Marianna Schreiber o swojej karierze i o rozpadzie małżeństwa: Ludzie traktują mnie jak czarną owcę i ciężar. A to oni są hipokrytami

Joanna Grabarczyk
Joanna Grabarczyk
Marianna Schreiber: "Jestem osobą transparentną. Nikt nie musi się dzisiaj domyślać, co Marianna zrobiła złego. Nie - ci wszyscy ludzie mogą o tym przeczytać. Mogą to prześledzić nawet na moich social mediach".
Marianna Schreiber: "Jestem osobą transparentną. Nikt nie musi się dzisiaj domyślać, co Marianna zrobiła złego. Nie - ci wszyscy ludzie mogą o tym przeczytać. Mogą to prześledzić nawet na moich social mediach". Fot. X/@mariannaschreiber
Rok temu – żołnierz Wojska Polskiego, założycielka i szefowa partii politycznej Mam Dość 2023 i żona ministra w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Łukasza Schreibera. Dziś – zawodniczka federacji Clout MMA, krzyżująca w oktagonie rękawice z internetowymi celebrytami. Po jej partii nie ma dziś już niemal śladu, nie słychać też o karierze wojskowej, a i jej małżeństwo stoi pod smutnym znakiem zapytania po ogłoszeniu przez jej męża rozstania. Choć w życiu Marianny Schreiber wiele się zmieniło, jedno jednak pozostało bez zmian: zainteresowanie internautów, chciwie śledzących i zjadliwie komentujących każdą decyzję i każdy krok kobiety. A dokąd ją one zaprowadzą, redakcja i.pl sprawdza w rozmowie z Marianną Schreiber.

Na wywiad Marianna Schreiber przyszła bezpośrednio po treningu MMA. Kontrast pomiędzy Marianną rok temu – żołnierzem, a Marianną dziś – zawodniczką – był uderzający. Ciężkie buty, spodnie bojówki, zieloną kurtkę w wojskowym stylu i warkoczyki spowijające całą głowę zamieniła na kozaczki na kryształowym obcasie, złoto połyskujący płaszcz od Chanel, dzianinowe szorty i kobiece loki. By spokojnie porozmawiać, musiała wyciszyć telefon, który nieustannie dzwonił i odzywał się powiadomieniami. Marianna wyjaśniła, że dzieje się tak, gdyż to tydzień gali Clout MMA, podczas której zmierzy się z Gohą Magical Zwierzyńską, matką Daniela Magicala, kontrowersyjnego patostreamera z Łodzi.

W momencie oddawania tekstu do publikacji wiadomo już, że do walki nie dojdzie. Goha Magical została w piątek zatrzymana przez łódzką policję na okres około 45 dni. W jej zastępstwo do walki z Marianną Schreiber – „Królową” – ma stanąć Lexy Chaplin, celebrytka i włodarz federacji Clout MMA, o ile jej stan po pierwszym starciu z inną zawodniczką, Martą Linkiewicz, pozwoli na kolejny pojedynek. Niestety, pomimo prób kontaktu nie udało się uzyskać od bohaterki niniejszego tekstu komentarza dotyczącego tej niespodziewanej sytuacji i zmiany scenariusza oraz odpowiedzi na dwa dodatkowe pytania już po autoryzacji wtorkowej rozmowy.

Rok temu w wywiadzie ze mną mówiła Pani: „Jednak podążam teraz inną drogą, którą świadomie wybrałam spośród tych, które dostałam od losu i dopiero dzisiaj wiem, że ta moja droga nie ulegnie żadnej zmianie”. Chodziło o wojsko. Wydawało się, że po przysiędze przed Panią prosta droga do koszar. Tymczasem nie obyło się bez zakrętów. Przed ostateczną decyzją pojawiły się wątpliwości?

Moja droga nie uległa zmianie. Ja po prostu nie mogłam do wojska się dostać. Starałam się o to przez blisko 10 miesięcy. Złożyłam w sumie 35 wniosków. Byłam na testach w kilku jednostkach wojskowych, które – notabene – przeszłam. Chciałam służyć swojej Ojczyźnie, ale ostatecznie moje zgłoszenia zostały zablokowane na samej górze. Wysłałam w tej sprawie nawet pismo do ministra Błaszczaka! Kiedy rozmawiałyśmy ostatnim razem, byłam przekonana, że jestem traktowana tak samo, jak i inni obywatele i że umiejętności, które wykazałam na testach, będą cennym atutem dla wojska.

Kiedy o „blokadzie z samej góry” mówi żona polityka, będącego wówczas u władzy, trudno odpędzić samoistnie nasuwające się skojarzenia…

Nie, to nie mój mąż za tym stał. Sprawa stała się dla mnie jasna po rozmowie z jednym z generałów, który obecnie, z tego co mi wiadomo, chyba nie jest już w służbie czynnej. To w rozmowie z nim padło, że jako osoba medialna nie mam wstępu do Wojska Polskiego. Wówczas oświadczyłam, że jestem gotowa skasować wszystkie swoje social media, bylebym tylko mogła przywdziać mundur. Mieliśmy rozmawiać w tej sprawie ponownie po wyborach, jednak mój rozmówca urwał kontakt i nie odpowiedział mi na żaden z trzech maili, które wysyłałam w tej sprawie. W końcu pomógł mi WCR, dzięki czemu będę mogła wrócić do służby.

To nie koniec wojska w moim życiu. Miesiąc temu złożyłam ponownie wniosek i w czwartek byłam odebrać powołanie. W kwietniu zaczynam szkolenie uzupełniające.

Ja na to tyle czekałam, że to… To wydaje mi się wręcz niemożliwe. Nierealne. Spełnienie tego pragnienia przychodzi do mnie w takim momencie, kiedy jednego dnia wydaje mi się, że całe moje życie się sypie, a kolejnego myślę sobie, że osiągam jednak jakieś sukcesy. To dla mnie dowód na to, że warto walczyć do końca, nawet kiedy traci się nadzieję.

Wrócę zatem jeszcze do naszej rozmowy z ubiegłego roku: „Wojsko dało mi ugruntowanie w wartościach, które wyznawałam: Bóg, Honor, Ojczyzna”. Jak pogodzić honor czy godność z freak fightami, skoro z nagrywania rapsów zrezygnowała Pani, gdyż nie licowało to z powagą munduru?

W tych walkach biorą udział piłkarze, aktorzy, sportowcy, w tym wielu medalistów. W walkach freaków za chwilę będziemy mogli podziwiać mistrza świata w boksie, Tomasza Adamka. Dlaczego nikt nie pyta Tomasza Adamka, czy freak fighty licują z powagą prawdziwego sportowca? Przecież w oktagonie walczę na zasadach sportowych, gdzie obie strony są związane kontraktem, znają warunki fizyczne swojego przeciwnika, wiedzą kto to jest i co potrafi, a czego nie – dla mnie to czysty układ. Biorąc udział w walkach nie uprawiam żadnej patologii i nie uważam, żebym zachowywała się w sposób naganny.

Ale zawodowcy biorący udział we freak fightach mówią wprost, że godzą się na walki freaków, bo tam zarobki są zwyczajnie o wiele lepsze niż podczas wydarzeń stricte sportowo – zawodowych. Uważam zresztą, że to bardzo uczciwe postawienie sprawy. Natomiast to, dlaczego walki freaków cieszą się tak złą sławą, to tzw. „dymy”, czyli bluźnierstwa czy zaczepki, które ze sportowym traktowaniem przeciwnika nie mają nic wspólnego.

Każdy sobie sam wystawia świadectwo. Nawet gdy jestem z kimś skonfliktowana, kłócę się z nim czy dyskutuję, to nadal wiem, co sobą reprezentuję. Nie chciałabym, żeby ktoś mi zarzucał, że robię coś złego. Przecież nikomu nie czynię krzywdy ani nie łamię prawa! Walczę na zasadach sportowych i mam na to podpisany kontrakt.

Poza tym ludzie muszą zrozumieć jedną rzecz: te konflikty, „dymy”, często są prawdziwe, ale nie zawsze. Mój konflikt z Lexy Chaplin czy z jeszcze kilkoma osobami nie jest udawany, ale ogólnie rzecz biorąc, niektóre dramy to jest taka jakby kreacja. Chodzi o to, żeby coś się działo i żeby widzowie mieli ochotę to oglądać. I mają!

Miałam okazję być na gali KSW. Poziom sportowy bardzo wysoki, wszystko super, chapeau bas za poziom zawodników, bo jest naprawdę… Wooow! - ale czułam niedosyt, bo nie znam ich. To nie są ludzie, których bym kojarzyła z Internetu (choć to wybitni sportowcy!) i którzy przyciągają na co dzień naszą uwagę aktywnością w internecie. Fascynujące dla mnie jest to, że w walkach freaków mamy do czynienia z zawodnikami, którzy nie są zawodowcami, a przygotowują się jedynie do gal. Poza tym żyją sobie swoim życiem i dokumentują w sieci swoją aktywność. „Jak im idzie w sporcie? Co pokażą na gali?” - myślę, że to jest najciekawsze. Przynajmniej dla mnie.

Jeśli postrzegać Panią tylko przez pryzmat social mediów, to wydaje się, że marzenia o zawodowym używaniu karabinu porzuciła pani na dobre na rzecz obcisłych kreacji i wysokich kozaków. Dlatego skoro o wynikach mowa - kiedy ostatnio miała Pani okazję postrzelać?

W wojsku.

Byłam pewna, że chociaż kilka razy odwiedziła pani strzelnicę, by utrzymać celność 5/5.

Będę mogła to sprawdzić na ponownym szkoleniu.

Czy Pani udział w federacji Clout MMA nie zablokuje Pani dalszej kariery w wojsku? Być może rozpoczęcie walk w oktagonie również wpłynęło na odmowną decyzję co do Pani służby...

Nie, absolutnie nie. O zablokowaniu mojej wojskowej kariery wiedziałam znacznie wcześniej. Dlatego podjęłam decyzję co do udziału w walkach freaków. Kontrakt z federacją Clout MMA podpisałam już później, w listopadzie, zaraz po moich urodzinach.

Miesiąc po tym, gdy skrytykowała Pani freak fighty i uznała je za patologię.

Samych walk nie uznałam za patologię, ale faktycznie, użyłam tego słowa w odniesieniu do konkretnej sytuacji, za co dzisiaj jest mi zwyczajnie głupio i wstyd. Okazało się, że osoby, które tak bezwzględnie krytykowałam, dzisiaj wyciągnęły do mnie rękę. W przeciwieństwie do tych, wobec których byłam lojalna. To jedno z najbardziej zaskakujących doświadczeń w moim życiu, dlatego cieszę się, że we freak fightach zaczęłam uczestniczyć. Gdybym mogła cofnąć czas i miała tę decyzję podjąć jeszcze raz, to nic bym nie zmieniła.

Będzie Pani ciężko uderzyć Gohę Magical, która tak pozytywnie zaskoczyła Panią w poniedziałek i wyciągnęła do Pani po rozstaniu z mężem pomocną dłoń – a w niej pluszowego misia?

Podchodzę do tego sportowo, czyli wzajemne sympatie czy antypatie nie mają tu znaczenia. To jest pojedynek, na który umówiłyśmy się kontraktem. Niech wygra najlepsza.

Co widzi i czuje Pani jako zawodnik, kiedy wychodzi do oktagonu?

Słyszę ciszę. Jest głucho – pomimo szumu, pomimo wszystkich dźwięków napływających z otoczenia. Widzę tylko światła. A potem już tylko moją przeciwniczkę. Następnie przypomina mi się mój trener, Mirek Okniński. Przypomina mi się, co mówił i jak tłumaczył, co mam robić. I to wszystko dzieje się tak bardzo szybko, bo rundy są trzy i każda trwa trzy minuty. Właściwie to czuję, jakbym tam nie była do końca sobą, w sensie – czuję się wtedy tak silna, jak mi się nigdy na co dzień nie zdarza. Tam czuję się naprawdę silną osobą.

Oglądałam nagrania z mojej pierwszej walki z Moniką Laskowską. Oglądałam samą siebie i nie byłam w stanie uwierzyć, że to naprawdę ja. Chociaż wiele osób przyczepiło się, że ciosy nie takie jak trzeba i technika leży – no, ale cóż, uczyłam się wtedy MMA zaledwie od pięciu tygodni.

Trenuje Pani pod okiem trenera Mirosława Oknińskiego, tak samo jak Kamil Minda, który oprócz bycia zawodowym zawodnikiem MMA jest również zawodowym żołnierzem Wojska Polskiego, ale w jego przypadku nikt nie robi jednak problemu czy afery, kiedy godzi obie te aktywności. Facetom wolno więcej?

Oczywiście! Oczywiście, że mężczyznom wypada więcej. Im wypada błądzić, im wypada podejmować złe decyzje czy wybierać drogi zawodowe, które nie są powszechnie akceptowalne. A kobietom już nie wypada. Dlaczego, skoro to kobiety często same pracują na swoje rodziny? Dlaczego kobieta ma na przykład nie uprawiać MMA? Dlaczego to ma być źle postrzegane? Dlaczego? No dlaczego? Co takiego jest w tym, że ona nie może i nie powinna tego robić? Bo niby co?

Mężczyznom w życiu w ogóle wiele wypada, a kobietom mniej. To już po prostu tak jest. Myślę, że żaden feminizm nie jest w stanie tego postrzegania zmienić. Gdyby to postrzeganie kobiet było inne, to ja bym nie doznawała takiego hejtu i pouczania, że nie wypada mi tego czy tamtego. Nie czytałabym tylu przykrych komentarzy na swój temat.

Może internetowym krytykom nie chodzi o samo MMA, tylko o to przysłowie: „kto z kim przestaje, takim się staje”. Swoją drogą, ile w nim prawdy?

Nie odpowiadam za to, czy ktoś w przysłowia wierzy, czy nie. Grunt, że ja sama wiem, z kim przestaję, jaka jestem i jaką się stają, i jaką osobą stać się nie chcę. W federacji jestem co prawda zaledwie od trzech miesięcy, jednak kontrakt podpisany mam na dość długo, gdyż ostatnio go przedłużyłam. Nie wydaje mi się, żebym była złą osobą z tytułu udziału we freak fightach.

Każdy, kto nie miał szansy doświadczyć tego świata freaków walczących w oktagonie od środka, myśli tak jak ja, nim w niego weszłam. Czyli: dymy, denne zachowania, prowokacje, konflikty… A potem się okazuje, że ci ludzie dają sobie nawzajem więcej ciepła i wsparcia oraz poczucia, że „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” niż ci, którzy ich szykanują za to, że czasem przeklną, dziwnie wyglądają albo napiszą czy zrobią coś głupiego.

We freak fightach ludzie są bardzo transparentni. Jeśli czegoś lub kogoś nie lubią, to mówią o tym wprost i się z tym w ogóle nie kryją. Kiedy czegoś im się nie chce – też przyznają to bez ogródek. Kiedy mają się ochotę wzajemnie oblać wodą – obleją się. Może nas to gorszyć, ale oni są szczerzy. Pomyślmy dla kontrastu o Sejmie – nie dlatego, że tam odbywają się walki freaków, chociaż w sumie to już niewiele brakuje i z tego, co tam się dzieje, ludzie też już się śmieją - przecież są politycy, którzy na przykład udają, że kogoś lubią, a tak naprawdę go nie znoszą. A ja myślę, że powinniśmy doceniać ludzi transparentnych „od początku do końca”.

W ogóle ci wszyscy spod znaku „ą – ę”, obnoszący się wielką kulturą czy szacunkiem (nie zawsze, ale często) – są przeciwieństwem lojalności czy otwartości. Może dlatego tak źle postrzegają freak fighty i nie chcą nic z tego zrozumieć. A walki freaków dzisiaj są w TOP 3 w Polsce. Docierają do milionów młodych ludzi.

Wiele wsparcia udziela pani ostatnio np. Asuka Kamila, polska aktorka z pomarańczowego youtube’a i z Only Fans. W jednym z wywiadów wspominała Pani też o przyjaźni z Fagatą…

To był trolling z mojej strony. Ja tej dziewczyny w ogóle nie znam, wiem tylko, że to partnerka mojego kolegi z maty. Dlatego nie zamierzam w ogóle wypowiadać się na jej temat.

Mniejsza o Fagatę. Spotyka się Pani w oktagonie z ludźmi, którzy brali udział w rzeczach, które mogą być postrzegane jako moralnie naganne, np. byli zamieszani w Pandora Gate albo w patostreaming. Pani ma przecież małą córeczkę! I nie przeszkadzają Pani takie afiliacje?

Nie walczę w oktagonie z takimi osobami. Na razie walczyłam z Moniką Laskowską – „Najlepszą Polską Dziennikarką”. Z tego, co mi się wydaje, to jest po prostu youtuberka i dziennikarka. Nie wiem, czy jest w coś zamieszana.

Goha Magical wyszła z alkoholizmu i przebyła bardzo ciężką drogę. Myślę, że czapki z głów za to, że jej się udało, bo jak wiemy, wielu osobom nie udaje się pokonać tej choroby.

Jeżeli chodzi o Pandora Gate, to już się na ten temat wypowiadałam bardzo krytycznie. Nie wyobrażam sobie, żebym miała robić sobie zdjęcia albo iść na kawę z kimś, kto byłby zamieszany w tę aferę i skazany za udział w niej. Nie wydaje mi się jednak, żeby Marta Linkiewicz, Lexy, Goha Magical, Mateusz Kaniowski, Arek Pawłowski czy Marcin Najman – a to są osoby, z którymi z okazji freak fightów stykam się na co dzień – że oni mają z tym cokolwiek wspólnego. No bez przesady! No dobra, każdy z nich ma jakąś tam swoją przeszłość. Ludzie popełniają różne błędy w życiu. Ważne jest, żeby z tego wychodzili i żeby je naprawiali. Natomiast osób zamieszanych w Pandora Gate z tego, co wiem, w federacji Clout MMA nie ma.

Ostatnie zarzuty wobec Pani to to że wszystkim dzieli się Pani w social mediach, jakby wszystko było na sprzedaż, a czasem z niektórymi treściami można wziąć na wstrzymanie.

Jestem osobą transparentną. Nikt nie musi się dzisiaj domyślać, co Marianna zrobiła złego. Nie - ci wszyscy ludzie mogą o tym przeczytać. Mogą to prześledzić nawet na moich social mediach. Zrobiłam coś złego – proszę bardzo, ja nie kasuję tych rzeczy, tych treści czy postów. Nie udaję, że tego nie było, nie wypieram się tego. Ja za to przepraszam i staram się ten błąd po prostu naprawić. Opowiadam o tym, jak zmieniło się moje spojrzenie na daną sytuację.

Można mnie nazywać hipokrytką – rozumiem i akceptuję. Co mogę więcej dodać? Jeżeli ktoś uważa, że jestem hipokrytką, to w porządku. Nikogo nie zamierzam karcić za taką opinię. Popełniam błędy publicznie, przed wszystkimi, przed całą Polską, i publicznie staram się je naprawiać. Jestem tylko człowiekiem. Wydaje mi się, że mam prawo błądzić.

Internauci zarzucają Pani też szybkie zmiany zdania – choćby w kwestii freak fightów, co do których do samego końca zastrzegała się Pani, że nie przystąpi do walk w oktagonie. Rozjuszyło ich to tak, że teraz komentariat zastanawia się, kiedy zobaczymy Panią na Only Fans. Czego zatem na pewno nie zrobiłaby Pani w dążeniu do samorealizacji?

Pytanie Marianna Schreiber pozostawiła bez odpowiedzi.

A swoją drogą, co uznaje Pani za największy swój błąd w działalności medialnej?

Na pewno partię polityczną.

Dlaczego? Co się tam nie udało?

Wszystko. Nie chcę o tym rozmawiać.

A za największe osiągnięcie?

Może to, że ze wszystkim daję sobie radę sama? Z domem, dzieckiem, psem, pracą, z Internetem, z tym wszystkim, i z wielkim obciążeniem psychicznym, i z wielką presją społeczną, i ze wszystkimi problemami, które teraz mają miejsce w moim życiu – z tym wszystkim daję sobie radę sama. Chciałabym, żeby inni brali z tego przykład i to docenili.

O Pani rozstaniu z mężem cała Polska dowiedziała się dopiero z początkiem marca. Ba, to wszystko, co wcześniej widzieli internauci w Pani social mediach, wskazywało na dość udane życie rodzinne. Od kiedy zatem daje Pani radę sama ze wszystkim?

Nie chciałabym o tym mówić.

Rok temu we wstępie do naszej rozmowy napisałam, że sprawia Pani wrażenie samotnej.

Wiele osób mówi mi: „Oooo, Marianna, tobie niczego nie brakuje, wyglądasz fajnie, jesteś taka atrakcyjna, dobrze zarabiasz, osiągasz sukcesy, twoja kariera się rozwija” – gdyby tak na to spojrzeć, to nie miałabym na co narzekać, prawda?

Mariannie Schreiber łamie się głos, a w oczach pojawiają się łzy.

Staram się być szczęśliwa. Tylko… Przez to, co mnie spotyka, nie potrafię cieszyć się ze swojego sukcesu i ze swojej kariery. Nie mam tego, co mają inni: takiego fundamentu, wsparcia. W moim sukcesie, w karierze, w tym wszystkim, co widać na zewnątrz – ja w tym jestem sama.

Większa część internetowego komentariatu jest zdania, że Pani małżeństwo nadal by trwało, gdyby zaniechała Pani całej swojej aktywności medialnej. Dziś gratulują Pani mężowi rozstania i twierdzą, że i tak bardzo długo wytrzymał „z tą Marianną Schreiber”.

Nie chcę wchodzić w kwestie związane z moim małżeństwem. Mojemu mężowi życzę dobrze. Nikomu nie będę źle życzyć, bo uważam, że to jest nie fair. To tata mojego dziecka. Spędziłam z nim kawał swojego życia. Trzymam kciuki za to, żeby wygrał w wyborach samorządowych. Jeżeli nie uda mu się zostać prezydentem Bydgoszczy, to mi osobiście będzie jeszcze bardziej przykro – bo nasza rodzina stała na szali tych wyborów.

Gdyby nie zaczęła Pani płakać, nadal podejrzewałabym, że Państwa rozstanie to przedwyborcza ustawka. Budzi Pani wręcz niezdrowe zainteresowanie internautów, wśród których jest raczej więcej hejterów niż wspierających. Tymczasem po rozstaniu powszechne w komentarzach jest przeświadczenie, że Pani mąż dobrze zrobił, kończąc swoje małżeństwo – stąd te przedwyborcze podejrzenia.

Ludzie traktują mnie jak taką czarną owcę i jak ciężar, który mojemu mężowi przeszkadzał w karierze. Są hipokrytami, bo z jednej strony wymagają od kobiety, żeby była niezależna, silna i spełniała się, a z drugiej strony, kiedy zaczynam te warunki spełniać, najchętniej by mnie ubezwłasnowolnili, żebym robiła to, czego się ode mnie oczekuje, czyli siedziała w domu i nie wychylała się. Przecież ja nigdy nie chciałam krzywdzić swojej rodziny! Dziś ludzie starają się na części pierwsze rozkładać nasze małżeństwo, nic o nim nie wiedząc. To jest straszne. To jest… Jezu! Wstaję rano i czytam do kawy kolejne artykuły o sobie i o moim małżeństwie. Ale co ci wszyscy komentujący ludzie wiedzą? Nic. Ja ten hejt byłam w stanie udźwignąć, ale mojego męża to przerosło. Uważam zresztą, że każdy człowiek ma prawo do własnych decyzji. Przecież nikogo na siłę przy sobie trzymać nie będę.

Najgorsze jest to, że… Ja po prostu nie wiem, czy ja się uleczę z tej miłości. Bardzo kocham swojego męża. Zostałam ukarana za to, co robię. A ja też chciałam zarabiać pieniądze, też chciałam robić coś dla siebie. Tylko że okazało się, że jakiej drogi bym nie wybrała, zawsze było źle. Ludzie wyzywają mnie od najgorszych, w końcu i mąż zaczął na mnie tak patrzeć. Wiele osób pisze mu, że dobrze zrobił, porzucając mnie. Ale co ja mu takiego zrobiłam? Byłam sobą i dążyłam do samorealizacji – to jest ta straszna zbrodnia?

Miejmy nadzieję, że jeśli teraz mojemu mężowi wszyscy tak gratulują decyzji, to w takim razie to rozstanie faktycznie da mu sukces, którego pragnął. Swoją drogą cały problem z poprawnością polityczną, z kalkulacją polityczną, z komentowaniem, że gdzieś tam zostałam odcięta, więc hurra… Czy my w ogóle powinniśmy rozmawiać tak brutalnie o jakichś tam sympatiach politycznych czy opcjach na sukces, gdy wiemy, że w tej sprawie w tle jest małe dziecko? Czy rozmawianie w tych kategoriach jest poważne? To jest dla mnie chore.

Z drugiej strony trzeba sobie zadać pytanie, czy w tym internecie musi się znaleźć wszystko? Mówiła Pani, że stara się być transparentna i że w tym widzi dużą uczciwość. Pokazuje Pani w internecie swoje błędy i nawrócenia, ale czy takie dzielenie się wszystkim jest dobre dla dziecka?

A ja wrzucam do netu wszystko?

To zarzucają Pani internauci – że dowiadują się o Pani zbyt wiele.

To jest moja ścieżka zawodowa i medialna. Nie wrzucam do sieci opisów błędów takich, że np. nie wyszło mi coś jako matce, co ilustruję zdjęciem córki. Coś takiego nie ma miejsca. Poza tym chcę zauważyć, że tak samo, jak ja jestem matką, tak mój mąż jest ojcem. Ja się zajmuję swoim dzieckiem 24 godziny na dobę i nikt się mnie nie pyta, jak ja to godzę z innymi aktywnościami. I co, mam być za to obrzucana błotem? Ludzie mówią też, że jestem atencyjna. Ale kto zaczął? Czy to za moją sprawą informacja o końcu mojego małżeństwa znalazła się w sieci? Zatem skoro nie wyszło to ode mnie, to chyba nie do końca jestem taka atencyjna, prawda?

Jaki będzie internetowy wizerunek Marianny Schreiber za 5 lat?

Mam nadzieję, że będę szczęśliwa. Może będę taka, jak Marcin Najman - że będę walczyć póki mogę?

Czyli w nowym teledysku to Marcin Najman będzie Pani syreną?

Dajmy spokój. To było akurat niepotrzebne, ale stało się i czasu się nie cofnie.

Dlaczego mówi Pani, że to było niepotrzebne?

To było niepoważne. Po prostu.

A czy wszystko musi być poważne?

Nie, ale jak widać ludzie nie śmieją się z tego, co pozytywne, tylko traktują to jako coś bardzo negatywnego.

To czego jeszcze Pani żałuje, od kiedy zaczęła prowadzić życie medialne i karierę w Internecie?

Żałuję różnych niepotrzebnych i niekorzystnych zdjęć, które publikowałam w Internecie. Chodzi na przykład o fotografie w negliżu. Niestety, nie mogę cofnąć czasu i nie mogę tego wymazać. Stało się. Pewnie będę tego żałowała do końca życia, ale nic z tym nie da się zrobić. Myślę, że mogło być to trochę nie w porządku w stosunku do mojego męża i mogło negatywnie wpłynąć na jego karierę.

Jak dzisiaj brzmiałaby wizytówka, odpowiadająca na pytanie: „Kim jest Marianna Schreiber”?

Jestem osobą, która zapłaciła najwyższą cenę za spełnianie swoich marzeń. Tylko tyle.

Smutne. Nie ma w tym nic z nadziei czy ze spojrzenia w przyszłość – a rok temu, gdy zadałam niemal identyczne pytanie, nadzieja była. Zapytam zatem inaczej: kim będzie Marianna Schreiber?

Nie wiem. Uważam, że jestem i będę człowiekiem o duszy sportowca, więc będę fighterką.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl