Małgorzata Buyko: Matejko potrafił dać w pysk

Katarzyna Kachel
Katarzyna Kachel
Nie jadłam, nie piłam, siedziałam przed odnalezionym obrazem Chrobrego i tylko patrzyłam - wspomina Małgorzata Buyko, emerytowana kustoszka Domu Matejki. To było szaleństwo

Zdziwił panią kolejny obraz Jana Matejki na rynku antykwarycznym?
Nie. Wśród zaginionych dzieł artysty jest wciąż około stu obrazów, które być może wiszą spokojnie na ścianach mieszkań prywatnych właścicieli lub leżą w bankowych sejfach. Jednakże po roku 1990 jakiś czas pojawiają się prace Matejki - głównie rysunki. Zdarzają się jednak i obrazy. Kilka z nich znalazło się w Domu Jana Matejki, oddziale Muzeum Narodowego w Krakowie. Historie związane z ich odkryciem były niezwykle emocjonujące. Mam nadzieję, że w ten sposób znajdzie się i Kasztelanka.

Obraz, do którego pozowała Stasia Serafińska? Ten o który żona malarza tak była zazdrosna, że z zemsty zniszczyła swój portret w suknie ślubnej?
Ten sam. Mam kontakty z galeriami i prywatnymi kolekcjonerami. W sprawie tego obrazu nie ma jednak żadnych potwierdzonych tropów. Cisza. Martwi mnie to. Został namalowany na desce, co jednak utrudniało przechowywanie i ukrywanie. Nie dało się go zwinąć, wsadzić do dywanu i wywieźć w nieznane rozklekotaną furmanką.

Jak choćby Rejtana?
Wielkie płótna jak Rejtan czy Batory pod Pskowem mają spektakularne historie, chyba wszystkim znane. Przypomnę tylko w skrócie, że wyjęto je z ram, nawinięto na wspólny wałek i wywieziono przed Niemcami do zamku Radziwiłłów w Ołyce na Wołyniu. Tyle że 20 września 1939 roku księcia aresztowano, a Armia Czerwona dzieła zrabowała. I to w sposób barbarzyński, posypując je naftaliną i składając w kostkę farbą do środka. Na dodatek pocięli je jeszcze je kawałki. Ich losy mają liczne zwroty akcji, świetną dramaturgię i kończą się happy endem. A wioska Przesieka, w której finalnie się odnalazły na Dolnym Śląsku nawet przez jakiś czas była Matejkowicami. Nie wszystkie jednak płótna mistrza zaginęły w trakcie wojny, czasami geneza ich zniknięcia jest bardzo trudna do odtworzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy dziś mówimy młodzieży, że ludzie narażali życie a nawet ginęli dla obrazów, patrzą na mnie jak na kosmitę.

Pamięta pani, jak odnalazła się królowa Bona?
Jak mogłabym nie pamiętać, przecież to był szok. Był 1996 rok, kiedy odebrałam telefon z domu aukcyjnego po sąsiedzku. Usłyszałam poważne: Niech pani przyjdzie, natychmiast. Wchodzę, prowadzą mnie do biurka a tam leży sobie Otrucie królowej Bony. Pamiętam, zdębiałam i mówię żartujecie sobie, prawda? To świetna kopia? Pracownicy DESY zapewniali, że oryginał, przyniesiony przez prywatnego właściciela. No i zaczęło się. Wykonałam błyskawiczny telefon do dyrektora Muzeum Narodowego, Tadeusza Chruścickiego, który chyba wówczas pobił swój życiowy rekord w bieganiu po Krakowie. Był w szoku, na tyle jednak szybko przeszedł do działania, można powiedzieć, że wręcz stanął na głowie, by znaleźć 222 tysiące złotych, które padły na aukcji przy Floriańskiej. A potem to już ja stawałam na głowie, by obraz mieć u siebie, w Domu Matejki. Udało mi się zatrzymać go przez rok.

Jak się to udało?
Postanowiliśmy zrobić żywy obraz, gdzie Anna Dymna miała być otrutą królową, a Jerzy Trela lekarzem Antonio z Maceraty. Ostatecznie Bonę zagrała Agnieszka Mandat, a Zbigniew Horawa lekarza królewskiego. Wyszło znakomicie, oboje byli jak z obrazu Matejki. A przypomnę, że modelką artysty była gospodyni w Monachium.
A potem wybuchł skandal?
I przyprawił mnie niemal o zawał. Okazało się bowiem, że płótno jest z kradzieży, której właścicielka, kolekcjonerka z Krakowa. mająca problemy z pamięcią nie zauważyła. Sprawę zgłosiła jej rodzina. Złodziei złapano po trzech latach a Bonę można dziś oglądać w Krakowie.

Po wystawie Zaginione - utracone, którą pani zrobiła, rozdzwoniły się telefony.
Tak, z cennymi informacjami, tropami, które miały nas doprowadzić do autoportretu Matejki, a doprowadziły donikąd. Ale potem nastąpiło jeszcze kilka cudów. W 1999 roku, tajemniczy właściciel, wypożyczył nam na rok obraz znany jako Głowa ostatniego pustelnika z góry św. Bronisławy. We Francji pojawiła się teściowa Matejki, czyli portret Pauliny Giebułtowskiej, portret Maryni z Matejków Golichowskiej. Obraz sprzedał ktoś z Polski a na jego pokaz do Krakowa przyjechała wnuczka z Londynu. Czy ja nie miałam szczęścia? Przecież za moich czasów cały czas coś się działo, mogłabym spokojnie pisać kryminały na kanwie tych zdarzeń, w których centrum się znalazłam.

Po Chrobrego pojechała pani podobno osobiście?
Przesada. Ale faktycznie był rok 2004, kiedy dostaliśmy telefon od tajemniczego pana spod Warszawy, który chciał sprzedać obraz Jana Matejki pt. Chrobry ze Światopełkiem przy Złotej Bramie z 1884 roku, namalowany na mahoniowej desce. Faktycznie od czasów II wojny światowej był uznawany za zaginiony. Dostałam delegację, pojechałam pociągiem, z dworca w stolicy zostałam odebrana i zawieziona do właściciela, który posadził mnie w pięknym fotelu, a obraz został wniesiony. Obyło się bez fanfar, ale teatralnie. I to faktycznie był szok, tym większy, że wcześniej znaliśmy to dzieło wyłącznie z czarno-białej reprodukcji. Doznałam po raz pierwszy tego uczucia, o którym zawsze mówił nam prof. Karol Estreicher, mianowicie, że dzieło sztuki to jest coś co daje w pysk. I ja wtedy w pysk faktycznie dostałam. Kiedy usłyszałam cenę udało mi się zachować zimną krew i dobrze się stało. Gospodarz był na tyle przychylny, że rozważał także formę użyczenia. I z tą informacją wróciłam pod Wawel.

Powiedział skąd go miał?
Nie, mogę się tylko domyślać. Właściciel przywiózł obraz do Krakowa, gdzie komisja muzealna potwierdziła jego autentyczność, nawet postanowiono rozpocząć publiczną kwestę, bo cena postawiona przez właściciela przekroczyła możliwości MNK. Obraz pozostał w muzealnym depozycie i do dzisiaj znajduje się w stałej ekspozycji w galerii w Sukiennicach.

Nie ciekawi panią, skąd właściciel miał to dzieło po latach?
My, historycy sztuki, mamy chyba podwójną moralność. Nie interesuje nas „jak”, ważne, aby było, by dzieło odzyskać. Kiedy zobaczyłam obraz Chrobrego, dostałam bzika i chciałam Matejkę mieć. Potem nie jadłam nie spałam tylko siedziałam przed tym obrazem i patrzyłam w niego.
Święty Stanisław karcący Bolesława Śmiałego, który trafił na aukcję, ma zawrotną cenę.
Choć jest mały i nie należy do tych znaczących dzieł mistrza. Został namalowany mniej więcej w tym samym czasie co Bitwa pod Grunwaldem, gdzie święty Stanisław też się zresztą pojawia nad polem bitwy. Rok przed śmiercią Matejko jeszcze raz sięgnął po tego świętego, tym razem w dosłownym obrazie zabójstwa Stanisława na ołtarzu.

Dlaczego św. Stanisław?
Dla Jana Matejki, krakowianina, św. Stanisław był najważniejszym świętym. Do tego wszystkiego sama jego historia konfliktu z królem Bolesławem Śmiałym była szalenie tajemnicza. Dla Matejki to był symbol i tak go traktował. To kolejny dowód na to że artysta posługiwał się metaforą a nie dosłownością. Ta nieprzyzwoita scena powinna przecież inaczej wyglądać. Co bowiem przy tej roznegliżowanej ladacznicy robi król zakuty po zęby w zbroję? Tak by przecież nic nie zdziałał. Patrzę na nią i widzę kształty Teodory. Zresztą nigdy nie korzystał z nagich modelek, dlatego wzorował się na żonie. Za jego czasów w Szkole Sztuk Pięknych modelek nie było. Dlatego mistrz musiał mieć doskonałą wyobraźnię.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Małgorzata Buyko: Matejko potrafił dać w pysk - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl