Jak doszło do ingerencji Jugendamtu? Tarnogórzanka wyjechała za zachodnią granicę ponad dwa lata temu za swoim partnerem. Poznali się w Polsce, ale postanowili razem zamieszkać w Niemczech. - Oboje pracowaliśmy, córka chodziła do szkoły, wszystko układało się dobrze, dopóki nie pokłóciłam się raz z partnerem - opowiada kobieta. - Wezwałam wtedy policję, żeby zrobić mu na złość i tak się zaczęło. Policjanci powiadomili Jugendamt, dziecka jednak nie zabrali. - Nie mieli podstaw. Zresztą po tej kłótni na jakiś czas rozstałam się ze swoim mężczyzną - opowiada tarnogórzanka.
Potem, kiedy Polka zachorowała i trafiła do szpitala, córka na dwa dni trafiła do domu sióstr zakonnych. - Jugendamt dowiedział się, że wróciłam do partnera. To bardzo im się nie spodobało. Usłyszałam, że muszę się z nim rozstać, w przeciwnym razie zabiorą mi córkę. Ale ja nie zamierzałam im ulec - mówi.
Od słów do czynów urzędnicy przeszli po tym, jak dowiedzieli się, że tarnogórzanka zamierza z partnerem wyprowadzić się z Hamburga. - Wtedy dostałam wezwanie do Jugendamt - wspomina kobieta. - Na miejscu dali mi do podpisania pismo w języku niemieckim i zagrozili, że jak go nie podpiszę, to złożą do sądu wniosek o pozbawienie mnie praw rodzicielskich. Słabo znam niemiecki, nie wiedziałam, co to jest, nie było tłumacza. Jak podpisałam, zabrali mi córkę. To mnie naprawdę dobiło - mówi.
Pięć dni minęło zanim kobieta trafiła do Wojciecha Pomorskiego, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw
Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. - Mając doświadczenie w takich sprawach, zjawiliśmy się w siedzibie organizacji na drugim końcu Hamburga z oficjalnym pismem- opowiada Pomorski. - Po długich, dosadnych pertraktacjach udało się nakłonić Jugendamt do oddania dziecka po dobroci - dodaje.
Pomorski sam walczy z organizacją o swoje córki. Nie widział ich już od 9 lat. Zostały mu odebrane, bo jak mówi, mimo zakazu, rozmawiał z nimi w języku polskim. - Jugendamt to nie urząd, nie działa jak nasz MOPS, który ma nad sobą kontrolę. Oni działają bez nadzoru - twierdzi. W 2011 r. niemieckie urzędy do spraw dzieci i młodzieży odebrały rodzinom 38 500 nieletnich. 2/3 dzieci zabrano z rodzinnych domów, reszta to małoletni z domów dziecka i rodzin zastępczych.- Szczególnie łatwym "łupem" są dzieci rodzin cudzoziemców, słabo mówiących po niemiecku i niezorientowanych w przepisach prawnych - mówi nam Pomorski.
Przypomnijmy, że nie dalej, jak w czerwcu Jugendamt domagał się wydania niemieckiej rodzinie zastępczej dwojga dzieci z Bytomia, Dawida i Daniela. Rodzice podczas pobytu w Niemczech zostali pozbawieni praw rodzicielskich, ale mimo to zabrali dzieci i wrócili z nimi do kraju. Tamtejszy sąd argumentował swoją decyzję złą sytuacją rodzinną. Sąd rodzinny w Bytomiu odrzucił wniosek niemieckiej instytucji. Dzieci zostały z rodzicami w Polsce.
*Plebiscyt Młoda Para 2012 ZOBACZ ZDJĘCIA KANDYDATÓW
*Budowa dworca w Katowicach: Hala, perony ZDJĘCIA i WIDEO
*Wielka Debata o Śląsku: Semka kontra Smolorz ZDJĘCIA i WIDEO