Policję o niedopuszczalnym zachowaniu wychowawczyni zawiadomiła matka jednej z dziewczynek. Miało do niego dojść 15 lutego na terenie szkoły. Opisywaliśmy w Porannym to zdarzenie w marcu.
- Doszło do naruszenie nietykalności cielesnej - denerwowała się wtedy matka dziewczyny.
Wspominała, że tego dnia córka wróciła ze szkoły zapłakana, była nieswoja. Powiedziała, że pobiła się z koleżanką. Matka zadzwoniła do wychowawczyni, by dowiedzieć się, co się właściwie w szkole stało.
- Czy Zuzia pochwaliła się, że dostała klapsa ode mnie? - miała usłyszeć pani Katarzyna. - Słucham?! Nie! Czy pani uderzyła moje dziecko!? - przytaczała rozmowę telefoniczną z nauczycielką.
CZYTAJ: Nauczycielka miała uderzyć dziecko w Szkole Podstawowej nr 2 w Łapach. Sprawę bada policja
Nauczycielka wysłała wtedy do naszej redakcji oświadczenie. Pisała w nim m.in. że to były żarty i tylko dotknęła ręką obie dziewczynki w okolice ud i powiedziała, że to zakończenie konfliktu.
- Żadna z dziewczynek nie odniosła najmniejszych obrażeń, bo to był tylko symboliczny klaps, a nie żadne uderzenie - pisała.
Prokuratura inaczej oceniła to zajście. I potraktowała jako przestępstwo. Akt oskarżenia w tej sprawie jest już w Sądzie Rejonowym w Białymstoku.
Zdaniem śledczych oskarżona nauczycielka uderzyła obie pokrzywdzone w tej sprawie dziewczynki dłonią w pośladki. Tak naruszyła ich nietykalność cielesną.
Ten czyn zagrożony jest karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku - mówi Karol Radziwonowicz, szef Prokuratury Rejonowej w Białymstoku.
Nauczycielka pisała wtedy w oświadczeniu, że przepraszała kilkakrotnie zarówno mamy, jak i dzieci. - Nie miałam złych intencji, bo nigdy nie skrzywdziłam żadnego dziecka - zarzekała się.
Wypadek na ul. Antoniukowskiej. Sąd skazał Adriana K. na 15 lat więzienia. Pod wpływem amfetaminy staranował autem dwie osoby