Generalnie w sportach zimowych nigdy nie uchodziliśmy za potęgę, ale w skokach narciarskich zapisaliśmy przepiękną kartę. W całej historii startów na zimowych igrzyskach 10 razy wywalczyli miejsce na podium, co stanowi niemal połowę wszystkich polskich zdobyczy olimpijskich o tej porze roku. Na dodatek – aż 4 (na 7 ogółem) złote medale IO padły łupem przedstawicieli naszej koronnej dyscypliny.
Kolejny sezon naznaczony kryzysem
Aby uzmysłowić kibicom, udział skoczków w zaznaczeniu Polski na mapie olimpijskich sportów zimowych, nie trzeba zresztą odwoływać się do całej historii. Wystarczy cofnąć się trzy lata, do igrzysk w Pekinie. Jedyny medal – brązowy – wywalczył tam Dawid Kubacki, a skoczkowie dorzucili do tego jeszcze cztery miejsca w czołowych szóstkach. Czyli o jedno więcej niż przedstawiciele wszystkich pozostałych rozgrywanych na śniegu i lodzie dyscyplin.
Słowem, Kubacki, Kamil Stoch i spółka dostarczyli nam największych emocji. A w zasadzie to sprawili, że igrzyska w Chinach – mimo niekorzystnej różnicy czasu – w ogóle warto było oglądać. Jeśli jednak kierowalibyśmy się wynikami skoczków z bieżącego sezonu, to nikt nie będzie nastawiał się na pozytywne przeżycia za rok w Mediolanie i Cortinie d’Ampezzo Zresztą, to już kolejny sezon naznaczony kryzysem; a Adam Małysz – swego czasu genialny na dojeździe, progu i w locie – w fotelu prezesa Polskiego Związku Narciarskiego nie sprawia wrażenia osoby, która miałaby pomysł na wyjście z impasu.
Nieuzasadnione utrzymywanie trenera na posadzie
Piątkowych i sobotnich „popisów” w Willingen nie sposób było oglądać na trzeźwo. Nasza drużyna mieszana (6. na IO w Pekinie) nie zdołała zakwalifikować się nawet do drugiej serii. W sobotę najpierw – cokolwiek – sztuczne zadowolenie wywołały kolejne punkciki Pucharu Świata wywalczone przez Annę Twardosz, a potem znów przyszła proza życia. Czyli kibice musieli zmierzyć się z kolejnym łomotem, jaki ekipa Thomasa Thurnbichlera dostała w indywidualnym konkursie panów...
OK, na Muehlenkopfschanze karty tym razem rozdawał wiatr, ale nawet silne i zmienne podmuchy, które czasem wwiewają słabszych zawodników do czołowej dziesiątki, nie pomogły naszym zawodnikom. W konkursie nie uczestniczył Kamil Stoch mający prywatny sztab, bo delegowana przez Thurnbichlera piątka miała być – teraz – od niego lepsza… Tymczasem wygląda na to, że kosztowna dla PZN próba odbudowy formy naszego 3-krotnego mistrza olimpijskiego jest równie (nie)uzasadniona jak utrzymywanie wspomnianego austriackiego szkoleniowca na posadzie, która go ewidentnie przerosła.
Już (niemal) za rok zimowe igrzyska. Zasadne jest zatem pytanie, czy po miejsca w drugiej i trzeciej dziesiątce w konkursach skoków powinni udać się do Włoch utytułowani i niewątpliwie zasłużeni weterani, czy Paweł Wąsek z najzdolniejszą młodzieżą – po naukę?
