Choć mecz Legii z Górnikiem zaczął się o 20.30, spóźnialscy wiele piłkarskich emocji nie stracili. Tuż po pierwszym gwizdku efektowna oprawa kibiców z Żylety skutecznie zadymiła cały stadion. Biało-czerwone race upamiętniające stulecie odzyskania Niepodległości przez Polskę przerwały spotkanie na kilkanaście minut. Dla zawodników gospodarzy mogła to być pomoc. Przed meczem trener Ricardo Sa Pinto zwracał uwagę na to, że jego drużyna po pucharowym spotkaniu w Gliwicach (0:0, 1:1 po dogrywce i 4:2 dla Legii w karnych) nie miała zbyt wiele czasu na regenerację.
- Grając trzy mecze w tygodniu nie jesteśmy tak wypoczęci, jak byśmy chcieli. Górnik będzie bardziej świeży, ponieważ w Pucharze Polski grali 30 minut krócej niż my. [Zespół Marcina Brosza wygrał w Legionowie 1:0 z Legionovią - red.] Moi piłkarze są jednak entuzjastycznie nastawieni, a proces ich regeneracji przebiega sprawnie. To nie powinien być żaden problem - podkreślał Portugalczyk.
Na papierze zdecydowanym faworytem była Legia, która walczy o pozycję lidera tabeli, podczas gdy mniej punktów od Górnika uzbierało tylko Zagłębie Sosnowiec. Z pięciu ostatnich meczów legioniści aż cztery jednak zremisowali (poza Piastem z Jagiellonią Białystok - 1:1 na wyjeździe, Wisłą Kraków - 3:3 i Arką Gdynia - 1:1). W międzyczasie skromnie pokonali we Wrocławiu Śląsk 1:0.
Po rozwianiu się dymu z rac stołeczna drużyna szybko wyszła na prowadzenie. W środku pola piłkę przejął Cafu, podał do Carlitosa, a hiszpański król strzelców Lotto Ekstraklasy z poprzedniego sezonu zmieścił ją pod pachą Tomasza Loski. 28-latek zrównał się tym samym pod względem bramek zdobytych w polskiej lidze z sześć lat starszym Igorem Angulo z Górnika. Obaj mają już na koncie po 30 trafień.
Kibice Górnika, którzy liczyli na to, że Angulo szybko odpowie koledze, musieli się rozczarować. Legia przeważała, co potwierdziła golem Michała Kucharczyka z rzutu karnego. Jedenastkę sędzia Wojciech Myć podyktował po zagraniu ręką jednego z zawodników gości. Decyzję podjął po skorzystaniu z systemu VAR.
Loska pewnie jeszcze dobre nie otrzepał się po próbie obrony karnego, a musiał wyciągać piłkę z siatki trzeci raz. Błąd Kacpra Michalskiego wykorzystali do rozpoczęcia szybkiej akcji legioniści. Adam Hlousek zagrał do Carlitosa, ten do Dominika Nagy'a, a Węgier mocnym strzałem z pierwszej piłki podwyższył wynik.
O tym, że nawet prowadzenie 3:0 bywa niebezpieczne, legioniści przekonali się niedawno w meczu z Wisłą. Biała Gwiazda odrobiła przy Łazienkowskiej straty w pięć minut i wróciła do Krakowa z punktem. Stołeczna drużyna chyba wzięła sobie do serca tę lekcję, bo z Górnikiem szukała kolejnych bramek. Groźne strzały oddali Carlitos i Nagy, ale do przerwy wynik nie uległ już zmianie.
Obawy o to, czy piłkarze Legii znów nie zapomną, że mecz nie kończy się po 45 minutach szybko okazały się nieuzasadnione. Gospodarze od początku drugiej połowy nadal gryźli trawę, grali z pomysłem i stwarzali sobie kolejne sytuacje strzeleckie. Szybko podwoić swój dorobek bramkowy mógł Carlitos, lecz posłał piłkę obok słupka. Z dystansu próbował też Cafu, ale Loska nie miał problemów ze złapaniem piłki. Górnik nie miał jednak zamiaru tylko przyglądać się grze rywali i odpowiedział strzałem Jesusa Jimeneza, który obronił Radosław Majecki.
Z czasem goście zaczęli zyskiwać przewagę optyczną, ale wynikało z niej niewiele. Kiedy nawet trafili do bramki Majeckiego, sędzia odgwizdał pozycję spaloną. Legia wycofała się oszczędzając siły, ale od czasu do czasu przypominała gościom, że jest na boisku nie tylko po to, by im przeszkadzać. Niespełna dziesięć minut przed końcem meczu gospodarze na chwilę włączyli wyższy bieg, Kucharczyk, Nagy i Carlitos "rozklepali" obronę Górnika, a do siatki z najbliższej odległości trafił ten ostatni.
Dzięki zwycięstwu legioniści wskoczyli na pierwsze miejsce w tabeli (26 pkt). Pozostaną na nim przynajmniej do zakończenia niedzielnego spotkania Lechii Gdańsk (25 pkt, zagra na wyjeździe z Lechem Poznań). Przeskoczyć może ich też Jagiellonia Białystok (24 pkt), która w poniedziałek w Sosnowcu zmierzy się z Zagłębiem.
Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze
Sebastian Szymański: Zapomnieliśmy, ze mecz nie trwa 45 minut