Kiedy trop się urywa. Sprawy zaginięć, w których wciąż brak odpowiedzi

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Wśród osób zaginionych są także takie, których wciąż szuka rodzina
Wśród osób zaginionych są także takie, których wciąż szuka rodzina Fot. Karolina Misztal / Polskapresse
Niektóre historie trudno wyjaśnić, trudno znaleźć racjonalną odpowiedź na pytanie: Co właściwie się stało? Jak to możliwe, że ktoś tak po prostu zniknął? Zwłaszcza jeśli mijają lata, a nie ma żadnych sygnałów, że ten ktoś uciekł i żyje gdzieś na końcu świata, ale też nie ma ciała. Wtedy trzeba liczyć na łut szczęścia, na przypadek, niektóre z zagadki wciąż jednak pozostają nierozwiązane

Sprawa wyglądała naprawdę niepokojąco.10 lutego, 45-letnia Aleksandra Wieczorek razem z 15-letnią córki Oliwią wyszły ze swojego mieszkania przy ul. Bienia w Częstochowie. Zabrały ze sobą psa. Kobieta dzień wcześniej rozmawiała ze swoją matka, w dniu zaginięcia z babcią rozmawiała Oliwa. I nagle cisza. Żadnych telefonów. Znaku życia. Wiadomo, że 10 lutego 45-latkę widziano na ogródkach działkowych przy ulicy Żyznej. Tu ślad się urywał.

Tej dwójki policja szukała kilka dni. Wydawało się, że to kolejne tajemnicze zaginięcie, kolejna sprawa, której rozwiązania nigdy nie poznamy.

W poniedziałek policja zatrzymała jednak 52-letniego mężczyznę, we wtorek usłyszał zarzuty. - Podejrzany nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Ciał kobiet nie odnaleziono. Ale ustalenia śledczych wskazują na to, że zostały one pozbawione życia, tak wynika z całokształtu materiału dowodowego. Do zbrodni miało dojść 10 lutego w Częstochowie - mówił Krzysztof Budzik z biura prasowego prokuratury Okręgowej w Częstochowie.

Ale też wśród zaginięć, ukryta jest ciemna liczba zabójstw. Nigdy ma jednak znaku równości pomiędzy tymi dwoma zdarzeniami. Tak jest na całym świecie, nie tylko w Polsce, a to przysparza masę problemów. Trzeba być fachowcem, żeby takie sprawy rozwiązać.

- Po kilku miesiącach od zaginięcia można się pokusić o analizę sprawy. Zawsze trzeba rozpatrywać kilka wersji, zanim wyłoni się wersje ostateczną. Trzeba zakładać, że ktoś mógł popełnić samobójstwo, ktoś mógł uciec od rodziny, zmienić dotychczasowy tryb życia. Trzeba zbadać życie człowieka zaginionego, sprawdzić, czy już wcześniej znikał, czy ma jakieś choroby, schorzenia. Jest szereg informacji, które należy posiadać zabierając się do takiej sprawy – mówił mi Bogdan Michalec, współtwórca i długoletni szef krakowskiego Archiwum X. Zajmował się ostatnio sprawą Andżeliki Rutkowskiej z Koła niedaleko Konina. Andżelika miała 10 lat, gdy wyszła pobawić się z przyjaciółmi i ślad po niej zaginął. Nie ma jej już 25 lata. Kiedy nie pojawiła się w domu, jej bliscy zgłosili na policji jej zaginięcie. Policjanci przyjęli zgłoszenie. Rozpoczęli się poszukiwania. Ale jak twierdzi rodzina Andżeliki, od początku nic nie wygląda tak, jak powinno. W pobliskiej rzece nigdy nie pojawili się płetwonurkowie. Nie wezwano nawet psa policyjnego na miejsce, ponieważ policjant stwierdził, że jest weekend, suka ma cieczkę, więc psa policyjnego nie będzie.

