W chwili, kiedy zwierzę trafiło do opolskiego azylu, ważyło zaledwie 850 gram i miało około miesiąca.
- O jenotce najpierw dowiedzieliśmy się od prywatnej osoby, a później zadzwoniła do nas Straż Miejska z Kluczborka, która odłowiła zwierzę, z pytaniem, czy może je do nas przywieźć – mówi Marta Węgrzyn, założycielka i prowadząca Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Avi”. – Ponieważ Kluczbork jest jedną z najlepszych gmin, jeśli chodzi o współpracę i pomoc dzikim zwierzętom, to jak najbardziej mogliśmy jenotce pomóc i ją przyjąć, bo jesteśmy zarejestrowanym azylem dla inwazyjnych gatunków obcych, zatwierdzonym przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska.
Gdyby centrum takich procedur nie przeszło, nie mogłoby takiego zwierzęcia posiadać, nawet na leczeniu.
Jenot został przebadany, okazało się, że ma połamaną szczękę.
- Już następnego dnia zwierzę przeszło operację zespolenia szczęki – relacjonuje Marta Węgrzyn. – Niestety, kości są tam dosłownie zgruchotane. Ponadto kanały nosowe są bardzo mocno zwężone, co powoduje, że ma kłopoty z oddychaniem. Może to skutkować niewydolnością serca, przez co będzie musiała być pod obserwacją kardiologiczną. Ponieważ przez dłuższy czas jenotka była niedotleniona, jest mniejsza niż typowe jenoty w jej wieku.
Duszność po zabiegu jeszcze się pogłębiła. Jenotka musiała mieć założoną rurkę do tchawicy, a dodatkowo, żeby pokarm nie dostawał się do ran, założono jej sondę doprzełykową.
- Dostawała pokarm płynny, przez osiem dni zero wody i zero jedzenia – mówi Marta Węgrzyn. – W tym czasie walczyliśmy też z przeogromną infekcją. Ropa lała jej się z oczu, uszu, pyska, nosa. Cała głowa była zainfekowana. Od razu pobraliśmy wymaz do laboratorium, żeby wiedzieć, z jaką bakterią walczymy i móc właściwie dobrać antybiotyk.
Sytuacja jest już opanowana. Wprawdzie problemy z oddychaniem nadal występują, ale jenotka tryska energią. Wszędzie jej pełno. Jest energiczna, żwawa, biega jak szalona i wcale nie boi się ludzi.
- Patrząc na jej usposobienie, czyli niezwykłą łagodność, brak płochliwości, podejrzewamy, że może to być uciekinierka z fermy. Wprawdzie w tych rejonach fermy nie ma, ale nikt nikomu po podwórku nie chodzi – mówi pani Marta. – Dla jenota ze środowiska naturalnego kontakt z człowiekiem wiąże się z olbrzymim stresem, co objawia się tym, że zwierzę oddaje wówczas mocz i kał. Ona tego nie ma. Chodzi za człowiekiem jak pies, je z ręki, śpi z kotami. Jest niesamowita, bardzo kontaktowa. Ale jej pochodzenie to dla nas wielka tajemnica.
Również objawy, z jakimi jenotka trafiła do azylu, nie wskazują, co mogło się jej stać. Według Marty Węgrzyn raczej nie wpadła ona pod samochód, bo nie miała zadrapań czy charakterystycznych śladów uderzenia samochodu.
- Szczęka była złamana jakby od linijki – opowiada założycielka Centrum. – Idąc tym tropem, że uciekła z hodowli, można podejrzewać, że np. włożyła pyszczek pomiędzy kraty i próbowała się uwolnić.
Zwierzę zostanie teraz wykastrowane, zaczipowane i zaszczepione. W azylu pozostanie do końca swojego życia.
- Nawet nie ma mowy o wypuszczeniu jej na wolność. Jest to zabronione prawem i obarczone karą miliona złotych – tłumaczy Marta Węgrzyn.
Zgodnie z przepisami, które weszły w życie w ubiegłym roku, gminy mają obowiązek usunięcia zgłoszonego inwazyjnego gatunku obcego ze środowiska. Każdy inwazyjny gatunek obcy ma być poddany czynnościom zaradczym (oddanie do azylu, eutanazja).
Problem w tym, że azyle dla jenotów w Polsce są tylko dwa (w Opolu i w województwie zachodniopomorskim), a dla szopów trzy, co powoduje, że najczęściej stosowanym rozwiązaniem jest eutanazja lub odstrzał (bez względu na wiek, płeć, stan zdrowia, posiadanie potomstwa).
Można wesprzeć utrzymanie jenotki w ośrodku. Dane do przelewu: Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt "Avi", nr konta 86 1090 2138 0000 0001 4699 9709.
