Zbigniew Czyż: Kamil Stoch po raz pierwszy od 20 lat nie wystąpi na mistrzostwach świata. Zaskoczyła pana decyzja Thomasa Thurnbichlera?
Tomasz Pochwała: Trudno się pogodzić, gdy tak utytułowany zawodnik nie jedzie na mistrzostwa świata. Zobaczymy po zawodach, czy to była słuszna decyzja, czy nie. Trener zostanie z niej rozliczony po mistrzostwach, teraz trzeba się z nią zgodzić, już tego nie cofniemy.
Thurnbichler mógł powołać na mistrzostwa w Trondheim sześciu skoczków, ale nie skorzystał z tej możliwości argumentując, że chce stworzyć atmosferę pracy bez nadmiernej rywalizacji wewnętrznej.
Rywalizacja i tak będzie. Owszem, na skoczni normalnej wystąpi pięciu Polaków, bo tytułu broni Piotr Żyła, ale o cztery miejsca w konkursie na skoczni dużej i w drużynówce trzeba będzie walczyć. Zawodnicy będą mieć zatem obciążenie psychiczne.
Austriacki trener mówi też o stresie. Nie chce fundować zawodnikom większej dawki podczas tak ważnej imprezy.
Nie rozumiem tego argumentu, bo stres jest związany ze sportem wyczynowym i myślę, że akurat to nie powinno mieć żadnego znaczenia przy podejmowaniu takich decyzji.
Decyzja Thurnbichlera była sprawiedliwa?
Bardziej miarodajne byłoby, gdyby wszyscy Biało-Czerwoni przed podjęciem decyzji mogli odbyć kilka treningów razem. Wtedy można byłoby lepiej ocenić ich formę. Dość powiedzieć, że Kamil był w Sapporo najlepszym z Polaków, zaprezentował się nawet lepiej od lidera naszej kadry Pawła Wąska. Dlatego różnie można odbierać tę decyzję.
Przed sezonem Kamil Stoch postawił wszystko na jedną kartę rezygnując z pracy z kadrą i tworząc własny team z trenerem Michałem Doleżalem na czele. Czy właśnie rezygnacja dalszej pracy z Thurnbichlerem mogła mieć wpływ na decyzję Austriaka?
Na pewno. Wiadomo, że Kamil trenuje z kimś innym i ktoś inny odpowiada za jego wyniki. Łatwiej będzie się Thurnbichlerowi podpisać pod wynikami zawodników, których sam prowadzi. Myślę, że to ułatwiło mu wybór i decyzję. Z drugiej strony patrząc, gdyby wygrywał konkursy, miałby pewne miejsce w składzie.
Brak wyjazdu do Trondheim to wielki cios dla trzykrotnego indywidualnego mistrza olimpijskiego. Stoch jest trzecim najbardziej utytułowanym polskim sportowcem, (po Robercie Korzeniowskim i Irenie Szewińskiej).
Sytuacja w której się znalazł jest trudna. Niemal cały sezon ma pod górkę, kontuzje, poszukiwanie formy. Bardzo chce, a cały czas czegoś brakuje. Kamil jest jednak na tyle silny, że po tym ciosie wróci jeszcze mocniejszy. Jestem przekonany, że do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich na pewno będzie startował.
Do Norwegii Thomas Thurnbichler zabierze Pawła Wąska, Dawida Kubackiego, Jakuba Wolnego, Aleksandra Zniszczoła i Piotra Żyłę. Na co będzie stać Biało-Czerwonych w Trondheim?
Skoki to nieprzewidywalna dyscyplina sportu. Chciałbym, aby był medal, ale powiedzmy sobie szczerze, poziom, który prezentuje obecnie nasza reprezentacja nie uprawnia do takich marzeń. Myślę, że Austriacy, Norwegowie i Japończyk Kobayashi zdominują tę imprezę.
Atmosfera wokół Polskiego Związku narciarskiego i prezesa Adama Małysza w ostatnim czasie nie jest najlepsza. Rezygnację złożył dyrektor sportowy Aleksander Stoeckl? Zaskoczyła pana ta decyzja?
Nawet bardzo. Nikt się nie spodziewał, że tak szybko i nagle zakończy pracę w naszym kraju. Taka sytuacja na pewno nikomu nie służy, rozstania, niedomówienia. Zwłaszcza, że stało się to w środku sezonu i tuż przed jego najważniejszą imprezą. Gdyby współpraca zakończyła się po sezonie, byłoby ją łatwiej zrozumieć. Wypadło słabo.
Dostrzegł pan jakieś efekty pracy Stoeckla w Polsce?
To był bardzo krótki czas dlatego o efektach nie za wiele można powiedzieć. Może był taki plan, aby współpraca trwała dłużej i efekty dopiero miały przyjść? Od razu nie da się wszystkiego zmienić.
Końca kryzysu w polskich skokach nie widać. Pan dostrzega jakieś "światełko w tunelu"?
W Polsce przywykliśmy do bardzo dobrych wyników dlatego mówimy o kryzysie. 25 lat temu takie wyniki jak dziś wzięlibyśmy z pocałowaniem ręki. W każdej reprezentacji co jakiś czas zdarza się gorszy okres. Co mają powiedzieć na przykład Finowie? Niegdyś potęga w skokach, a od wielu już lat są na marginesie.
Rozmawiał Zbigniew Czyż
