W jego miejsce pojawiły się dwa inne: "Touch" (czyli po angielsku dotyk) i "Temptation" (czyli pokusa). Właścicielem punktów jest ten sam mężczyzna, a odpowiedzialna za funkcjonowanie jest ta sama agencja marketingowa, czyli "Event" z Krakowa. Nawet wystrój niewiele się zmienił. Dziewczyny z klubu pracują, tak jak to robiły do tej pory. Sprawdziliśmy to na własne oczy. Obserwacje: poza nazwą zmienił się tylko... kolor parasolek, z którymi spacerują dziewczyny zagadujące przechodniów.
Nie ma różowych parasolek, Są za to niebieskie i zielone
- Co słychać chłopaki? Jesteście u nas pierwszy raz? - zagaduje dziewczyna kilkanaście sekund po tym, jak weszliśmy do lokalu. Za wejście zapłaciliśmy 50 złotych. Po chwili zadaje wyuczone pytania: - Jesteście z Poznania? Macie jakąś pracę?
Dziewczyna przedstawia nam menu. Obok piwa, whisky czy wódki widnieje specjalny zestaw dla kobiet, które mają dotrzymać nam towarzystwa. Najtańszy drink kosztuje 49 złotych, ale można też kupić szampana za ponad 10 tysięcy.
- Możecie też wziąć dziewczynę na górę. Zatańczy tylko dla was - zachęca.
Kupujemy piwo i sok.
Czytaj więcej: Kluby go-go Cocomo zamknięte w całym kraju. Co się stało?
Na pytanie o najtańszy taniec "prywatny", odpowiada: - 120 złotych, ale istnieje jeszcze opcja za ponad 300.
Po kilku minutach pojawiają się dwie brunetki. Kolejny raz jesteśmy przepytywani. Próbują skierować rozmowę na lekką i przyjemną tematykę.
- Tak łatwo mnie nie urobicie. Mam serce z lodu - zastrzega jeden z nas.
- Lubię takich... - odpowiada zalotnie jedna z nich.
Nie jesteśmy typowymi klientami, nie wyglądamy na biznesmenów. Założyliśmy koszule w kratkę i obuwie sportowe. Nie czujemy jednak, że jesteśmy traktowani gorzej. Jeden z nas odgrywa rolę rozkapryszonego studenta psychologii będącego na garnuszku rodziców. Drugi pracownika agencji reklamowej.
Dziewczyny szybko przechodzą do komplementowania nas, wzrokiem porozumiewając się z menadżerką. Jedna z nich odchodzi od stolika i zaczyna tańczyć na rurze. Wraca już ze swoją przełożoną. Ta aż trzykrotnie próbuje namówić nas na postawienie dziewczynom drinka.
- Bądźcie dżentelmenami. Panie chcą się napić - zachęca stanowczo. Grzecznie odmawiamy.
W trakcie rozmowy dowiadujemy się, że w klubie brakuje tancerek. Biznes się kręci...
- Przyjechałam do Poznania tylko pomóc koleżankom. Na co dzień pracuję w Gdańsku - zdradza striptizerka. Nie wiadomo, czy zmiana szyldu klubu wiąże się również z odpływem pracownic, jednak od tygodnia można zobaczyć w internecie ogłoszenia o pracę. "Marzysz by nauczyć się techniki tańca na rurze? Szukasz pracy? Chcesz zarobić duże pieniądze? Zgłoś się do nas!" czytamy w ofertach pracy umieszczanych w internecie.
Klub "Touch" od kandydatek na tancerki erotyczne wymaga pełnoletności, miłej aparycji i łatwości w nawiązywaniu kontaktów. W zamian oferuje w godziwe zarobki, kurs tańca, a nawet szkolenie z języków obcych.
- Skusiłam się podobną ofertą, zamieszczoną w sieci pod koniec lipca, choć dotyczyła hostess - mówi Kasia, studentka spod Piły. - Gdy trafiłam na rozmowę kwalifikacyjną, od razu domyśliłam się o co chodzi. Kobieta, która ją prowadziła była bardzo odważnie ubrana. Zaznaczyła, że z hostessy można awansować na tancerkę, co wiąże się z podwyżką - dodaje.
Jak twierdzi, stawka z godzinę pracy hostessy wynosi około 10 złotych, plus prowizja od 40 do 50 proc. za każdego klienta, którego uda zaprosić się do klubu. Tancerki stawki mają wyższe, a prowizję czerpią z drinków.
- Kobieta stwierdziła, że to się opłaca, bo żaden facet nie kupi mi najtańszego. Po rozmowie nie zadzwoniłam już do niej, ale jeszcze przez tydzień od rozmowy osoba z klubu wydzwaniała do mnie - kończy Kasia.
Czy kluby działają na granicy prawa? Agencja milczy.
Jak się dowiedzieliśmy klubom, zezwolenia na sprzedaż alkoholu zostały cofnięte już w ubiegłym miesiącu, ale oficjalnie nadal mogą one prowadzić ich sprzedaż .
- Decyzję o cofnięciu zezwoleń przedstawiciele firmy "Event" odebrali w dniu 28 sierpnia. Mają dwa tygodnie, żeby odwołać się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Termin wniesienia odwołania minął w czwartek. Pismo firma mogła wysłać pocztą. Do tej pory nic jednak nie otrzymaliśmy - informuje Paweł Puszkarski z wydziału działalności gospodarczej i rolnictwa Urzędu Miasta w Poznaniu. Nie dowiedzieliśmy się jednak, czy firma dokument w ogóle wysłała. Podczas rozmowy telefonicznej pracownica agencji, nie chciała w żaden sposób komentować tego, co dzieje się wokół klubów ze striptizem.