Karetka pogotowia została wezwana do pacjenta w Ząbkowicach Śląskich w czwartek o około godziny 23.30. Na miejscu byli też policjanci, bo jak mówi nam Ilona Golec, rzecznik prasowy ząbkowickiej policji, pacjent miał zakrwawioną głowę, a na klatce schodowej obok niego stało dwóch pijanych mężczyzn.
43-latek z urazem głowy został przewieziony karetką do szpitala w Ząbkowicach Śląskich. I tu zaczęły się prawdziwe schody. Lekarz dyżurny SOR i lekarz anestezjolog odmówili przyjęcia pacjenta do szpitala, gdyż stwierdzili, że pacjent potrzebuje fachowej pomocy oraz interwencji na oddziale neurochirurgii i intensywnej terapii. Trwała słowna przepychanka z ratownikami. O sprawie został zawiadomiony lekarz koordynator ratownictwa medycznego, który zlecił, by pacjenta do szpitala przyjęto. Niestety lekarz SOR tego nie zrobił. W czasie słownych przepychanek stan pacjenta pogorszył się do tego stopnia, że trzeba było go zaintubować. Procedurę przeprowadzono na SOR-ze. Pacjenta jednak nadal nie przyjęto do szpitala.
Lekarze wykonali mu tylko badanie wstępne (bez badania tomografii komputerowej), na podstawie którego ocenili, że potrzebuje on interwencji neurochirurga. Minuty płynęły, a pacjent, już nieprzytomny, nadal czekał. Wtedy dyspozytor CPR (Centrum Powiadamiania Ratunkowego) wraz z lekarzem koordynatorem zdecydowali, że pacjenta trzeba przewieźć do innej placówki. Co ciekawe nie zrobił tego lekarz dyżurny SOR. - Szpital również chciał wezwać zespół LPR, jednak ponieważ pogotowie zrobiło to jako pierwsze, nie było potrzeby dublowania zgłoszeń - wyjaśnia Anna Szewczuk-Łebska, rzecznik prasowy EMC Instytut Medyczny SA.
O godzinie 00.47 Lotnicze Pogotowie Ratunkowe we Wrocławiu otrzymało wezwanie dotyczące transportu pacjenta z Ząbkowic Śląskich. 50 minut później pacjent został przekazany przez pogotowie ratunkowe, które przywiozło pacjenta do szpitala, załodze LPR-u. Karetka musiała jechać kilkanaście kilometrów do Janowca, gdzie jest wyznaczone lądowisko dla helikopterów LPR-u. Pacjent w nocy trafił do szpitala w Polanicy-Zdroju. Tam go operowano na oddziale neurochirurgii. Teraz mężczyzna przebywa w śpiączce farmakologicznej na oddziale intensywnej terapii.
Szpital tłumaczy się, że lekarz dyżurny ze szpitala św. Antoniego kierował się w tej sytuacji wyłącznie dobrem przywiezionego pacjenta.
- Jego stan był tak ciężki, że wymagał natychmiastowej interwencji z zakresu neurochirurgii i intensywnej terapii. Z tego powodu mężczyzna powinien od razu trafić do ośrodka, dysponującego takim oddziałami. Tymczasowa diagnostyka lub hospitalizacja w Ząbkowicach - do czego dążył zespół pogotowia - mogła zmniejszyć szanse mężczyzny na przeżycie. W celu ratowania jego życia i przygotowania do transportu został zaintubowany przez naszego anestezjologa, a lekarz SOR wyjaśnił zespołowi pogotowia, dlaczego pacjent powinien trafić bezpośrednio do specjalistycznego ośrodka - informuje nas Anna Szewczuk-Łebska.
Dyrektor pogotowia ratunkowego nie chciała komentować całej procedury, która miała miejsce na SOR-ze, zachowania lekarza i tego, że potrzebna była interwencja lekarza koordynatora. Beata Gil powiedziała nam tylko, że zespół karetki zachował się zgodnie z przepisami wioząc pacjenta do najbliższego szpitala, czyli do Ząbkowic Śląskich.
Zobacz też: Oszuści podali się za lekarzy, chcieli od rodziny chorej na nowotwór oka 12-latki pieniędzy na konsultacje