W sądzie doszło do spektakularnego starcia między obu stronami. A to dlatego, że oskarżonej broniło aż troje adwokatów, zaś po drugiej stronie barykady wystąpili prokurator, matka i siostra zabitego będące oskarżycielkami posiłkowymi oraz ich pełnomocnik. Oczywiście walka szła o wymiar kary dla nożowniczki.
Obrońcy uznali, że kara 13 lat więzienia, która zapadła w sądzie niższej instancji, jest zbyt surowa i domagali się jej obniżenia lub uchylenia wyroku i skierowania sprawy do ponownego rozpoznania. Przekonywali, że Urszula G. była rozgoryczona tym, że Piotr T. nie chciał związać się z nią na stałe i zaczął spotykać się z innymi kobietami.
Dlatego podczas tragicznego zdarzenia była w stanie silnego wzburzenia. Ponadto cieszyła się dobrą opinią, przyznała się do winy oraz wyraziła żal i skruchę. Dlatego - zdaniem obrońców - zasługiwała na to, aby po niezbyt surowym wyroku wrócić do społeczeństwa i podjąć nowe życie.
Zdanie oskarżycieli było jednak całkowicie odmienne. - Nie widzę podstaw do twierdzenia, że oskarżona działała w stanie silnego zburzenia. Z jej strony była to zemsta na pokrzywdzonym. Dlatego trudno mówić tu o okolicznościach łagodzących. Kara 13 lat więzienia jest rażąco łagodna. Adekwatna byłaby 25 lat więzienia - przekonywał prokurator Konrad Garda.
Podobnego zdania był Krzysztof Kaczmarek, pełnomocnik oskarżycielek posiłkowych, który podkreślił, że Urszula G. działała z premedytacją i wyrachowaniem: do Piotra T. przyszła w rękawiczkach, aby nie zostawić śladów, po zabójstwie dzwoniła i wysyłała sms-y oraz wyniosła z mieszkania cenny sprzęt elektroniczny, tak aby upozorować motyw rabunkowy.