Do dramatu doszło 30 grudnia ubiegłego roku w okolicach stacji benzynowej przy ul. Kościuszki we Wrocławiu. Paweł tego dnia wypił – jak sam mówi – ćwiartkę wódki. Było około 17.00 na pustym placu za stacją benzynową stał opuszczony fiat siena. Był otwarty. Paweł wszedł do środka, chcial ukraść radio. Wtedy pojawił się bezdomny.
- Na ch… się patrzysz” - usłyszał od Pawła. Zaczął odchodzić. Ale Paweł W. przewrócił go na ziemię i zaczął kopać. - Kopałem go lewą nogą, bo lewą nogę mam silniejszą. Kopałem od barku do głowy i w twarz. Tak jakbym tupał mu po głowie. To trwało 8 – 10 minut – opowiadał na przesłuchaniu w prokuraturze. - Poszedłem za tym bezdomnym, bo on mnie zaczepiał. Mówił, że chce na chleb.
W śledztwie dodał jeszcze, że zamordowany od kilku dni się za anim kręcił. A jego to denerwowało. Chciał, żeby ten człowiek się odczepił. Przyznał, że kiedyś wcześniej innego bezdomnego „kopnął w tyłek”, bo ten chciał pieniędzy. - A co ja bankomat jestem? – wyjaśniał w prokuraturze. I zaczął opowiadać jak rzucał w bezdomnych petardami. - Wtedy nie było mi ich żal. Teraz tak – powiedział i rozpłakał się.
W sądzie na rozprawie mówił niewiele. Drobny szczupły chłopak stał skulony, ze spuszczoną głową i cicho odpowiadał na pytania sędziego Marcina Sosińskiego.
- Skopał pan go bo tamten był bezdomny?
- Chciałem, żeby się odczepił.
- Nie robił na panu wrażenia człowiek leżący na ziemi i charczący?
- Nie wiem.
- Stając dziś na sali sądowej, wysłuchując aktu oskarżenia, mając osiemnaście lat, jak pan dziś ocenia swoje zachowanie?
- Nie chciałem tego zrobić.
- A co?
- Żeby się odczepił.
- Jak pan myśli, jakie to może być uczucie, jak ktoś człowieka kopie w twarz tak mocno, że zęby wylatują.
Milczenie.
Skąd w panu tyle agresji?
- Może za dużo wypiłem.
W miejscu, w którym doszło do tragedii, nie ma dużego ruchu. Paweł – jak sam mówi – przestał kopać, gdy usłyszał z usta skatowanego człowieka prośbę, żeby go zostawił. Potem odciągnął umierającego na bok. Oparł plecami o zderzak fiata sieny. Zobaczył nadjeżdżającą taksówkę i zaczął uciekać. W domu przebrał się. Zakrwawione ubranie wyprał, buty wyczyścił. Wrócił na plac za stacja benzynową. Widział policję, pogotowie i tłum gapiów. Patrzył, co się dzieje. Kilka dni później policjanci zatrzymali go.