Koronawirus. Mateusz Rusinek z Limanowej jest zakażony. Opowiada o życiu swojej rodziny w cieniu COVID-19 i zaniedbaniach w systemie

Tatiana Biela
Tatiana Biela
Rodzina Rusinków już od kilku tygodni ogląda świat jedynie zza szyby. Zarażeni koronawirusem rodzice mieszkają z trójką (na razie) zdrowych dzieci. - Codziennie martwimy się o ich zdrowie - mówi Mateusz Rusinek
Rodzina Rusinków już od kilku tygodni ogląda świat jedynie zza szyby. Zarażeni koronawirusem rodzice mieszkają z trójką (na razie) zdrowych dzieci. - Codziennie martwimy się o ich zdrowie - mówi Mateusz Rusinek fot. arch. Mateusz Rusinek
Mateusz Rusinek, mieszkaniec Limanowej, jest zarażony koronawirusem. Wraz z żoną i trójką dzieci od kilku tygodni przybywa w swoim mieszkaniu na kwarantannie. Choć jego stan zdrowia nie wymaga pobytu w szpitalu, Rusinek uważa, że system opieki zdrowotnej nie jest przygotowany na potrzeby pacjentów, u których zdiagnozowano obecność chińskiego wirusa.

Kiedy pojawiły się pierwsze doniesienia o wybuchu pandemii nieznanego dotychczas koronawirusa Mateusz Rusinek codziennie śledził doniesienia medialne.

- Byłem przekonany, że rząd wie co robi, i ufałem w zapewnienia, że sytuacja jest pod kontrolą - opowiada.

Dzisiaj, po kilku tygodniach pandemii, zaufanie wyparowało bezpowrotnie.

- Na przykładzie swoim i swojej rodziny przekonałem się, że zapewnienia władz swoje, a rzeczywistość swoje - mówi.

Uważa, że osoby u których badanie potwierdziło obecność koronawirusa, są postawione w bardzo trudnej sytuacji. Gubią się w gąszczu licznych procedur, a odpowiedzialność za ich zdrowie i życie rozmywa się w obliczu kontaktu z różnymi instytucjami.

Zaczęło się od teścia

Problemy rodziny Rusinków rozpoczęły się 27 marca, kiedy u teścia Mateusza Rusinka stwierdzono obecność koronawirusa. Mężczyzna wrócił kilka dni wcześniej z limanowskiego szpitala, i to tam prawdopodobnie został zarażony chińskim wirusem.

- Kiedy otrzymaliśmy telefon z Sanepidu z informacją, że test teścia dał wynik pozytywny, pracowników tej instytucji interesowały tylko nasze numery PESEL i fakt, że od teraz jesteśmy w kwarantannie - opowiada Mateusz Rusinek.

Sanepid miał stwierdzić, że stan pacjenta to nie ich problem rodzina ma sama zadzwonić po pogotowie, aby, znaleźć dla teścia miejsce w szpitalu. Rusinek chciał się dowiedzieć jakie kroki powinni podjąć, skoro pięć osób przebywało z nosicielem wirusa.

- Dowiedziałem się, że w razie potrzeby mam dzwonić do swojego ośrodka zdrowia (była sobota) bądź do opieki całodobowej - mówi.

Koronawirus w Krakowie: 10 głównych ofiar epidemii. Profesje...

Czekanie na wymaz

Ponieważ teść został przewieziony do szpitala w Krakowie, Rusinkowie zostali sami w domu z trójką dzieci. Cała rodzina nie wiedziała, co ich czeka, czy są zdrowi, czy może zarazili się od starszego pana koronawirusem.

- Człowiek jest w takich chwilach kompletnie bezradny. Nie wie, jak pomóc bliskim i czy są jeszcze zdrowi, czy już chorują - opowiada.

Od Rusinków pobrano wymazy 29 marca. Czekali pięć dni, by dowiedzieć się, że pan domu jest zarażony, a dzieci zdrowe. Dopiero powtórne badanie wykryło u żony obecność koronawirusa. Choć objawy, na jakie uskarżali się rodzice nie wymagały pobytu w szpitalu, sen z powiek spędzała im przyszłość ich dzieci.

- Mieszkamy w małym mieszkaniu, gdzie trudno o prawdziwą izolację. A zresztą w jaki sposób rodzice mają się izolować od własnych dzieci - pyta.

Dalsze problemy

Rusinkowie od 27 marca przebywają w całkowitej izolacji. Przez cały ten czas, nie licząc pobrania wymazów, nikt nie interesował się ich stanem zdrowia. W momencie pisania artykułu czekali na wynik kolejnego wymazu, który Sanepid zlecił u ich dzieci.

- Jeszcze dziesięć dni temu były zdrowe, ale kto zaręczy, że nie zaraziły się od nas - martwi się.

Choć w przypadku Rusinków wirus nie dał dramatycznych objawów, pan Mateusz poczuł się gorzej w czasie kwarantanny. Chciał się skonsultować z lekarzem rodzinnym, ale jedyne na co mógł liczyć, to rozmowa telefoniczna.

- Lekarka zrobiła, co mogła przez telefon, skonsultowała nawet mój przypadek ze szpitalem zakaźnym - mówi i dodaje, że na razie nie zachodzi w jego wypadku konieczność leczenia szpitalnego.

Co jednak robić, gdy ktoś z rodziny będzie potrzebować bezpośredniej pomocy lekarskiej?

Są specjalne placówki

Spytaliśmy o to Marcina Radziętę, dyrektora limanowskiego szpitala. Okazuje się, że w przypadku osoby zarażonej koronawirusem wyjście jest tylko jedno, czyli telefon na pogotowie, które zdecyduje co dalej robić z pacjentem. Jeśli sytuacja będzie tego wymagać, zostanie on zabrany do szpitala jednoimiennego w Krakowie, który przyjmuje osoby zarażone.

Osoby podejrzane o kontakt z koronawirusem nie uzyskają natomiast żadnych porad medycznych ze strony pracowników Sanepidu.

- Nie mają one żadnych kwalifikacji, aby udzielać tego typu wskazówek - mówi Dominika Łatak-Glonek, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie.

Podkreśla, że w takich przypadkach niezbędny jest kontakt z lekarzem.

Każde pobranie krwi, badanie parametrów wymaga od pracowników odpowiedniego ubrania

Koronawirus w Krakowie. Tutaj walczą o zdrowie najmłodszych....

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Koronawirus. Mateusz Rusinek z Limanowej jest zakażony. Opowiada o życiu swojej rodziny w cieniu COVID-19 i zaniedbaniach w systemie - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl