W Krakowie rodzinnych duetów księżowsko-politycznych nie brakuje, ale w oczy kłuje tylko jeden. Ten tworzony przez braci Rasiów - księdza Dariusza, jeszcze niedawno osobistego sekretarza kardynała Dziwisza, i Ireneusza, posła PO i szefa tej partii w Małopolsce. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, namiętny krytyk krakowskiego metropolity, od czasu głośnej awantury o lustrację uważa, że ich działalność to dowód na sojusz tronu i ołtarza. Pisze w ich kontekście o "krakowskiej Magdalence".
Oburza się na to regularnie, zwykle na swoim blogu, a ostatnio w książce "Chodzi mi tylko o prawdę", jaką właśnie opublikował.
Czytaj także: Ksiądz Raś kapelanem turnieju Euro 2012 w Krakowie
Ksiądz Kazimierz Sowa, dawny nieformalny rzecznik kardynała Macharskiego, a dzisiaj bardzo aktywny w mediach dyrektor kanału Religia TV, jest starszym bratem Marka - polityka PO, od ostatnich wyborów samorządowych marszałka Małopolski. Niedawny tutejszy wojewoda i przegrany kontrkandydat PO Jacka Majchrowskiego w wyborach na prezydenta miasta ma brata księdza, wybitnego historyka Kościoła.
- Takie miasto, to i taka tu Platforma - macha ręką jeden z najważniejszych polityków tej partii w Krakowie. Jednak zainteresowanie braćmi Rasiami, którzy zdobyli w ciągu zaledwie kilku lat pozycje nietuzinkowe w swych środowiskach, jest naturalne. Ksiądz Dariusz Raś jest dzisiaj proboszczem w najważniejszej w Krakowie i pewnie najbogatszej w Polsce parafii - mariackiej. W ubiegłym roku zastąpił w tej roli słynnego biznesmena w sutannie księdza Bronisława Fidelusa, znanego w całej Polsce także z kontaktów z Markiem P., byłym esbekiem, który z poręki księdza reprezentował wiele kościelnych podmiotów przed Komisją Majątkową. Ksiądz Fidelus został wikariuszem generalnym w diecezji krakowskiej. Jego zakres obowiązków jest tak szeroki, że zasługuje na tytuł wicekardynała. Jest praktycznie drugą osobą w kurii po kardynale Dziwiszu, z którym zresztą w seminarium mieszkał razem w jednym pokoju. Ksiądz Raś opuścił wymagające pełnej dyspozycyjności przez niemal całą dobę stanowisko kardynalskiego sekretarza i zmienił księdza Fidelusa po 12 latach jego rządów w kościele Mariackim.
Drugi z braci - poseł Ireneusz Raś - jest niekwestionowanym, odkąd ostro z nim skonfliktowany Jarosław Gowin znalazł się w gabinecie Donalda Tuska, liderem PO w Małopolsce, członkiem zarządu krajowego tej partii.
Czytaj także: Raś: 0,3 proc. podatku to krok w kierunku unowocześnienia Kościoła. Sam Episkopat tego chce
Przełomowym dla obecnej pozycji braci Rasiów okazał się rok 2005, a dokładniej dwie rozmowy, które wtedy przeprowadzili. Starszy, Dariusz spotkał się z wracającym po śmierci Jana Pawła II do Krakowa arcybiskupem Dziwiszem. Poznał go 10 lat wcześniej, gdy był w Watykanie ze zwyczajową pielgrzymką swojego rocznika z seminarium duchownego. W 2005 r. ksiądz Raś kierował diecezjalnym Radiem Plus w Krakowie. Arcybiskup zaproponował mu albo stanowisko rzecznika kurii, albo swego osobistego sekretarza. Wykształcenie księdza Rasia wydawało się sugerować, że przyjmie pierwszą ofertę. Wybrał jednak drugą. Ludzie, którzy znają osobowość księdza, nie mają wątpliwości, że lubi mieć wpływ na wydarzenia, a bliskość z kardynałem dawała na to szanse większe niż rola rzecznika.
Czytaj także: Raś: Kubeł zimnej wody mamy za sobą. A Mucha? Proszę o inne pytanie
Ireneusz Raś swoje przełomowe spotkanie z 2005 r. miał z Janem Rokitą. Dzisiejszy koneser sztuki wczesnego renesansu w południowej Toskanii i recenzent naszej sceny politycznej wtedy miał jeszcze polityczną moc do układania nazwisk na liście krakowskiej PO. Zaproponował Rasiowi start, ale z odległego, dziesiątego miejsca. Był czerwiec 2005 r.
Ireneusz Raś najpierw pojechał z rodziną na wakacje, a potem zaczął kampanię. Gdy lokale wyborcze zostały zamknięte, gorączkowo jeździł od obwodowej komisji do komisji, by sprawdzać swoje wyniki. Wreszcie się dowiedział: został posłem i zawdzięczał to przede wszystkim sobie! Mimo młodego wieku miał przecież za sobą już kilkanaście lat działalności publicznej.
Księdzu Dariuszowi też nie brakowało powodów do satysfakcji. W kilka miesięcy po zakończeniu rzymskich studiów dostał okazję, by wejść do wielkiego świata. Pozycja sekretarza kardynała tak znanego w Kościele powszechnym dawała wielką szansę. Zwłaszcza że zna perfekcyjnie język włoski, z Rzymu przywiózł zamiłowanie do księżej elegancji. Tu jest zresztą przeciwieństwem ks. Isakowicza-Zaleskiego.
Czytaj także: Ksiądz Raś kapelanem turnieju Euro 2012 w Krakowie
Ireneusz Raś w 2005 r. miał 33 lata, ale już był politykiem po przejściach. W 1993 r. wstąpił do Porozumienia Centrum. Twierdzi, że stało się to pod wpływem szoku, jakim było dla niego zwycięstwo SLD w wyborach. Był więc "zakonnikiem".
Niewiele rzeczywiście brakowało, by został duchownym. Od dziecka należał do ruchu oazowego, do mszy służył jeszcze jako poseł. Po maturze zdecydował się nawet na udział w rekolekcjach powołaniowych do krakowskiego seminarium. Ostatecznie skończyło się na studiach historycznych na dzisiejszym Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie.
Czytaj także: Raś: 0,3 proc. podatku to krok w kierunku unowocześnienia Kościoła. Sam Episkopat tego chce
W 1998 r. zdecydował się na start w swoich pierwszych wyborach, zupełnie malutkich, bo do rad 18 dzielnic pomocniczych istniejących w Krakowie, w których frekwencja jest zresztą zwykle kilkuprocentowa. Wygrał je jednak w swoich Bieńczycach, czyli części Nowej Huty, w których wychował się razem z bratem starszym i dużo od nich młodszym Przemysławem. Od razu został przewodniczącym bieńczyckiej rady.
Czytaj także: Raś: Kubeł zimnej wody mamy za sobą. A Mucha? Proszę o inne pytanie
Cztery lata później, jako kandydat i członek Prawa i Sprawiedliwości, zdobył mandat w radzie całego Krakowa. Nawet jego wrogowie przyznają, że dla swojej społeczności zrobił bardzo dużo. Od pilnowania, by asfalt na ulicach był połatany, po organizację wydarzeń sportowych czy kulturalnych. Był pracowity, ambitny, dynamiczny.
Cały tekst przeczytasz w weekendowym wydaniu "Polski" lub na stronie prasa24.pl.