Jak podaje rządowy serwis gov.pl: kina, teatry, sale koncertowe, kluby muzyczne, hale widowiskowo-sportowe, amfiteatry i muszle koncertowe udostępnią do 50 proc. miejsc, a rzędy powinny być zajmowane naprzemiennie, z zachowaniem jednego wolnego miejsca między uczestnikami (w tzw. „szachownicę”), którzy obowiązkowo będą mieć zakryte usta i nos. W przypadku braku wyznaczonych miejsc na widowni, należy zachować odległość 2 m pomiędzy widzami.
Organizatorzy imprez plenerowych od 17 lipca będą mogli wpuścić więcej niż 150 osób, lecz będą musieli zapewnić co najmniej 5 m² na uczestnika, który zaś zostanie zobligowany do zachowania dystansu 2 m od innych. Organizatorzy powinni wyznaczyć znakami poziomymi miejsca dla publiczności uwzględniających zachowanie dystansu. Konieczne będzie zakrywanie ust i nosa, chyba że zostanie zachowana odległość nie mniej niż 2 m od innych osób. Dodatkowo trzeba wyraźnie oddzielić teren dla widowni od osób postronnych, np. spacerowiczów.
ZOBACZ TEŻ:
Bardzo prawdopodobne zatem, że wszystkie zaplanowane na najbliższe miesiące koncerty w Szczecinie i okolicach odbędą się właśnie w ramach takiego reżimu. Większy problem mogą mieć organizatorzy wydarzeń przełożonych, ponieważ bilety na nie zostały już zakupione i nie wszyscy widzowie zdecydowali się na ich zwrot, więc zachowały one ważność na kolejny termin. Niektóre z nich wręcz się wyprzedały, jak np. koncert Artura Rojka w szczecińskiej filharmonii, który miał się odbyć w marcu, a został przeniesiony na jesień. Jak zatem w takim wypadku spełnić warunek wpuszczenia połowy widowni?
- Można tylko zasiąść do rozmów ze stronami, czyli miejscem oraz artystą lub jego przedstawicielem i starać się renegocjować warunki umowy. To oczywiście nie jest proste. Nie znam artysty, który zgodziłby się zagrać dwa koncerty w cenie jednego - mówi Dariusz Startek, organizator Szczecin Music Fest, który w związku z pandemią musiał przełożyć dwa koncerty, a jeden odwołać.
Imprezy w Coyote Clubie w Szczecinie. Tak się bawiliście. Zo...
Tymczasem wciąż nieodmrożone pozostają dyskoteki. Niektóre kluby, aby w jakikolwiek sposób wznowić swoją działalność, poradziły sobie przystosowując swoje lokale do restrykcji, które dotyczyły branży gastronomicznej. Stały się zatem bardziej pubami, niż klubami. Wpuszczają określoną ilość osób, a parkiety wcześniej w nich działające są zamknięte. Tak zrobił kultowy szczeciński Hormon, który swe drzwi otworzył ponownie 21 maja, ponad 2 miesiące od rozpoczęcia "kwarantanny".
17 lipca, akurat w dniu, kiedy zaczną obowiązywać nowe obostrzenia, wznowi działalność inne popularne miejsce - Disco Na Deptaku. Tutaj sytuacja będzie jak w Hormonie. - Nasz klub zawsze spełniał funkcję baru, pubu, ale dominującą rolę pełnił tu parkiet. W tym momencie będzie on wyłączony z funkcjonowania, ale muzyka będzie tłem. Widzimy, że deptak Bogusława cieszy się już dużym zainteresowaniem, dlatego również postanowiliśmy się otworzyć - mówi Tomasz Stypa, manager klubu. Zgodnie z obowiązującymi restrykcjami sanitarnymi, do Disco Na Deptaku, który ma ponad 400 m kw. wejdzie do 100 osób.
Zobacz też:
To dla tych, którzy byli spragnieni spotkań. Pierwsi goście ...
Tak to wyglądało przed pandemią:
Disco na Deptaku. Kolejna impreza w Szczecinie ze świetną, t...
Grey Club Szczecin. Impreza jak zwykle udana! Imprezy w Szcz...
Zdjęcia z Coyote Club. Impreza jak zwykle była świetna
