Przy śpiewie Marsylianki, a także odgłosach gwizdków i syren około 2 tysięcy demonstrantów przeszo w sobotę paryską Champs Elysees w ramach kolejnego protestu "żółtych kamizelek". Demonstracje odbyły się także w kilku innych miastach Francji.
To już piąta kolejna sobota i niedziela z zaplanowanymi protestami przeciwko polityce rządu. Jednym z głównych żądań protestujących jest dymisja prezydenta Emmanuela Macrona, przeciwko któremu od tygodni kieruje się gniew szerokich rzesz spoeczeństwa. Chociaż sam prezydent wzywał do zachowania spokoju, zwłaszcza w sytuacji, gdy we wtorek doszło do zamachu terrorystycznego w Strasburgu, organizatorzy akcji protestacyjnej nie zamierzają ustapić.
Jak podaje BBC tym razem demonstracje były mniej liczne niż chociażby przed tygodniem. W Paryżu zgromadziło się niewiele ponad 2 tysiące osób, czyli pięciokrotnie mniej niż przed tygodniem. I chociaż w mediach społecznościowych oraz na flagach francuskich często pojawiało się słowo "rewolucja", wydaje się, że ruch protestu powoli słabnie we Francji.
Według policji, na którą powołuje się serwis Le Monde, w proteście w kilku miastach Francji wzięło udział w sobotę 33,5 tys. osób, czyli przeszło dwukrotnie mniej niż przed tygodniem, kiedy na ulice wyszło 77 tys. Francuzów. Wokół miejsc, gdzie odbywały się demonstracje zgromadzono siły policji w liczbie 69 tys. funkcjonariuszy. Do popołudnia w Paryżu aresztowano 43 uczestników manifestacji.
Jak donoszą media, już od południa w centrum Paryża gromadziły się grupy osób w żółtych kamizelkach, od których protest wziął nazwę. - Policja zachowuje spokój, podczas gdy demonstranci się gromadzą. Wiele sklepów jest zabarykadowanych. Wzdłuż Champs Elysees podnoszą się okrzyki wzywające do dymisji Macrona - napisała na Twitterze Helena Humphrey, reporterka Deutsche Welle.
Po południu doszło do przepychanek pomiędzy policjantami i demonstrantami. Niektórych demonstrantów funkcjonariusze siłą usuwali z miejsc aprotestu. Na zdjęciach z Champs Elyseees widać było, że ulica jest wypełniona protestującymi, słychać gwizdki, syreny. Widać było również świece dymne oraz prwdopodobnie pociski z gazem łzawiącym odpalone wpoprzek ulicy. Demonstranci szli po ulicy śpiewając Marsyliankę.
Do przepychanek z policją doszło przy Placu Opery. W niektórych miejscach na Champs Elysees było widać wozy policyjne, sami funkcjonariusze spokojnie przypatrywali się gromadzącym się tłumom. W innych doszło do pojedynczych incydentów, w których policja stosowała siłę.
Protest "żółtych kamizelek" rozpoczął się miesiąc temu i był reakcją na zapowiadane podwyżki podatków od paliwa. Na drogach całej Francji protestowali zawodowi kierowcy - którzy muszą we Francji nosić żółte kamizelki i stąd nazwa protestu - a dołączyły do nich rzesze mieszkańców. Kiedy rząd ugiął się przed żądaniami i zrezygnował z podwyżki podatku, protesty nie ustały, a do demonstrantów dołączają kolejne grupy społeczne, występując przeciw elitom i domagając się przywilejów dla siebie.
POLECAMY: