Mimo tragedii galary znów będą pływać po porcie w Gdańsku. Zginęły 4 osoby, lecz nikt nie może zabronić wznowienia rejsów

Stanisław Balicki
Stanisław Balicki
Rejs galarem po Motławie w Gdańsku
Rejs galarem po Motławie w Gdańsku Przemyslaw Swiderski
Armator galaru, po wywrotce którego w porcie gdańskim utonęły 4 osoby, znów będzie organizować rejsy wycieczkowe. Bo nikt nie może mu tego zabronić.

Wydawało się, że tragedia z 8 października ub. roku zakończy rejsy po niebezpiecznych akwenach gdańskiego portu. Podczas rejsu wycieczkowego po Kanale Kaszubskim gdańskiego portu 12-metrowy tzw. galar gdański wywrócił się na fali wywołanej przez pracujący holownik. Życie straciło czworo pasażerów.

Doświadczeni żeglarze zwracają uwagę, że galary mają wyjątkowo niskie, ok 30-40-cm burty, przez które łatwo może przelać się fala. Tymczasem organizator rejsów uruchomił w internecie rejestrację na nowy sezon, od przełomu kwietnia i maja. Wciąż jednak trwa śledztwo i wyjaśnianie przyczyn tragedii. Prokuratorski zarzut umyślnego spowodowania katastrofy w ruchu wodnym usłyszał 19-latek, sternik jednostki.

- Postępowanie jest w toku, trwają czynności. Nie możemy podjąć kroków dotyczących wstrzymania działalności, nie mamy do tego podstawy prawnej – informuje prok. Grażyna Wawryniuk z gdańskiej prokuratury okręgowej.

Skontaktowaliśmy się z prezesem fundacji, która organizuje rejsy. Piotr Kozłowski nie chciał odpowiedzieć na pytania o to, jakimi jednostkami będą prowadzone rejsy i czy są to takie same płaskodenne galary, jak ten, na którym doszło do tragedii. Poprosił o zadanie pytań pisemnie.

- Odsyłam do Polskiego Związku Żeglarskiego, który wystawił orzeczenia zdolności żeglugowej dla jednostek – uciął Piotr Kozłowski, szef fundacji „Galar Gdański”, pytany o bezpieczeństwo rejsów i o to, czy ich wznowienie jest posunięciem odpowiedzialnym.

Rzeczywiście, jeszcze przed tragedią galary zostały dopuszczone do żeglugi przez Zespół Nadzoru Technicznego PZŻ i te dokumenty nadal są ważne. Jednostki figurują też w rejestrze PZŻ dla jachtów i innych jednostek pływających o długości do 24 m.

Okazuje się, że nikt nie może zabronić rejsów, jeśli wszystkie wymagane dokumenty i atesty są w porządku. Również Państwowa Komisja Badania Wypadków Morskich, która prowadzi swoje postępowanie w tej sprawie, jest bezsilna. Szef komisji zwraca jednak uwagę na ryzyko, jakie podejmuje armator, wznawiając rejsy jeszcze przed wydaniem orzeczenia i zakończeniem innych postępowań.

- Proszę zwrócić uwagę, że jeżeli armator do naszych zaleceń w raporcie się nie zastosuje, a dojdzie do kolejnego wypadku, to prokurator zupełnie inaczej do tego podejdzie i nie będzie chciał wierzyć, że to się stało przez przypadek – mówi Tadeusz Wojtasik, przewodniczący PKBWM.

Komisja nie orzeka o winie, bada przyczyny incydentów i wypadków. Zakończy badane tragedii raportem, którego można się spodziewać jesienią. Dopiero do jego zaleceń powinny się zastosować inne instytucje, takie jak Urząd Morski nadzorujący kapitanat portu, czy prowadzący rejestr jednostek PZŻ, oraz armator.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Drożeją motocykle sprowadzane z Niemiec

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl