- Chcemy wygrać ostatni mecz dla Maćka Makuszewskiego, który w Rzymie miał operowane kolano i wykorzystać szanse na dogonienie czołówki - mówił przed meczem trener Lecha Nenad Bjelica. Z dużym animuszem rozpoczęły to spotkanie też "Słoniki", które przy Bułgarskiej jeszcze nie zdobyły nawet punktu. Po wygranej ze Śląskiem chcemy iść za ciosem.
- Pokazaliśmy, że mamy duże możliwości i w Poznaniu wcale nie stoimy na straconej pozycji - twierdził kapitan Termaliki Samuel Stefanik.
Goście nie chcieli czekać pod swoją bramką na to, co zrobi Kolejorz. Byli ofensywnie ustawieni, ofiarnie biegali i od czasu do czasu sprawiali sporo problemów naszej defensywie i niepewnie interweniującemu Matusowi Putnocky'emu.
Pierwszą okazję bramkową mieli jednak gospodarze. Darko Jevtić zagrał w uliczkę do Gytkjaera, ale Duńczyk będąc sam na sam z Muchą, uderzył prosto w słowackiego bramkarza!
Chwilę później gola mogli zdobyć goście. Po błędzie Putnockiego w idealnej sytuacji znalazł się Bartosz Śpiączka. Napastnik Termaliki zdołał strzelić na bramkę, ale Gumny zatrzymał piłkę na linii bramkowej.
Lech przeważał, ale długo swojej dominacji nie potrafił udokumentować. Groźnie uderzył z dystansu Radut, ale Mucha poradził sobie ze strzałem Rumuna i dobitką Gytkjaera. Niewiele zabrakło też Maciejowi Gajosowi, by otworzyć wynik. Gdyby nie zahaczył butem w kępkę trawy, najprawdopodobniej umieściłby piłkę w bramce.
Na szczęście jeszcze przed przerwą mogliśmy oklaskiwać ładną, składną akcję lechitów zakończoną w podręcznikowy sposób. Jevtić zagrał do Kostewycza, ten dograł na pierwszy słupek do Gytkjaera, który strzelił nie do obrony.
Goście jeszcze nie ochłonęli po stracie bramki, a już Mucha po raz drugi musiał wyciągać piłkę z siatki. Tragiczny błąd defensywy Termaliki wykorzystał Jevtić, podał do Gytkjaera, a ten nie dał szans bramkarzowi i było 2:0.
Przy takim wyniku, po zmianie stron Lechowi grało się wręcz komfortowo i można było tylko narzekać na to, że nasi piłkarze zaczęli wręcz seryjnie marnować okazje do podwyższenia wyniku. Najpierw z bliska wprost w Muchę trafił Gajos. Słowak szpagatem obronił też strzał Mihaia Raduta, a Gytkjaer mógł skompletować hat-tricka już wcześniej, ale po tym jak zakręcił obrońcami strzelił minimalnie obok lewego słupka. Okres, w którym Kolejorz niepodzielnie panował na murawie, zakończył dobry, minimalnie niecelny strzał Jevticia.
Bramka dla bezradnej przez długie minuty Termaliki była więc niczym grom z jasnego nieba. Goście wykorzystali stały fragment gry, nasi piłkarze nie upilnowali Artema Putiwcew, który strzałem głową zdobył kontaktowego gola. Na szczęście Gytkjaer zadbał o to, by ostatnie minuty tego roku przy Bułgarskiej były w świątecznym nastroju. Duńczyk zabawił się z całą obroną gości, minął kilku rywali jak slalomowe tyczki i świetnym płaskim strzałem ustalił wynik.
To był bez wątpienia najlepszy występ Gytkjaerta w tym sezonie!
Lech Poznań: Im strzelać nie kazano, czyli najgorsi napastni...