O. Grabowski : Posłuchajmy własnych myśli i uczuć

Dorota Kowalska
25.12.2019 krakowboze narodzenie szopka kosciolpiotra i pawla  fot. anna kaczmarz / dziennik polski / polska press
25.12.2019 krakowboze narodzenie szopka kosciolpiotra i pawla fot. anna kaczmarz / dziennik polski / polska press Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Jeden z księży w ogłoszeniach parafialnych powiedział podobno: „Proszę pamiętać, że w święta przychodzi do nas Bóg, a nie sanepid.” Bardzo mi się spodobało to ogłoszenia. Faktycznie, żeby przeżyć święta, wypada posprzątać mieszkanie, ale ważniejsze jest posprzątanie duszy - mówi Tomasz Grabowski, dominikanin

Jaką nadzieję niosą ze sobą święta Bożego Narodzenia?

Nadzieja świąt płynie z tego, co zrobił dla nas Bóg. Można próbować oddzielić ich sens od źródła, od faktografii życia Chrystusa, ale umówmy się, to kierunek, który nieubłaganie wiedzie nas do sprowadzenia świąt do „światowego dnia altruizmu w obecności choinki”. Co zrobił dla nas Bóg? Stał się jednym z nas. Dodatkowo nie stał się jednym z królów świata, nie zmusił nikogo, by Go przyjął, nie narzucił swojej obecności, ale stał się ubogim chłopcem, urodzonym na peryferiach imperium, w rodzinie prostego cieśli i jego młodej, pewnie niewykształconej i bardzo biednej żony. Od początku Bóg, który stał się człowiekiem utożsamia się z prostymi, mało znaczącymi biedakami. Ale Jego narodziny to nie polityczna demonstracja opcji dla ubogich. Stał się jednym z nas, byśmy mogli być do Niego podobni. Pokazał na ile „pojemne” jest człowieczeństwo, jakie są granice dobra, życzliwości i miłości, które może w sobie pomieścić i innym okazać. Dzięki Niemu dowiedzieliśmy się na co nas stać. Gdyby tego było mało, nie tylko pokazał, ale pozwolił nam na tyle zbliżyć się do siebie, byśmy mogli dostać od Niego zdolność do podobnej miary miłości, życzliwości i dobra. Właśnie ten fakt kryje się pod powtarzanym, często do znudzenia, sformułowaniem: „staliśmy się dziećmi Bożymi”. Bardzo proszę zwrócić uwagę, żeby nie traktować tego, co powiedziałem w logice zobowiązania. Łatwo oskarżyć samych siebie, że nie dorastamy do wzoru otrzymanego w Jezusie i nie potrafimy przyjąć mocy do kochania, którą ponoć nam daje.

Fakt, że Chrystus przyszedł na świat w stajence, wśród ubogich pasterzy też pewnie ma znacznie, też jest dla nas jakąś od Niego wiadomością, prawda?

To, że Chrystus stał się człowiekiem, narodził się w grocie w obecności bydła, jest wyraźnym sygnałem, że nie ma dla Niego okoliczności, w których by nas nie mógł znaleźć. Może faktycznie jest tak, że święta przekonują nas raczej o tym, ile braków nosimy w sobie, ile jeszcze nie potrafimy kochać, albo nawet, że w sumie jesteśmy samotni i rozgoryczeni. Nieważne, On potrafi nas w tym znaleźć. Nie przyszedł w pałacu, a aniołowie nie ogłosili Jego narodzenia na dworze królewskim. Urodził się w stajni, a wiadomość o tym przekazano pasterzom (wyrzutkom w społeczeństwie ówczesnego Izraela). On narodził się dla wszystkich i dla każdego osobiście. Możemy się do Niego zbliżyć, bo On zbliżył, a nawet zniżył się do nas. Nadzieja zatem płynie stąd, że Bóg już stał się dla nas dostępny, zanim my staliśmy się święci, godni, odpowiedni do Jego wielkości.

Jak się powinniśmy przygotować do świąt Bożego Narodzenia?

Jeden z księży w ogłoszeniach parafialnych powiedział podobno: „Proszę pamiętać, że w święta przychodzi do nas Bóg, a nie sanepid.” Bardzo mi się spodobało to ogłoszenia. Faktycznie, żeby przeżyć święta, wypada posprzątać mieszkanie, ale ważniejsze jest posprzątanie duszy. Co to znaczy? Należy uświadomić sobie, co nas wypełnia, a przy okazji co nas zaśmieca. Bardzo często nie są to wcale wielkie grzechy, ale zwyczajnie hałas i niepokój, który próbujemy zagłuszyć w sobie różnego rodzaju treścią. Zajmuje nas domagająca się uwagi codzienność, media walczą o naszą ciekawość, żeby zapomnieć o tym, co nas martwi lub niepokoi, uciekamy w rozrywkę - kolejną porcję treści. W całym tym natłoku hałaśliwych treści zapominamy posłuchać tego, co w nas brzmi. Własne myśli i uczucia nie znajdują w nas uważnego słuchacza. Nie słuchając samych siebie, trudno byśmy byli zdolni posłuchać innych, nawet najbliższych. Aż nazbyt często i ich słowa machinalnie traktujemy jako kolejną informację, sprawę do zrobienia lub odhaczenia z listy „to do”.

Musimy spojrzeć w głąb siebie?

Żeby przeżyć, a raczej skorzystać ze świąt, trzeba pozwolić sobie na posłuchanie własnych myśli i uczuć. Nie ignorować siebie. Proszę zauważyć, to jest przepis na pierwszy krok zbliżenia się do Dzieciątka Jezus. Skoro Bóg uznał, że jestem dla Niego na tyle ważny, że On zniży się do bycia ubogim niemowlakiem, jak mogę ignorować samego siebie. Potrzeba, bym zaczął od zauważenia, docenienia samego siebie. Docenienia, które nie koniecznie jest wypłaceniem sobie nagrody w postaci błogiego nic nierobienia. Docenienia, czyli okazania sobie szacunku. Zatrzymuję się, by posłuchać tego, co mnie wypełnia, co kształtuje mój umysł i serce. Dopiero wówczas mogę zrobić następny krok.

Jaki?

Zająć się źródłem myśli i uczuć. Zajrzeć głębiej w swoje motywacje. Pozwolić sobie świadomie przeżyć potrzeby, jakie się we mnie odzywają. Motywacje, potrzeby, lęki i zranienia są tym, co w nas wymaga bądź korekty bądź wzmocnienia, uporządkowania, uleczenia… Jeśli chcę, żeby święta coś zmieniały w moim życiu, zamiast kończyły się aż nadto wyświechtanym „święta, święta i po świętach”, trzeba żebym dowiedział się, jakiej pomocy potrzebuję. Mówiąc może mało elegancko, ale dobitnie: do której stajni muszę przyjąć Chrystusa. Pamięta Pani słowa kolęd, chociażby „Do szopy, hej pasterze”. Otóż, kłopot polega na tym, że zbyt często wydaje się nam, że owa szopa jest na zewnątrz, że mamy iść do Betlejem w pobliżu Jerozolimy. Tam nie ma Dzieciątka Jezus. Został po Nim ślad w postaci Bazyliki Narodzenia, żłóbek podobno znajduje się na Lateranie czy w Santa Maria Maggiore, ale również jest pusty. We mnie jest szopa, do której muszę się wybrać, by znaleźć Jezusa.

Co w tych świętach jest najważniejsze? Co powinniśmy z nich wynieść?

W każdych świętach inspirowanych wiarą, najważniejsze jest to, co Bóg mówi o sobie samym. Bóg mówi indywidualnie. Paradoksalnie wcale nie chodzi o to, by odpowiedź przygotować sobie zawczasu, przed świętami. Jeśli Bóg jest żywy i prawdziwy, to powie nam to, co powinniśmy usłyszeć, jeśli tylko posłuchamy. Wystarczy uważne nasłuchiwanie. Powinniśmy postępować nieco na wzór opieki nad niemowlęciem. By zatroszczyć się o dziecko, trzeba się mu uważnie przyglądać, dbać o to, czego potrzebuje, a nie zasypywać je własnymi pomysłami. Dlatego należy sprawdzić czy nie trzeba go przewinąć lub nakarmić.

Chce Ojciec powiedzieć, że z Bogiem jest podobnie?

Właśnie, tak jak trzeba poświęcić uwagę, by zrozumieć potrzeby maleństwa, tak uważnie należy nasłuchiwać Boga. Nie podaję Mu własnych scenariuszy do realizacji. Nie wyręczam Go w tym, co chce mi powiedzieć. Nie podpowiadam Mu, co należy ze mną zrobić. Nastawiam się na odbiór. Daję czas, Jemu i sobie. W tym poświęconym czasie szukam skupienia, ciszy. Gdy w końcu je znajdę, a raczej wywalczę je sobie, wówczas uświadamiam sobie, co mnie wypełnia w myślach i uczuciach i wylewam, czyli opowiadam Jemu o tym. Następnie proszę Go, żeby to wszystko przyjął i zostaję w ciszy i skupieniu. Moja rola się skończyła, teraz czas, żeby On odpowiedział. Odpowie w sposób, jaki uzna za właściwy. Niekiedy będzie to doświadczenie pokoju, innym razem niepokoju; raz światła a innym razem ciemności; radości lub błogiego nasycenia, lub przeciwnie - wezwanie do działania. Dajmy Jemu czas i swobodę działania, a On już sobie z nami poradzi i przyniesie to, co mamy wziąć jako swoje.

Jak się uchronić przed komercjalizacją świąt Bożego Narodzenia? Bo choinki na sklepowych wystawach stają już po 1 listopada, zewsząd atakują nas świąteczne reklamy.

Nie da się przed tym uchronić, ponieważ nie zależy ode mnie to, co się będzie działo w marketach, sklepach czy rozgłośniach radiowych. Ode mnie zależy to, co się dzieje w moim domu i w moim wnętrzu. Zamiast martwić się tym, jak inni święta monetyzują, osobiście mogę nadać im charakter jaki zechcę. Mogę skupić się na pomocy ubogim w tym czasie i zadbać o tych, których dotychczas zaniedbywałem. Mogę odciąć się od strumienia informacji, które rozpoznam jako zupełnie niepotrzebne. Mogę wyłączyć telewizję, radio a nawet - choć zdaję sobie sprawę, że to wręcz niewyobrażalne - internet. Mogę spędzić więcej czasu na medytacji i lekturze. Mogę zaplanować twórczy czas z rodziną. Trzeba zająć się tym, na co mam wpływ a nie tym, na co wpływu nie mam.Jeśli natomiast w trakcie świąt przydarzą się jakieś wydarzenia, które zupełnie rozsadzą mój plan, wówczas dobrą praktyką jest przyjęcie tego, co się dzieje z otwartym sercem i umysłem. Nikt (z wyjątkiem Maryi i Józefa) nie był gotów na narodzenie Jezusa. Może te wydarzenia nie po naszej myśli, są dla nas okazją zbliżenia się do Niego o wiele bardziej niż zaplanowany spokój i odpoczynek?

Dlaczego, to co na zewnątrz - prezenty, czy wysokość choinki - staje się dla wielu osób ważniejsze niż to, co duchowne, co związane z istotą świąt? Z czego to się bierze?
Po pierwsze, zajmowanie się prezentami i wysokością choinki wcale nie musi być złe. Na zewnątrz coś może wyglądać na pośpieszny banał, a wewnętrznie może być przeżywane z troską i miłością. Jeśli poświęcam czas na to, by wymyślić i przygotować odpowiednie upominki dla członków rodziny czy przyjaciół, mogę włożyć to serce i dzięki temu komuś sprawić prawdziwą radość. Jeśli choinkę przyozdabiam z dziećmi i dlatego chcę by była gęsta i wysoka, żeby one zapamiętały święta, jako coś wspaniałego, wówczas nie tylko nie ma nic złego w takim podejściu, a przeciwnie dzieje się coś bardzo dobrego i ważnego. Jeśli czas przedświąteczny spędzam w kuchni i dokładam starań, żeby wszystko było i smaczne i ładne, nie ma przecież w tym nic złego. Po drugie, jeśli święta sprowadzamy wyłącznie do prezentów i drzewka, potraw i porządku w mieszkaniu, wówczas można zapytać samych siebie, co jest treścią mojego życia. Czy faktycznie święta sprowadzają się do relacji pomiędzy ludźmi, czy też ma jeszcze jakieś znaczenie relacja z Bogiem, który jest źródłem sensu i radości świąt. Nie należy do tego tematu podchodzić z poczuciem winy czy lękiem. Może się okazać, że faktycznie Bóg stał się nieobecny w świecie moich myśli i nie stanowi już realnego odniesienia w moim życiu.

I co, jeśli tak się stało? Jeśli, gdzieś po drodze, w codziennej krzątaninie straciliśmy kontakt z Bogiem?

Jeśli tak jest, można pytać dalej, kiedy do tego doszło, dlaczego tak się stało. Może zawsze tak było? A może w pewnym momencie rozczarowałem się Bogiem, bo był zbyt niewidzialny, za długo milczał wobec moich próśb, a może był zbyt wymagający i porzuciłem i Jego i to, czego ode mnie wymagał? A może zwyczajnie straciłem kontakt ze sobą na poziomie mojej duszy, bo ograniczyłem się do dbania wyłącznie o to, co bieżące, zewnętrzne, jak praca, rodzina, codzienne potrzeby i obowiązki… Przyczyn może być wiele i dla każdego z nas są one osobiste. Nie jesteśmy ciałem, w którym gdzieś znajduje się dusza. Jesteśmy duszą, która ma ciało. Łatwo o tym zapomnieć, łatwo zignorować tę prawdę, żyjąc w biegu, przytłoczeni codziennymi problemami. Święta mają być odpoczynkiem nie tylko ciała, ale również duszy. Dlatego możemy te kilka dni wykorzystać nie po to, by oderwać się od codziennych zmartwień, ale żeby zbliżyć się do źródła ich rozwiązania, odnaleźć wewnętrzną siłę płynącą z faktu, że nie jesteśmy sami. Bóg, który zniżył się do nas, pozostał z nami. Możemy Go odszukać.

Podczas świąt jesteśmy dla siebie mili, sympatyczni - czy to nie hipokryzja?

Gdy zdobywamy się, by działać na rzecz dobra nie tyle jesteśmy hipokrytami, co raczej odkrywamy, że nasze serce nie jest przyzwyczajone do okazywania życzliwości. Skleroza serca, czyli jego stwardnienie, dotyka każdego, kto nie praktykuje życzliwości na co dzień. Odzwyczajamy się od bycia delikatnymi, czułymi, wrażliwymi, ponieważ chronimy własną delikatność, wrażliwość i czułość. Wiemy, że odsłaniając się z tym, co w nas „miękkie”, narażamy samych siebie na bycie zranionymi. Dlatego chowamy serce za pancerzem obojętności, podchodzimy do świata i ludzi na zasadzie operacyjnej - sprawnie załatwiamy sprawy. Święta dają szansę, by pozbyć się pancerza, by odważyć się na użycie tego, co w nas naturalnie dobre, wrażliwe, czułe. Wreszcie możemy zdjąć zbroję i spróbować zauważyć ludzi wokół z ich prawdziwymi potrzebami, posłuchać tego, co rzeczywiście mówią, a nie jedynie „rozwiązać ich problem” dając kilka dobrych rad. Możemy zrezygnować z walki o swoje i oddać swój czas, swoje siły i uwagę na rzecz tych, którzy tego najbardziej potrzebują. Myślę szczególnie o członkach rodziny, dzieciach, starszych rodzicach. Święta dają szansę, by wyjść poza schemat o to, co się działo w pracy, czy zadanie domowe jest odrobione, i czy ZUS przysłał emeryturę na czas. Rozpoczynając ćwiczenia z życzliwości, na początku czujemy się fałszywi. Faktycznie, serce nie jest przyzwyczajone do okazywania delikatności i czułości. Dlatego czuje się jakby nieswojo zrzucając pancerz, jest bardzo nieśmiałe i przestraszone. Ale po kilku dniach łatwo z powrotem przyzwyczaja się do okazywania miłości, nawet wówczas, gdy domownicy nie wiedzą, jak na taką zmianę reagować.

Jak być przyzwoitym człowiekiem przez cały rok, nie tylko w święta Bożego Narodzenia, czy Wielkanocy?

Najważniejsze, by nie uznać, że święta to czas wyjątkowy. Właśnie święta są normalne, a codzienny bieg ma coś z szaleństwa. Chrześcijanie zaczynają tydzień w niedzielę, ona jest pierwszym dniem tygodnia, a nie ostatnim. Jeśli świadomie wykorzystują ten fakt, to początkiem jest odpoczynek i świętowanie, którego niezbywalnym elementem jest zwrócenie się do Boga. Proszę zwrócić uwagę, na początku tygodnia nabieram sił, przyjmuję właściwą perspektywę, staję nie tylko na nogach, ale i na mocnej podstawie, którą jest pewność, że Bóg o mnie pamięta i ze mną współdziała. Wobec tego mam siłę ruszyć w codzienność i przeżyć nadchodzące dni „wyprostowany”. Boże Narodzenie jest umieszczone na początku roku kościelnego, który zaczął się na cztery tygodnie przed świętami. Jest to podobny zabieg do umieszczenia niedzieli na początku tygodnia. W okresie, gdy dni są najkrótsze i najzimniejsze, a noce wydają się być o wiele za długie i zbyt mroczne, wracamy do prawdy, że Bóg jest pomiędzy nami, w naszym zmaganiu, ubóstwie, czy bankructwie, w świecie niegościnnym i wrogim, który potrafi obrócić się nawet przeciwko dziecku. Właśnie pośród naszych nocy jest z nami Bóg wszechświata.

Więc jak zacząć tę pracę nad sobą? Jak się za siebie zabrać?

Żeby podjąć nad sobą pracę potrzebuję odnaleźć motywację do zmiany. Mogę odnaleźć ją właśnie w tej prawdzie: Bóg przychodzi pośród ciemności, przychodzi bezbronny, mimo że jest potężny, przychodzi wymagając od nas opieki nad niemowlęciem, a nie hołdu wobec majestatu. Przyjmuję Jego cichą obecność, jej nie chcę utracić, dlatego podejmuję w życiu zmianę, która polega na uruchamianiu w sobie wrażliwości, uważności, delikatności itd. Po co? Po to, by samemu znaleźć siłę, odwagę, moc do zmagania się z codziennymi wyzwaniami. Paradoks Bożego Narodzenia! Im bardziej pokornie przyjmę Bożą obecność, tym więcej zdobędę siły. Będzie to siła nie z tego świata, pozbawiona okrucieństwa, agresji i przemocy. Każdy, kto zna siłę płynącą z wewnątrz, wie, że nie potrzebuje jej udowadniać i „na siłę” wprowadzać w świat. Wewnętrzna siła pozwala znieść upokorzenie bez poniżenia, dowieść racji bez uciekania się do manipulacji, znieść porażkę bez rozgoryczenia.

Duchowni mówią, że siłą Bożego Narodzenia jest powtarzalność. Z drugiej strony ostatnie lata przynoszą wiele emocji, pogłębiają się podziały w naszym społeczeństwie. Jak to wpływa na święta? Na ile one są uniwersalne, a na ile ewoluują pod wpływem aktualności?

Nigdy nie słyszałem, by ktoś coś takiego powiedział (śmiech). Powtarzalność świąt, to nasz sposób brania udziału w wieczności. Cykl roku kościelnego, w którym wracają do nas kolejne prawdy celebrowane podczas świąt, jest uczestniczeniem w relacji z Kimś, kogo czas nie ogranicza, z Kimś wiecznym. My, społeczeństwo, świat wokół zmieniamy się i za każdym powrotem cyklu nieco inni, zmienieni przyglądamy się odwiecznym prawdom. On jest niezmienny, a my z każdym obrotem ziemi wokół słońca bądź bardziej Go przypominamy, bądź bardziej się od Niego różnimy. Dobrze jest, kiedy nasza droga nie przypomina zapętlonego koła, lecz skierowaną ku górze spiralę. Na szczycie i w jej centrum jest Bóg, a my z kolejnymi obrotami zbliżamy się do Niego, wznosimy się wyżej i wyżej, a jednocześnie jesteśmy bliżej i bliżej centrum. Gdy tak się dzieje, święta, a przez nie rozważanie i przeżywanie kolejnych prawd z życia Chrystusa, przynoszą zamierzony cel: zbliżają nas do Niego, a dzięki temu sprawiają, że jesteśmy do Niego bardziej podobni. Uniwersalność świąt zakłada wspólną dla społeczeństwa podstawę ich przeżywania. Nie ma jej. Niestety. Fundament został rozbity. Dla niektórych z nas podróż po spirali, o której mówiłem, będzie sensem celebrowania świąt. Inni w ogóle nie zdają sobie sprawy z jej istnienia, a jeszcze inni uważają ją za niebezpieczny mit, który należy zwalczyć. Nie sposób łatwo wrócić do czasów christianitas - cywilizacji opartej o kulturę przenikniętą chrześcijaństwem.

Nie ma już drogi powrotu?

Jedyną drogą powrotu jest stanie się chrześcijaninem, człowiekiem realnie przenikniętym prawdą wiary. Na gruncie świeckiego państwa możemy co prawda starać się, by przynajmniej święta były czasem życzliwości lub przynajmniej zawieszenia broni. Ale niestety, święta ograniczone do tego, co możliwe po ludzku, będą jedynie przerwą od codziennego zmagania. Dlaczego? Ponieważ brakuje wystarczającej motywacji do zmiany postępowania. Będąc przekonanym o swojej racji, dążąc do jej przeforsowania w jak największej liczbie dziedzin życia, nie mam powodu, by rezygnować z walki i sprzeciwu wobec innych.

Jak walczyć z tymi podziałami w polskim społeczeństwie na co dzień?

Walczyć z podziałami można jedynie przez budowanie mostów. Do tego potrzeba stać się pośrednikiem. Specjalnie używam takich dziwnych słów, ponieważ oba opisują Chrystusa: pontifex (budowniczy mostów, czyli kapłan) i mediator (pośrednik). On wybudował most pomiędzy Bogiem i ludźmi i sam się stał mostem dla nas, możemy dzięki Niemu i przez Niego zbliżyć się, podejść do Boga. Mamy też odwagę zbliżyć się do innych ludzi. Nie sposób, żeby ktoś kto nie doświadczył we własnym życiu prawdziwej miłości, potrafił ją okazać innym. Przekroczenie podziału zakłada, że chcę być w jedności z tymi, którzy są po drugiej stronie barykady. Jak mam znaleźć w sobie siłę do przyjęcia ich? Po co mam ich przyjmować, skoro oni realnie zioną nienawiścią w stosunku do tego, co dla mnie cenne? Byłaby to głupia kapitulacja, a nie zbudowanie mostu. Faktycznie, pojednanie jest możliwe wtedy, kiedy wiem, że drugi mi nie zagraża. Nie zagraża mi nie dlatego, że wyzbył się swoich racji czy narzędzi dochodzenia do nich, z których mało które jest przyjemne. Nie zagraża mi dlatego, ponieważ ja mam pewność, mam mocne oparcie, nie muszę się obawiać nawet wówczas gdy przychodzę do drugich rozbrojony. Skąd pozyskać taką pewność, od kogo mogę się nauczyć takiej postawy? Od Dzieciątka Jezus. Przychodzi bezbronny do wrogiego świata, jest zdany na łaskę i niełaskę ludzi, ponosi konsekwencje bycia ubogim. Z biegiem lat owo konsekwencje są coraz trudniejsze do zniesienia. A jednak On nie przestaje wchodzić w dialog, nie przestaje czynić dobra, nie przestaje kierować do ludzi słów, które mogą dać im uwolnienie od kłamstw, w których żyją. Dlaczego? Bo ma pewność, że jest pokochany przez kogoś wielkiego, przez swojego Ojca. Właśnie On zmienił świat, miliony ludzi poszło za Nim i nauczyło się postępować podobnie do Niego, właśnie Jego narodzenie wyznaczyło początek nowej ery. Jasne, że niewielu dorosło do Jego wzorca, ci jednak którzy starają się do niego dorosnąć wprowadzają realną zmianę - budują mosty pomiędzy ludźmi. Dorastania zatem do Pana Jezusa Państwu i sobie życzę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie żyje Kris Kristofferson

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl