Mit o Skorży i Ikarze

Robert Zieliński
Polskapresse
Jeśli w młodości Maciej Skorża czytał nawet mit o Dedalu i Ikarze, to nie wyciągnął z niego wniosków. Zapewne ostrzegano go, że Legia jest jak słońce - kusi swoim blaskiem, ale może też poparzyć i stopić wosk w skrzydłach. Nawet u trenera uznawanego za numer 1 w Polsce. Czy Skorża powinien teraz spaść boleśnie do morza i stracić posadę? Byłaby to najgłupsza decyzja, bo jest w Legii najmniej winny.

Przyszedł do klubu, który był w kompletnym rozkładzie. Połowę słabych i rozleniwionych piłkarzy wyrzucono i zespół miał być budowany od nowa. Zostawiono mu za to balast w osobach kilku innych zblazowanych gwiazdorków, których trzeba było posyłać do rezerw, oraz pijące i palące nastoletnie dzieci, które zarabiają za dużo. Zamiast nich podrzucono nowe kukułcze jaja z zagranicy. Gdy Skorża podpisywał kontrakt z Legią, większość transferów była już bowiem "klepnięta" i trener nie mógł sprowadzić piłkarzy, których chciał. Wziął ten chlewik z dobrodziejstwem inwentarza i miał sprzątać niczym stajnię Augiasza. A za cel postawiono mu mistrzostwo Polski. Czy ktoś widział, aby zasiać ziarno i żądać, by następnego dnia wyrosło z niego zboże?

Skorża w Legii jest jak facet, którego zabrano na pokład samolotu, otworzono luk i kazano skakać, ale nie dano mu spadochronu. Ikar w porównaniu z nim miał naprawdę komfortową sytuację.

Wróć na i.pl Portal i.pl