- W ramach projektu „Polskie Archiwum X” na YouTube, bo jestem już na emeryturze, pomagamy teraz rodzinie, żeby się w końcu doczekała na proces. Ale zrobiłem analizę tej sprawy pracując jeszcze w policji, to była zresztą moja ostatnia analiza. I nie mam żadnej wątpliwości, że doszło do zabójstwa Andżeliki Rutkowskiej. Wskazałem materiał dowodowy, który znajduje się w sprawie poszukiwawczej dziewczynki – mówił mi Bogdan Michalec.

Tyle, że zdarzają się sprawy naprawdę trudne, dziwne, skomplikowane. Choćby takie zaginięcie rodziny Bogdańskich ze Starowej Góry. Policjanci mówią, że takiego zaginięcia nie było w Polsce od czasów zakończenia II wojny światowej. W kwietniu 2003 roku ostatni raz widziano: Krzysztofa Bogdańskiego, jego żonę Bożenę, matkę Danutę i dwójkę jego dzieci: Małgosię i Jakuba. Wtedy Bożena rozmawiała ze swoją siostrą Danutą. Powiedziała, że ma kłopoty. Ale przez telefon nie chciała rozmawiać o szczegółach. Miała opowiedzieć wszystko, kiedy się spotkają. Danuta pojechała do siostry, ale jej nie zastała.

Później do Starowej Góry przyjechał Tadeusz, ojciec Danuty i Bożeny. Spotkał zięcia. Ten tłumaczył mu, że córka wyjechała do Wrocławia. Bogdańscy mieli założyć biuro turystyczne, a tam organizowano kurs przygotowujący do jego prowadzenia. Bożena miała wziąć w nim udział. Zabrała ze sobą ich dzieci: 16-letnią wtedy Małgosię i 12-letniego Kubę. Przy okazji mieli zwiedzić Wrocław i okolice.

Krzysztof rozmawiał jeszcze telefonicznie ze szwagierką. Z Wrocławia mieli jechać do Niemiec na święta, do wspólnej przyjaciółki jego i żony. Danuta się uspokoiła, nie przypuszczała, że wtedy ostatni raz rozmawiała z Krzysztofem.

Jeszcze tydzień po wyjeździe Bożeny i dzieci, Krzysztof był widziany w Starowej Górze. Jedna z sąsiadek opowiadała, że w Wielki Piątek rozmawiała z nim przez ogrodzenie. Nie zauważyła w jego zachowaniu niczego dziwnego. Jej też powiedział, że Bożena i dzieci są we Wrocławiu. Jego matka miała przebywać u znajomych poza Łodzią. On sam tego dnia malował ściany na strychu.
Wielkanoc minęła, a Bogdańscy nie dawali śladu życia. Zaniepokojona Danuta zadzwoniła do przyjaciółki z Niemiec, z którą Bogdańscy mieli spędzić święta. Nie było ich. Wtedy zawiadomiła policję o zaginięciu bliskich. Był 8 maja 2003 roku.

Policjant z wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, który prowadził tę sprawę w czasie swojej wieloletniej pracy w policji nie spotkał się z takim zaginięciem.

- W rozwiązanie zagadki włożyliśmy kawał porządnej, policyjnej roboty, ale na razie efekty są marne - mówił nam policjant. - Ich sprawa zajmuje pięć tomów policyjnych akt, po dwieście do trzystu stron każda.

