'Krakowska Magdalenka'? Bracia Rasiowie, czyli ołtarz i tron

Ireneusz Raś i jego brat Dariusz
Ireneusz Raś i jego brat Dariusz fot. andrzej banaś, M. Lasyk/REPORTER
Ksiądz Dariusz i poseł Ireneusz. Dwóch braci, z których jeden zrobił karierę w Kościele, a drugi w Platformie. Czy związki rodzinne mają wpływ na bieżącą politykę - analizuje Marek Bartosik.

W Krakowie rodzinnych duetów księżowsko-politycznych nie brakuje, ale w oczy kłuje tylko jeden. Ten tworzony przez braci Rasiów - księdza Dariusza, jeszcze niedawno osobistego sekretarza kardynała Dziwisza, i Ireneusza, posła PO i szefa tej partii w Małopolsce. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, namiętny krytyk krakowskiego metropolity, od czasu głośnej awantury o lustrację uważa, że ich działalność to dowód na sojusz tronu i ołtarza. Pisze w ich kontekście o "krakowskiej Magdalence".

Oburza się na to regularnie, zwykle na swoim blogu, a ostatnio w książce "Chodzi mi tylko o prawdę", jaką właśnie opublikował.

Czytaj także: Ksiądz Raś kapelanem turnieju Euro 2012 w Krakowie

Ksiądz Kazimierz Sowa, dawny nieformalny rzecznik kardynała Macharskiego, a dzisiaj bardzo aktywny w mediach dyrektor kanału Religia TV, jest starszym bratem Marka - polityka PO, od ostatnich wyborów samorządowych marszałka Małopolski. Niedawny tutejszy wojewoda i przegrany kontrkandydat PO Jacka Majchrowskiego w wyborach na prezydenta miasta ma brata księdza, wybitnego historyka Kościoła.

- Takie miasto, to i taka tu Platforma - macha ręką jeden z najważniejszych polityków tej partii w Krakowie. Jednak zainteresowanie braćmi Rasiami, którzy zdobyli w ciągu zaledwie kilku lat pozycje nietuzinkowe w swych środowiskach, jest naturalne. Ksiądz Dariusz Raś jest dzisiaj proboszczem w najważniejszej w Krakowie i pewnie najbogatszej w Polsce parafii - mariackiej. W ubiegłym roku zastąpił w tej roli słynnego biznesmena w sutannie księdza Bronisława Fidelusa, znanego w całej Polsce także z kontaktów z Markiem P., byłym esbekiem, który z poręki księdza reprezentował wiele kościelnych podmiotów przed Komisją Majątkową. Ksiądz Fidelus został wikariuszem generalnym w diecezji krakowskiej. Jego zakres obowiązków jest tak szeroki, że zasługuje na tytuł wicekardynała. Jest praktycznie drugą osobą w kurii po kardynale Dziwiszu, z którym zresztą w seminarium mieszkał razem w jednym pokoju. Ksiądz Raś opuścił wymagające pełnej dyspozycyjności przez niemal całą dobę stanowisko kardynalskiego sekretarza i zmienił księdza Fidelusa po 12 latach jego rządów w kościele Mariackim.
Drugi z braci - poseł Ireneusz Raś - jest niekwestionowanym, odkąd ostro z nim skonfliktowany Jarosław Gowin znalazł się w gabinecie Donalda Tuska, liderem PO w Małopolsce, członkiem zarządu krajowego tej partii.

Czytaj także: Raś: 0,3 proc. podatku to krok w kierunku unowocześnienia Kościoła. Sam Episkopat tego chce

Przełomowym dla obecnej pozycji braci Rasiów okazał się rok 2005, a dokładniej dwie rozmowy, które wtedy przeprowadzili. Starszy, Dariusz spotkał się z wracającym po śmierci Jana Pawła II do Krakowa arcybiskupem Dziwiszem. Poznał go 10 lat wcześniej, gdy był w Watykanie ze zwyczajową pielgrzymką swojego rocznika z seminarium duchownego. W 2005 r. ksiądz Raś kierował diecezjalnym Radiem Plus w Krakowie. Arcybiskup zaproponował mu albo stanowisko rzecznika kurii, albo swego osobistego sekretarza. Wykształcenie księdza Rasia wydawało się sugerować, że przyjmie pierwszą ofertę. Wybrał jednak drugą. Ludzie, którzy znają osobowość księdza, nie mają wątpliwości, że lubi mieć wpływ na wydarzenia, a bliskość z kardynałem dawała na to szanse większe niż rola rzecznika.

Czytaj także: Raś: Kubeł zimnej wody mamy za sobą. A Mucha? Proszę o inne pytanie

Ireneusz Raś swoje przełomowe spotkanie z 2005 r. miał z Janem Rokitą. Dzisiejszy koneser sztuki wczesnego renesansu w południowej Toskanii i recenzent naszej sceny politycznej wtedy miał jeszcze polityczną moc do układania nazwisk na liście krakowskiej PO. Zaproponował Rasiowi start, ale z odległego, dziesiątego miejsca. Był czerwiec 2005 r.
Ireneusz Raś najpierw pojechał z rodziną na wakacje, a potem zaczął kampanię. Gdy lokale wyborcze zostały zamknięte, gorączkowo jeździł od obwodowej komisji do komisji, by sprawdzać swoje wyniki. Wreszcie się dowiedział: został posłem i zawdzięczał to przede wszystkim sobie! Mimo młodego wieku miał przecież za sobą już kilkanaście lat działalności publicznej.
Księdzu Dariuszowi też nie brakowało powodów do satysfakcji. W kilka miesięcy po zakończeniu rzymskich studiów dostał okazję, by wejść do wielkiego świata. Pozycja sekretarza kardynała tak znanego w Kościele powszechnym dawała wielką szansę. Zwłaszcza że zna perfekcyjnie język włoski, z Rzymu przywiózł zamiłowanie do księżej elegancji. Tu jest zresztą przeciwieństwem ks. Isakowicza-Zaleskiego.

Czytaj także: Ksiądz Raś kapelanem turnieju Euro 2012 w Krakowie

Ireneusz Raś w 2005 r. miał 33 lata, ale już był politykiem po przejściach. W 1993 r. wstąpił do Porozumienia Centrum. Twierdzi, że stało się to pod wpływem szoku, jakim było dla niego zwycięstwo SLD w wyborach. Był więc "zakonnikiem".

Niewiele rzeczywiście brakowało, by został duchownym. Od dziecka należał do ruchu oazowego, do mszy służył jeszcze jako poseł. Po maturze zdecydował się nawet na udział w rekolekcjach powołaniowych do krakowskiego seminarium. Ostatecznie skończyło się na studiach historycznych na dzisiejszym Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie.

Czytaj także: Raś: 0,3 proc. podatku to krok w kierunku unowocześnienia Kościoła. Sam Episkopat tego chce

W 1998 r. zdecydował się na start w swoich pierwszych wyborach, zupełnie malutkich, bo do rad 18 dzielnic pomocniczych istniejących w Krakowie, w których frekwencja jest zresztą zwykle kilkuprocentowa. Wygrał je jednak w swoich Bieńczycach, czyli części Nowej Huty, w których wychował się razem z bratem starszym i dużo od nich młodszym Przemysławem. Od razu został przewodniczącym bieńczyckiej rady.

Czytaj także: Raś: Kubeł zimnej wody mamy za sobą. A Mucha? Proszę o inne pytanie

Cztery lata później, jako kandydat i członek Prawa i Sprawiedliwości, zdobył mandat w radzie całego Krakowa. Nawet jego wrogowie przyznają, że dla swojej społeczności zrobił bardzo dużo. Od pilnowania, by asfalt na ulicach był połatany, po organizację wydarzeń sportowych czy kulturalnych. Był pracowity, ambitny, dynamiczny.

Cały tekst przeczytasz w weekendowym wydaniu "Polski" lub na stronie prasa24.pl.

Komentarze 9

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

B
Barro
Liberałowie i ateiści dążą coraz bardziej otwarcie do utworzenia w Polsce getta katolickiego.

Ateizująca polityka władz obnażyła już bardzo wyraziście swoje intencje w odmowie Telewizji Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym, przy jednoczesnym przyznawaniu wielu miejsc telewizjom niechętnym Kościołowi lub wręcz ateistycznym.

Głos Ewangelii ma w Polsce zamilknąć. Daje się pełne zezwolenie na głosy zakłamania, demoralizujące i niszczące religię w ogóle.

Władze porzucają Boga, kraj oddają w niewolę obcych i cała Polska jest rabowana i łupiona.

Nasi szaleńcy szydzą z miłości Bożej, z małżeństwa, z rodziny, z macierzyństwa, z ojcostwa, z dziecięctwa, z kapłanów, ze świętości, z Ojczyzny, z kultury polskiej, ze zdrowego rozumu. Istny szał.

I tak do naszego ogólnego życia w Polsce zakrada się coraz większy chaos we wszystkich dziedzinach, zamęt, nieład, bezprawie, zakłamanie, nienawiść, korupcja, złodziejstwo, niesolidność pracodawców i pracobiorców, walki między grupami i układami, wyzysk i zniewalanie ludzi szlachetnych przez różnych pasożytów.

Głosiciele "rozdziału Boga i świata" nie boją się żadnego gniewu Bożego na grzeszników. Tymczasem Bóg mówi do nas prawami, pięknem, prawdą i głosem kosmosu i natury i mówi słowami pozanaturalnymi i cudownymi, ale przemawia także faktami przestrogi i kary.

Bóg z miłości do człowieka ostrzega go nasilonymi kataklizmami, katastrofami, wielkimi nieszczęściami, jak i karą samego naszego znieprawienia się, wszystko po to, żebyśmy oprzytomnieli i nawrócili się, "aż wzmógł się gniew Boga na Jego naród" (w. 18).

Zwolennicy rugowania Boga ze świata powiadają, że to wszelkie zło nie jest żadną karą Bożą, tylko zwykłym przypadkiem natury, albo że "Bóg kocha największych zbrodniarzy "takich, jakimi są" i tak samo jak świętych. Ale są to brednie pyszałków.

Nie może 37 mln katolików pozwolić niszczyć siebie, zniewalać i ateizować garstce ateistów politycznych. My zostawimy pełną wolność mniejszościom i owym ateistom, by mieli należne sobie prawa, stanowiska i szacunek, ale nie pozwolimy już, żeby nas niszczyli tylko dlatego, że jesteśmy katolikami i Polakami. Nie mogą też nami rządzić różne męty bluźniące krzyżowi i cudacy z "manify".

Negują Chrystusa, bo Jego światło jest jakby zwierciadłem, w którym widać wszelkie ich zło, do czego nie chcą się przyznać w swej pysze. Podobnie, gdy taki człowiek zdradza Ojczyznę, to zamiast siebie winić, wini Polskę i lży ją.

Żeby społeczeństwo polskie mogło się odrodzić i osiągać integralny postęp we wszystkich dziedzinach, trzeba nam wolności głosu medialnego, wolności prawdy i wolności dla Ewangelii. Naszym głosem i naszym uobecnianiem się na całą Polskę jest jedynie Telewizja Trwam, jak i Radio Maryja, które też jest coraz bardziej zagrożone.
a
a
a
N
ND
Ich metodą zawsze było odcinanie się od przeszłości i uciekanie jak najdalej w przyszłość, i to nie wiadomo jaką. Komuniści ciągle mówili, że "będziemy tworzyć raj na ziemi" - to ich cecha charakterystyczna. Dziś też próbuje się to robić, obiecując "cuda" albo sielankowe życie na emeryturze po wydłużonym okresie pracy. Ale my wiemy, czym się kończyły bolszewickie "raje na ziemi". Wszędzie, gdzie wszczynano rewolucje i walczono z religią w imię ich rzekomo "lepszego świata", tam lała się krew, tam były barbarzyńskie mordy i płacz narodów.

Pierwsza sprawa to walka z symbolami religijnymi w przestrzeni publicznej, a przede wszystkim z krzyżem. Sierp i młot zawsze widział wroga w krzyżu. Od tego bolszewicy zaczęli. Sponiewierali krzyż, ażeby ośmielić ludzi do sponiewierania wartości chrześcijańskich. Teraz krzyż nie pasuje już w Sejmie, a niedługo może w szkole czy w sali szpitalnej.

Jeżeli już jakąś pazerność można komuś zarzucić, to nie Kościołowi, ale komunistom i ich spadkobiercom, którzy najpierw rabowali, potem nie oddali, a dziś uczynili z tego argument, żeby znów Kościół atakować.

Zawsze chciano pozbawić Kościół wpływu na wychowanie dzieci i młodzieży. Dziś rząd "majstruje" przy finansowaniu katechetów, przesuwa religię na początek czy na koniec w programie lekcyjnym, obniża rangę tego przedmiotu. I do tego ta wojna o Wojsko Polskie. Wiadomo, że w komunizmie zrobiono wszystko, aby odłączyć wojsko od Kościoła.

To jest dokładnie tak, jak to nazwał ks. abp Sławoj Leszek Głódź: zapateryzm w polskim wydaniu, który jest nową formą bolszewizmu. Ta ideologia przybiera dziś różne "nowoczesne" szatki, także na Zachodzie. Komunistyczna zaraza przepoczwarzyła się w lewactwo w krawatach, ale można ją bardzo szybko zidentyfikować po ataku na Kościół i wartości, którym on służy: prawo naturalne, rodzinę, życie ludzkie, naród, wolność do wyznawania i manifestowania swej wiary.

Kłamstwo szło za nimi zawsze. Kłamali na temat przeszłości i kłamali na temat przyszłości.
Na czym zatem polega problem naszego państwa dzisiaj? Ono niestety przejmuje szereg elementów walki z Kościołem, które są żywcem wzięte z tamtej epoki. Ale to jest program zupełnie niepolski - bo autentyczne państwo polskie nigdy tak z Kościołem nie postępowało. Dlatego ludzie muszą pamiętać, że ci, którzy ten program realizują, nie są z tej ziemi, bo ta polska ziemia służyła przez tysiąc lat innemu programowi.

Poza przepoczwarzonym marksizmem idzie za tym też ofensywa masonerii: rozbić rodzinę, zabijać poczęte dzieci, promować homoseksualizm, demoralizować przez określony program tzw. wychowania seksualnego i chorobliwie atakować Kościół.

Wkrótce każą nam akceptować in vitro, aborcję, związki homoseksualne i odmówią Kościołowi prawa do oceny moralnej tego wszystkiego. Do tego potrzebne są politycznie poprawne media i dlatego dla Telewizji Trwam nie mogło znaleźć się miejsce na multipleksie.

Pojawiła się nowa nauka, ideologia relatywizmu i zdziczenie obyczajów, pokusa materializmu.
a
a
a
T
Tyrlej
PO chętnie by weszła w buty PZPR-u. Instytucjonalny kościół, ciągle silny, przeszkadza w dążeniu do monopolizacji władzy, bo bez wątpienia mamy w Polsce recydywę neokomuny.

Jednym z podstawowych fundamentów ideowych obecnej władzy stały się hasła antyklerykalne i walka z Kościołem, a praktyka rządu jako żywo przypomina czasy PRL.

Taka strategia Tuska to nie tylko rezultat oceny, że możliwość utrzymania władzy po kolejnych wyborach zależy od pozyskania głosów zwolenników Palikota. To także ukłon w kierunku postępowej opinii publicznej Unii Europejskiej, z którą premier wiąże swą przyszłość.

Działania wobec Kościoła ekipy Tuska to odsłona ataku lewackiej, neototalitarnej ideologii, która służy tworzeniu konfliktu w celu zniszczenia Kościoła. I nie chodzi tu o żadną „elementarną sprawiedliwość”. Te słowa jako komentarz do rozmów z Kościołem w ustach Donalda Tuska brzmią jak kiepski żart.

Chodzi o mobilizację antyklerykalnego motłochu, który jak ta władza, żadnych zasad i ograniczeń nie chce uznać, bo to przecież elita, „młodzi, wykształceni z wielkich miast”.

Znowu możemy zobaczyć antyklerykalne oblicze Tuska, znane z czasów kiedy był szefem Kongresu Liberalno-Demokratycznego, partii, która w antyklerykalizmie nie ustępowała wówczas nawet SLD.

Potem Donald Tusk dla pozyskania katolickich wyborców przywdział maskę człowieka, który pod wpływem śmierci Błogosławionego Jana Pawła II bierze ślub kościelny, uczestniczy w dniach skupienia organizowanych dla posłów Platformy. Była to tylko maska.

Twarzą firmującą pomysł likwidacji Funduszu Kościelnego jest Michał Boni. Osoba zarejestrowana przez Służbę Bezpieczeństwa jako Tajny Współpracownik.

Michał Boni przez prawie 20 lat nie potrafił się przyznać do współpracy z SB. Skoro, jak twierdzi, nie przyniosła nikomu krzywdy i była wymuszona, to tym bardziej nie powinien mieć z tym problemu. Zrobił to dopiero w momencie kiedy obejmował urząd ministra.

Nomen omen Michał Boni został zarejestrowany jako Tajny Współpracownik o pseudonimie „Znak”.

Sprawę agenturalnej przeszłości Boniego ujawniono w 1992 r., ale wówczas o jego niewinności przekonywali Zbigniew Bujak i Zbigniew Janas. W końcu października 2007 r., gdy miał objąć funkcję ministerialną w rządzie Tuska i było wiadomo, że będzie musiał złożyć oświadczenie lustracyjne, które zostanie zweryfikowane przez IPN, Boni jednak przyznał się oficjalnie do współpracy z SB. No cóż, lepiej późno niż wcale, lecz czy w rzekomo wolnej Polsce musi być ministrem ktoś z takim bagażem mrocznej przeszłości?

Antyklerykalizm jest modny i popierany przez "obóz postępu i demokracji", tak zwane autorytety moralne oraz najsilniejsze media. Za to Donald Tusk bałwochwalczo klęka przed tak zwanymi rynkami finansowymi i pod ich dyktando usiłuje narzucić Polakom przymusową pracę niemalże do śmierci.

Prześladowcy Kościoła czują się bezpiecznie i mają się dobrze, a na Kościół i duchowieństwo robi się nagonkę.

Organizacje masońskie w Polsce istnieją, podobnie jak różne inne stowarzyszenia i grupy nieżyczliwe chrześcijańskiej tradycji, istnieją też organizacje lewackie i lewicowe, które atakowały Kościół choćby na Krakowskim Przedmieściu. Ktoś to nakręca, komuś antykatolicka retoryka jest potrzebna.

Kościół stał się chłopcem do bicia, na którym niektórzy próbują zbić swój kapitał polityczny.

Fundusz Kościelny, nauczanie religii, in vitro, aborcja, propaganda rozwiązłości – każdy z tych tematów jest kreowany nie po to, aby rozwiązać jakiś istotny problem społeczny, tylko po to, aby tak czy inaczej zaatakować sam sens istnienia Kościoła.
n
nerwus
A ona jest gorsza 100 razy od tamtej !!!!

Ale mamy to co co sami chcielismy mieć .

A przeciez wiadomo ,ze ta czarna zaraza od 2000 lat wpieprza sie do wszystkiego co rusza sie na tym swiecie !!!

I zawsze z modlitwa na ustach i z krzyzem w swoich tłustych łapskach.
p
polak
jesteście monotematyczni
G
Gość
w świetle nagonki własnej partii na brata (kościół)?

POżytecznego IDIOTĘ?
G
Gość
To tylko zazdrość powoduje, że wielu źle mówi o księdzu Rasiu. Wszyscy ci zazdroszczą mu nieprawdopodobnego szczęścia, że wyrwał sie Dziwiszowi i nie przebywając w jego towarzystwie - nie utracił inteligencji przy tym potwornym prostaku. Jest jeden problem, który będzie tematem pośmiewiska z Krakusów. Kto - kto napisze teraz ściągi dla kardynała kiedy ma w czasie mszy powiedzieć "AMEN". Krakowianie - głowa do góry - do Krakowa przyjedzie na leczenie Jasio od Józków z Mszany Dolnej a on jest tylko trochę spowolniony w myśleniu i on właśnie będzie pisał ściagi wielebnemu prostaczkowi, ktory przez 39 lat męczył naszego Błogosławionego J.P. II-go.
Wróć na i.pl Portal i.pl