Trzeci z rzędu górski etap w Pirenejach dał nam chyba odpowiedź na pytanie, kto wygra tegoroczne Tour de France. Później czeka nas jeszcze czasówka i etap przyjaźni.
Na trasie bardzo trudnego 18. etapu, z trzema górskimi premiami i metą na 13-kilometrowym podjeździe do Hautacam, trwała zacięta walka dwójki kolarzy, którzy zdominowali tegoroczną „Wielką Pętlę”. Zwycięsko wyszedł z niej Duńczyk Jonas Vingegaard, któremu w decydujących momentach wydatnie pomógł kolega z drużyny Jumbo-Visma - Holender Wout van Aert.
Lider wyścigu popisał się nie tylko znakomitą dyspozycję, ale i rzadko spotykanym gestem fair play. Jadący wraz z nim Tadej Pogacar (UAE Emirates) miał upadek na szybkim, technicznym zjeździe, a Duńczyk nie wykorzystał sytuacji. Widząc leżącego rywala zwolnił i poczekał na Słoweńca, który szybko się podniósł i wrócił na rower.
Trzeci w klasyfikacji generalnej Brytyjczyk Geraint Thomas (Ineos Grenadiers), triumfator TdF z 2018 roku, ma już do lidera osiem minut straty.