Bogdańscy byli normalną rodziną. Powodziło im się nieźle. Krzysztof prowadził firmę. Sprowadzał z zagranicy części komputerowe. Interes kwitł. Wybudowali dom, kupili volvo s70 warte wówczas kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dzieci uczyły się w prywatnych szkołach. Szczęście nie trwało jednak wiecznie. Polski rynek zaczął zalewać sprzęt komputerowy sprowadzany z Chin. Jednoosobowa firma Krzysztofa nie była w stanie wygrać z konkurencją. Wtedy mężczyzna zaczął handlować pirackim oprogramowaniem do Play Station i Wizji TV na giełdzie ze sprzętem elektronicznym na stadionie Łódzkiego Klubu Sportowego. Problemy finansowe były coraz większe, a Bogdańscy dalej chcieli żyć na poziomie, do którego zdążyli się przyzwyczaić.
Zaciągali kredyty, pożyczali pieniądze od bliższych i dalszych znajomych. Krzysztof zaczął też grać na internetowej giełdzie finansowej, nie zawsze dopisywało mu szczęście. Policjanci obliczyli, że przed zniknięciem jego zadłużenie mogło sięgnąć miliona złotych.

Co się stało z Bogdańskimi? Policja rozważała wszystkie możliwości. Zaczęli od najgorszej, która zakłada, że rodzina została zamordowana. W ich domu przeprowadzono ekspertyzy biologiczne przy udziale lamp ultrafioletowych. Przekopano całą działkę. Wykorzystano kamery termowizyjne i sondy. Psy szkolone w poszukiwaniu zwłok sprawdziły ogromny teren wokół posiadłości Bogdańskich. Nie znaleziono żadnych śladów. Policjanci wykluczyli też tak zwane rozszerzone samobójstwo. Najbardziej skłaniają się ku innemu rozwiązaniu zagadki. Ich zdaniem zniknięcie rodziny zostało szczegółowo zaplanowane. Zaginęli, by rozpocząć nowe życie.

Nie jest przypadkiem, że przed zniknięciem zgromadzili dużą sumę pieniędzy. Krzysztof Bogdański sprzedał też swoje volvo za 60 tysięcy złotych.

Wkrótce po zaginięciu rodziny okazało się, że kilka banków jest bardzo zainteresowanych odnalezieniem Krzysztofa, jego żony i matki. Pod zastaw domu w Starowej Górze wzięto bowiem kilka kredytów. Gdy Bogdańscy zaciągali kredyty nie było jeszcze Centralnego Rejestru Długów, więc można było zaciągnąć kilka pożyczek pod hipotekę jednego domu. Wzięli je: Krzysztof oraz jego żona i matka. Sprawą zainteresowanych jest kilka łódzkich prokuratur. Na wniosek banków prowadzą przeciwko rodzinie sprawy o wyłudzenie kredytów. Za Krzysztofem, Bożeną i Danutą wysłano międzynarodowe listy gończe. Są poszukiwani nie tylko w Polsce, ale na terenie całej Europy.

Znajomi, rodzina Bogdańskich nie do końca wierzą w wersję, którą zakłada policja. Szukali pomocy nawet u jasnowidza. Powiedział im, że ich bliscy żyją, ale nie chcą z nikim kontaktu.

W równie dziwnych okolicznościach zaginęła 21-letnia Maura Murray. 7 lutego 2004 roku, jej ojciec - Fred pojechał odwiedzić córkę, która studiowała pielęgniarstwo na Uniwersytecie Massachusetts. Chciał kupić jej nowy samochód. Ojciec z córką obejrzeli kilka aut, później zjedli razem kolację. Mieli ze sobą świetny kontakt, lubili spędzać razem czas. Ojciec pożyczył Maurze swój samochód, córka odwiozła go do motelu, a sama udała się na studencką imprezę. Kiedy wracała nad ranem do akademika, doszło do wypadku. Maurze nic się nie stało, ale szkody wyceniono na 10 tys. dolarów. Martwiła się, zadzwoniła do swojego chłopaka, który studiował w innym stanie. Uspokajał ją.

W poniedziałek, 9 lutego Maura spakowała swoje rzeczy, wybrała pieniądze z bankomatu, wydrukowała mapy i napisała maila do swoich profesorów, że nie będzie jej tydzień. Skłamała, że umarł ktoś z rodziny. Kupiła jeszcze trochę alkoholu i ruszyła przed siebie. Prawdopodobnie zmierzała w jedno z miejsc, które odwiedzała w dzieciństwie z ojcem w pobliżu Gór Białych. Próbowała nawet zarezerwować sobie nocleg, ale ostatecznie jej się to nie udało.

Według policji z Haverhill w stanie New Hampshire jeszcze tego samego dnia, o godz. 19.27, samochód Maury uderzył w drzewo na Wild Ammonoosuc Road w Woodsville. Na miejsce policjantów wezwał kierowca autobusu, świadek zdarzenia. Maura była cała i zdrowa, mówiła, żeby nie wzywał służb, że już to zrobiła. Nie uwierzył, w tym rejonie ciężko było z zasięgiem, wrócił do domu i zadzwonił po policję. Funkcjonariusze przybyli na miejsce, ale młodej studentki nie było. Psy tropiące szybko zgubiły trop, Maura prawdopodobnie przeszła poboczem kilkadziesiąt metrów, potem zniknęła. Śledczy przyjęli kilka możliwych teorii: jedna zakłada, że Maura przestraszona kolejnym wypadkiem uciekła, zgubiła drogę i zmarła z wyziębienia. Inna, że wsiadła do przejeżdżającego samochodu i została zamordowana. Jeszcze inna, że popełniła samobójstwo, w co nie wierzy rodzina kobiet.

Tydzień po zniknięciu Murray, jej ojciec i chłopak wystąpili w programie „American Morning” stacji CNN. Do śledztwa kobiety włączyło się FBI. Dziesięć dni po jej zniknięciu przeprowadzono drugie przeszukanie terenu, na którym znaleziono samochód młodej kobiety, wykorzystano psy tropiące specjalizujące się w znajdowaniu zwłok, helikopter z kamerą termowizyjną. Nic. 26 lutego starsza siostra Maury odkryła podartą białą bieliznę damską leżącą w śniegu na ustronnym szlaku, ale testy DNA jednoznacznie wykazały, że bielizna nie należała do Murray. Na początku marca wyczerpana poszukiwaniami rodzina wymeldowała się z motelu, bliscy studentki wrócili do swoich domów. O historii Maury powstało kilka książek, podcastów, nawet blogów. Rodzina wciąż jej szuka.

Podobnie tajemnicza wydaje się historia Tomka Cichowicza. Chłopiec zniknął sprzed domu w Dobrym Mieście 27 lat temu - 17 marca w 1990 roku. Był pod opieką ojca, który na kilka chwil stracił go z oczu. Zrozpaczona rodzina rozpoczęła poszukiwania na własną rękę, powiadomiła o zaginięciu milicję. Jeden z kolegów zaginionego Tomka powiedział, że chłopiec odszedł z nieznajomym mężczyzną, ten miał być brzydki – tak mówił przynajmniej świadek zdarzenia. I rzeczywiście, w kierunku, który wskazał odnaleziono charakterystyczne ślady obuwia, jakie tego dnia miał na sobie zaginiony chłopiec.

Jolanta Cichowicz – matka Tomka jest przekonana, że jej syn żyje, ale przez ponad 30 lat nie udało się znaleźć dzisiaj dorosłego już mężczyzny.

W 2008 roku policyjni specjaliści sporządzają tzw. portret progresywny Tomka Siedem lat później na portalu Facebook zostaje utworzona strona „Tomasz Cichowicz" poświęcona poszukiwaniom Tomka. Po około miesiącu zaangażowana w poszukiwania Iwona Modliborska tworzy anglojęzyczną stronę „Missing / Kidnapped Tomasz Cichowicz”.

