Chris Billam-Smith - Mateusz Masternak
Na tę walkę Mateusz Masternak czekał całe życie. 36-latek przyjął walkę o pas federacji WBO w wadze junior ciężkiej, który od niedawna dzierży Anglik Chris Billam-Smith. Obaj panowie spotkali się w angielskim Bournemouth, a więc w mieście skąd pochodzi dotychczasowy mistrz.
Na trybunach dominowali fani angielskiego championa, ale na biało-czerwoną Polonię zawsze można liczyć i wsparcie dla boksera z Wrocławia także było słyszalne.
Od pierwszych rund Masternak starał się narzucić inicjatywę i wyraźnie wygrywał na punkty. Były ciut lepsze i słabsze rundy w wykonaniu Polaka, ale trudno nie odnieść wrażenia, że na wszystkich kartach punktowych to Polak był stroną przeważającą.
Wszystko runęło jak domek z kart po VII rundzie. Masternak nie wstał z krzesełka po upływie regulaminowej minuty przerwy, co wywołało złość u jego rywala i sędziego ringowego. Choć "Master" stał już na nogach, to arbiter po spojrzeniu w narożnik Polaka ogłosił koniec walki... Billam-Smith mógł triumfować.
Nawet wśród komentatorów zapanowała konsternacja. Widać było tylko woreczki lodu przykładane do żeber Masternaka, co sugeruje kontuzję i niezdatność do dalszej walki. Ostatecznie potwierdzono, że żebra Polaka zostały złamane.
Widać było ogromne rozczarowanie na twarzy Masternaka i wielką radość, a wręcz ulgę u Anglika, który prawdopodobnie wiedział, że na kartach sędziowskich może przegrywać.
– W pewnym momencie poczułem przeszywający ból, jakiego do tej pory nie czułem nigdy. Wychodził od żeber i promieniował aż do kręgosłupa, każdy lewy prosty był jak cios nożem w serce i walka o każdy oddech. Nawet nie wiem, w którym momencie doszło do tej kontuzji – powiedział Masternak na antenie TVP Sport chwilę po walce.
