- Kobieta, która go zabrała nie spodziewała się niczego złego - mówi pani Agata, która jako pierwsza opowiedziała nam tę historię. - W pewnej chwili zauważyła jednak, że mężczyzna nachalnie jej się przygląda. Spytała dlaczego.
- Bo bardzo ładnie by pani wyglądała w trumnie - miał odpowiedzieć mężczyzna. Kobieta nie straciła zimnej krwi. Udała, że z autem dzieje się coś złego. Wreszcie zatrzymała samochód i poprosiła, żeby autostopowicz sprawdził, czy nie złapała gumy. Gdy mężczyzna wysiadł odjechała z piskiem opon. Zatrzymała się dopiero przed komisariatem. Policjanci przeszukali auto i znaleźli zostawiony przez mężczyznę neseser. Była w nim siekiera, noże, lateksowe rękawiczki i taśmy klejące. - Na szczęście nie było takiego zdarzenia - podkreśla Ewa Czyż, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Chełmie i dodaje, że policja już kilkakrotnie dementowała tę plotkę. W różnych miejscowościach.
- Ostatnio ta "historia" bulwersowała m.in. mieszkańców Dorohuska - wyjaśnia Czyż. Takie mrożące krew w żyłach historyjki pojawiają się co kilka lat.
- Najbardziej znana miejska legenda to czarna wołga. Jej pasażerowie porywają dzieci, by odciągać z nich krew dla Niemców chorych na białaczkę - mówi dr Filip Graliński, zbierający miejskie legendy.
Dużo strachu mieszkańcom Lublina napędziła też "historia" porwania małego chłopca w jednym z hipermarketów. Dziecko miało zniknąć matce z oczu podczas zakupów. Zaalarmowana ochrona znalazła je w toalecie. Kilkulatek był już przebrany za dziewczynkę. Po zdjęciu peruki okazało się, że ma ścięte włosy. W innej wersji tego mitu dziecko zostaje odnalezione kilka dni później. Ma bliznę po wycięciu nerki.
Strach przed łowcami organów wybuchł w 2011 r. w podlubelskim Milejowie. Stało się to po tym, jak na ulicy mężczyźni podający się za policjantów, pod pretekstem badania antynarkotykowego, pobrali nastolatkowi krew z palca. Po tym zdarzeniu przez kilka miesięcy plotkowano o odnajdowanych w parku zwłokach bez nerek i wątrób.
Później wyjaśniło się, że badanie krwi chłopca zlecił jego ojciec. Mężczyzna chciał sprawdzić, czy rzeczywiście to jego syn, bo nie chciał dłużej płacić alimentów.
- Legendy miejskie ułatwiają komunikację. To historie, które można opowiadać podczas rodzinnych lub przyjacielskich spotkań - tłumaczy prof. Robert Szwed, socjolog KUL. - Ich zadaniem jest także przestrzeganie przed możliwym niebezpieczeństwem, np. przed zabieraniem autostopowiczów.