I wtedy stała się rzecz niebywała, użytkownik o nazwie Warner Douglas napisał do Iwony maila sugerując, że zaginiony Tomek, to zasłużony wojskowy. Dołączył do swojej informacji zdjęcie. Mama Tomka oglądając je poczuła, że to rzeczywiście może być jej syn. Udało się ustalić, że mężczyzna ze zdjęcia to Ryan Pitts, amerykański żołnierz odznaczony przez prezydenta USA Baracka Obamę medalem honoru za wojnę w Afganistanie. Nie wiadomo dokładnie, kiedy się urodził, na pewno w 1985 roku, jest więc rówieśnikiem Tomka Cichowicza. Jego rodzice, podobnie jak przyrodni brat mają inne nazwiska niż Ryan. Wiadomo, że dziadek mężczyzny miał polskie korzenie, mówił w języku polskim. Uczyć wnuka w domu. Rodzina Ryana bardzo często się przeprowadzała, nie wiadomo jednak, dlaczego tak się działo.

Iwona Modliborska skontaktowała się z Ryanem, opisała mu historię zaginięcia Tomka. Mężczyzna na początku chętnie odpisywał, potem przestał odpowiadać na maile. Nie przysłał zdjęcia z dzieciństwa, nie potwierdził, czy ma bliznę po wycięciu wyrostka robaczkowego, bo taką miał Tomek, nie napisał, jaką ma grupę krwi. Wreszcie nie wyraził zgody na przeprowadzenie badań DNA, a takie badania można wykonać tylko za zgodą osoby zainteresowanej. Sąd jest w takich przypadkach bezradny.

Cóż, być może nigdy nie dowiemy się, czy Ryan Pitts, to Tomek Cichowicz, chyba, że przyjdzie taki moment, kiedy Ryan będzie chciał poznać prawdę.

Ale dzieci zaginionych w Polsce nie brakuje. Basia Majchrzak z Jastrzębia-Zdroju 22 lutego 2000 roku, jak co rano, pożegnała się z mamą, włożyła tornister na plecy i wyszła do szkoły, ale nigdy do niej nie dotarła. Rok wcześniej Sylwia Iszczyłowicz wracała do domu ze spotkania oazowego, znaleźli się świadkowie, którzy jeszcze o 17.00 wiedzieli dziewczynkę na ul. Wolności w Zabrzu, przy której mieszkała. Kilka minut później rozpłynęła się w powietrzu. Andżelika Rutkowska z Koła, Karolina Siwek z Połańca, Kamil Kowalczuk z Gdańska - prawie dwustu nieletnich w ciągu ostatnich piętnastu lat przepadło bez wieści. Wprawdzie „trwale zaginieni”, jak określa ich policjanci, stanowią zaledwie (a może aż) kilkanaście procent wszystkich dzieciaków i nastolatków, którzy giną w Polsce, bo większość odnajduje się lub umiera w wyniku nieszczęśliwych wypadków i przestępstw, to jednak nikt nie rozwiązał ich tajemnicy. Podobnie jak dziwnego zaginięcia Maury Murray, czy rodziny Bogdańskich.

- Niepewność jest gorsza niż świadomość śmierci bliskiej osoby. Te rodziny, kiedy okazuje się, że za zaginięciem stoi ktoś konkretny nie chcą już nawet potem procesu takiego człowieka. Chcą mieć tylko grób swojego dziecka, czy bliskiej osoby. Chcą wiedzieć, mieć pewność, co się stało. Wielki Pascal mówił, że człowiek to zlew niepewności, w takich przypadkach ta niepewność doprowadza ludzi do niewyobrażalnych stanów – mówił mi Bogdan Michalec. - Izabela Jankowska, ciocia Andżeliki Rutkowskiej, wciąż jeździ po całej Europie, sprawdza wszystkie pojawiające się tropy, które wskazywałyby na to, że Andżelika może żyć. Powiedziałem jej: „Moim zdaniem, Andżelika nie żyje, ale nie mogę pani zabronić jej szukać – dodał.

Bo prawda jest taka, że jeśli ludzie znikają w tak zagadkowych okolicznościach ich bliscy nigdy nie przestają ich szukać. Wciąż wierzą, że osoba zaginiona żyje, że nawet, jeśli dzisiaj jest gdzieś daleko, to któregoś dnia wróci do domu.

Współpraca: Anna Gronczewska

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl