem zbyt wolno wyprowadzali piłkę. Słabo w tym względzie prezentował się także środek pola. Podsumowaniem tego fragmentu meczu okazał się stracony gol po rzucie rożnym.
Islandczycy grali twardo, o czym przekonał się choćby Glik. Lider defensywy po akcji bramkowej złapał się za łydkę, ale był w stanie kontynuować występ. Dość ostro potraktowanni zostali też Grzegorz Krychowiak czy Robert Lewandowski.
Polska na gola Islandii odpowiedziała osiem minut później. Akcję zaczął Robert Lewandowski, a zakończył ją w polu karnym Piotr Zieliński - po podaniu Puchacza:
W drugiej połowie zmienił się skład, ale nie zmienił specjalnie obraz gry. Po naszej stronie dalej kulało rozegranie, a Islandia wykorzystała błąd Krychowiaka i ponownie objęła prowadzenie.
Najlepsze okazje na wyrównanie zmarnowali najpierw wprowadzeni Kacper Kozłowski oraz Przemysław Płacheta. Dopiero chwilę przed końcem wynik na 2:2 ustalił Karol Świderski.
Był to piąty mecz za kadencji Sousy i zarazem trzeci z przynajmniej dwiema straconymi bramkami. Pod wodzą Portugalczyka nie straciliśmy bramki jedynie przeciw Andorze.
Piłkarz meczu: Ogmundur Kristinsson
Atrakcyjność meczu: 4/10
EURO 2020 w GOL24
