To nie żart. To prawdziwa interwencja, którą kilka dni temu musieli przeprowadzić policjanci w mieszkaniu w centrum Białegostoku.
- Gdy zobaczyłam policję, pomyślałam na początku, że to żart! Po chwili: że pewnie ktoś się włamał do samochodu i dlatego przyszli. Nie przypuszczałam, że chodzi o lampkę - opowiada Czytelniczka.
Zobacz też: Policjanci wybili szybę w aucie, uratowali niemowlaka przed udarem
Okazało się, że rzeczywiście jej córka - która jeszcze wtedy nie spała - ma w pokoju zapaloną lampkę z kolorową żarówką z dyskontu. Funkcjonariusze nakazali wyłączyć lampkę, co też córka Czytelniczki uczyniła.
- To jest niepojęte, że ten sąsiad - zamiast przyjść i poprosić o wyłączenie lampki - do zgaszenia światła wezwał policję - uśmiecha się Czytelniczka.
O skomentowanie tej sytuacji poprosiliśmy nadkom. Tomasza Krupę, rzecznika prasowego podlaskiej policji. - Interwencję rzeczywiście z pozoru można by uznać za śmieszną i bezpodstawną, jednak gdy funkcjonariusze dotarli do mieszkania, okazało się, że przy oknie stoi lampka, która emituje pulsujące światło. Mieszkamy w mieście, powinniśmy mieć baczenie także na naszych sąsiadów. To, że nam coś nie przeszkadza, nie oznacza, że komuś mieszkającemu po sąsiedzku też - mówi.
Nadkom. Krupa podkreśla jednocześnie, że kodeks wykroczeń jasno określa sytuacje zakłócania ciszy nocnej. - Nie tylko hałas, krzyk czy głośna muzyka mogą zakłócać nocny spoczynek. Naszą rolą jest w takich sytuacjach interweniować. A nie była to lampka codziennego użytku - mówi rzecznik.
Zobacz także: Strażacy w Białymstoku uratowali kobiecie palec
Białystok. Policjanci uratowali kierowcę z płonącego samochodu