Legia na starcie sezonu, mimo transferu Carlitosa i utrzymaniu mistrzowskiego składu, obrywa na każdym froncie. Przegrała mecz o Superpuchar Polski z Arką Gdynia (2:3), uległa na inaugurację Lotto Ekstraklasy Zagłębiu Lubin (1:3) i przede wszystkim stanęła nad przepaścią w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, notując porażkę ze Spartakiem Trnawa (0:2) na własnym boisku.
Za stan rzeczy w głównej mierze odpowiada trener Dean Klafurić. Chorwat przekombinował z ustawieniem z trzema obrońcami. W efekcie drużyna straciła więcej bramek aniżeli strzeliła. W żadnym z pięciu spotkań (licząc również dwumecz z Cork City) nie zaprezentowała futbolu, który mógłby porwać tłumy. Już po kwadransie wczorajszego meczu ze Spartakiem kibice z Żylety zaczęli domagać się poważnej gry.
Na tę się w najbliższym czasie jednak nie zanosi. Klafurić, usprawiedliwiający ostatnie porażki brakiem świeżości i panującym wirusem, nie wygląda na osobę, która mogłaby tchnąć w Legię nowego ducha. Owszem, zdobył w zeszłym sezonie dublet, ale to Trnawa przed rewanżem ma dwie bramki zaliczki. - Jeżeli strzelimy jeszcze raz, to zwieńczymy nasz wysiłek - przewiduje pomocnik tego zespołu, Erik Grendel, który trafił na 1:0 w Warszawie.
Los Klafuricia wciąż nie został przesądzony. Mało kto natomiast wierzy, że 45-latek zachowa posadę choćby do 9 sierpnia, kiedy zaplanowano pierwsze mecze III rundy el. Ligi Europy. Już po porażce z Zagłębiem pojawiły głosy o wkroczeniu do klubu Adama Nawałki. W kadrze były już selekcjoner inkasował 270-280 tys. euro pensji (rocznie). Przy Łazienkowskiej musiałby się raczej liczyć z obniżką w stosunku do tej kwoty.