Przed Sądem Rejonowym w Głogowie rozpoczął się proces 30-letniego Bartosza R., myśliwego z Koła Łowieckiego „Cyranka”, który w lutym tego roku śmiertelnie postrzelił mieszkańca Słoćwiny.
Do tragedii doszło kilkaset metrów od zabudowań, na polu obok lasku. Było już po zachodzie słońca, myśliwy strzelił do odległego o ponad 100 metrów celu, myśląc, że to dzik. Gdy wraz z kolegą podszedł bliżej, okazało się, że kula trafiła Edwarda K. ze Słoćwiny. 63-latek zmarł tej samej nocy w głogowskim szpitalu.
- Byliśmy na polu. W pewnym momencie zobaczyliśmy dzika. Wielokrotnie sprawdzaliśmy przez lornetkę, podeszliśmy też bliżej, żeby mieć pewność. Ja byłem pewien, że to była zwierzyna - wyjaśniał w sądzie oskarżony. - On zachowywał się jak żerujące zwierzę: poruszał się na czworakach, kluczył, zupełnie jak ryjący w ziemi dzik. Polujący ze mną kolega też uznał, że to było to zwierzę - przekonywał.
ZOBACZ TAKŻE:
Myśliwy śmiertelnie postrzelił rowerzystę w Wielkopolsce
Wągrowiec Wielkopolski. - Pocisk ani nie posiada na sobie śladów rykoszetu, ani nie posiada żadnych śladów DNA zwierzęcego, co wyklucza kategorycznie wcześniej zakładaną wersję, która mówiła, że pocisk mógł przechodzić przez ciało zwierzęcia - powiedział prokurator Robert Pinkowski.
Kula, która śmiertelnie trafiła rowerzystę niedaleko Mirkowic w Wielkopolsce - to był bezpośredni strzał.
- Młodzi myśliwi powinni być pod nadzorem. Od tego jest sąd, by wymierzyć mu karę, ale uważam, że powinien coś dostać, jako nauczkę na przyszłość, także dla innych - powiedział Andrzej Piosik, brat zastrzelonego.
- Coś dziwnego tu zagrało. Jakaś dziwna chęć zastrzelenia czegokolwiek i to w chwili, gdy było to już dla niego niedopuszczalne - tak o sprawie mówił Zbigniew Wojciechowski, rzecznik dyscypliny Polskiego Związku Łowieckiego w Pile.
Ponadto śledczy ustalili, że myśliwy oddał kilka strzałów.