Grzegorz P. zaatakował we wrześniu ubiegłego roku. Najpierw pił w barze przy ul. Bogusławskiego. Potem wsiadł do tramwaju, podjechał na Jedności Narodowej. Kręcił się koło warzywniaka. Poszedł na pobliską stację benzynową. Jej pracownicy zwrócili uwagę na dziwne zachowanie mężczyzny. Zapytali, czy czegoś nie potrzebuje. Odpowiedział, że czeka na znajomego. Potem wrócił w okolice warzywniaka. Wpadł do kiosku z okrzykiem „dawaj pieniądze”. Ale nie czekał na reakcję - od razu zaatakował kobietę. Zadał jej 13 ciosów m. in. w klatkę piersiową, brzuch i plecy. Przeciął trzustkę. Szybka pomoc lekarska uratowała kobiecie życie.
Zobacz!
Obrona próbowała przekonać sąd apelacyjny, że wyrok jest niesłuszny i należałoby powtórzyć proces w sądzie okręgowym. Tak, żeby sprawie dokładniej przyjrzeli się biegli psychiatrzy i psychologowie. Zdaniem mecenasa Piotra Marańskiego, jego klient był tak bardzo pijany, że mógł być niepoczytalny. Gdyby taką tezę udało mu się udowodnić, sprawę trzeba byłoby umorzyć. Adwokat miał na myśli coś, na co fachowcy mówią „upicie patologiczne”. Zdaniem ekspertów, bywają takie sytuacje, że owo „patologiczne upicie” powoduje, że człowiek nie wie co robi i nie kontroluje swoich zachowań do tego stopnia, że można uznać go za niepoczytalnego.
Ale w tym wypadku sądy obu instancji przekonywały, że nic takiego nie miało miejsca. Owszem, napastnik mógł być nietrzeźwy. Ale na filmie z miejskiego monitoringu nie widać, by się zataczał. Świadkowie – w tym zaatakowana ekspedientka – też nie mówili o nim, by był jakoś szczególnie pijany.
Obrońca próbował też przekonać sąd, że zbyt surowa jest kara 25 lat więzienia - w sytuacji, w której mowa jest o usiłowaniu zabójstwa. Ale sąd podobnych wątpliwości nie miał. Mężczyzna był wcześniej karany. Rok przed tragedią na Jedności Narodowej wyszedł z więzienia. Odsiadywał siedmioletni wyrok za napady na starsze kobiety.
Zobacz także
