– HIMARS, patriot, abramsy, F35, nowoczesne drony bojowe – wszystko to, o co dziś proszą świat Ukraińcy, jest lub za chwilę będzie na wyposażeniu polskiej armii – powiedział w rozmowie z tygodnikiem „Gazeta Polska” Mariusz Błaszczak.
„Powiem zupełnie szczerze: nie”
Pytany, czy ten sprzęt jest w Polsce w wystarczającej liczbie, minister odparł: „Powiem zupełnie szczerze: nie, jeszcze nie”.
– Broń, szczególnie ta najnowocześniejsza i najskuteczniejsza, kosztuje ogromne pieniądze, których polski budżet do niedawna nie był w stanie udźwignąć – wskazał Błaszczak. Wicepremier zwrócił uwagę, że choć wydatki na obronność systematycznie wzrastały, potrzebny był skokowy wzrost. Ten zaś – mówił – umożliwiła ustawa o obronie ojczyzny. – Ona otwiera drzwi do naprawdę dużych środków, dlatego tak ważna była praca nad nią – powiedział Mariusz Błaszczak.
„Mieliśmy świadomość rosnącego zagrożenia”
Szef MON przyznał, że prace nad ustawą odbywały się w przeświadczeniu, że wojna jest blisko. – Dziś mogę powiedzieć otwarcie: tak, mieliśmy świadomość rosnącego zagrożenia i mieliśmy wiedzę na jego temat – oświadczył. Wicepremier przyznał, że polski rząd ocenił zagrożenie wojną jako realne. Było to – poinformował – gdy służby białoruskie zaczęły – poprzez zwożonych ludzi – atakować najpierw granicę Litwy, a potem naszą.
– Wówczas stało się jasne, że mamy do czynienia ze scenariuszem napisanym na Kremlu i realizowanym na jego zlecenie i pod jego kontrolą. Wiedzieliśmy, że to początek znacznie szerszego planu, który ma dziś kontynuację na Ukrainie – powiedział Błaszczak.
Według wicepremiera, poprzez kryzys na granicy Rosjanie chcieli doprowadzić do sparaliżowania Polski. Jeśli plan Moskwy by się powiódł, „Niemcy zamknęliby granicę z Polską, a my zostalibyśmy z tysiącami migrantów siejących zamęt i chaos”.
– W takich warunkach prawdopodobny byłby nawet upadek rządu – powiedział Mariusz Błaszczak, wyrażając przekonanie, że był główny cel tego mińsko-moskiewskiego planu. – Polska wówczas nie byłaby w stanie tak wydatnie wspierać Ukrainy, nasi wschodni sąsiedzi zostaliby w dużej mierze pozostawieni sami sobie. Do tego nie doszło, bo obroniliśmy granicę – dodał minister obrony narodowej.
niezalezna.pl
