21 października 2007 r. wybuchł w Gorzowie pożar, którego nie da się zapomnieć. Był wielki, niezwykle groźny. Niebezpieczeństwo groziło i strażakom, i okolicznym mieszkańcom.
Snopy iskier lądowały nawet na placu Grunwaldzkim
Pożar budynków po fabryce maszyn do drewna Gomad wybuchł około północy. Strażacy dostali wezwanie o 0.20. Kiedy dotarli, ogień był już wszędzie. Z pokrytego papą dachu biły płomienie. Tak duże, że żar czuć było w oddalonych o kilkadziesiąt metrów kamienicach. Snopy iskier lądowały nawet na placu Grunwaldzkim. Ludzie ze zwierzętami i najcenniejszymi rzeczami w popłochu wybiegali z domów.
O tym pożarze w Gorzowie mówiła cała Polska. Jęzory ognia st...
Strażacy zaczęli ratować okoliczne budynki. Dwóch z nich na dachu dusiło ogień, aby ten nie przedostał się na kamienicę nr 58 i dalej na kościół. Inni na rogu ul. Mieszka i Mickiewicza, ryzykując życie, ratowali budynek m.in. ze sklepem komputerowym i Żabką. W pewnym momencie runęła część ściany. Wszyscy zamarli, bo płonące resztki spadły obok strażaków. To cud, że nic im się nie stało.
TAK KIEDYŚ WYGLĄDAŁ GORZÓW
Na pomoc ruszyli ochotnicy i zawodowcy z kilku gmin
Pożarowi przyglądały się setki osób, które stały na chodniku wzdłuż Mieszka I. Z żywiołem walczyło około 70 strażaków. Dzięki informacjom przekazywanym za pośrednictwem krajowego systemu ratownictwa gaśniczego na pomoc gorzowianom przyjechały jednostki m.in. z Deszczna, Kłodawy, Janczewa, Witnicy, Strzelec Kraj., Sulęcina i Międzyrzecza. W akcji uczestniczyło 17 wozów. Najwięcej było ciężkiego sprzętu. Każde z potężnych aut posiadało zbiorniki z około 6 tys. litrów wody. Podjechała także cysterna - kolejne 18 tys. litrów. Strażacy czerpali również wodę z Kłodawki.
- Było duże zagrożenie, bo od temperatury mogły strzelać dachówki na okolicznych budynkach
– mówił nam przed laty ówczesny naczelnik wydziału zarządzania kryzysowego Urzędu Miasta Jan Figura. Dodał, że ostatni tak duży pożar w mieście wybuchł w latach 70., kiedy przy Kobylogórskiej spłonęła roszarnia
Ogień przestał siać grozę dopiero pod dwóch godzinach
Ogień szybko strawił drewniane stropy byłej siedziby Gomadu, ściany zaczęły się chwiać. To była kwestia czasu, kiedy zaczną się burzyć. Najwięcej cegieł runęło od strony ul. Mickiewicza. Kurz był wszędzie. Ogień przestał siać grozę dopiero pod dwóch godzinach.
Około 2.45 ówczesny rzecznik komendy wojewódzkiej straży Dariusz Żołądziejewski mógł powiedzieć:
- Sytuacja została opanowana. Ale to nie koniec. Dogaszanie będzie trwało jeszcze wiele godzin. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Śledztwo wykazało, że przyczyną pożaru było podpalenie. Sprawcy nigdy nie zatrzymano.
ROWEREM PO GORZOWIE
ZOBACZ TAKŻE:
