Jeszcze wczoraj było bardzo prawdopodobne, że do zapowiedzianej na sobotę prezentacji Nowego Ładu po prostu w tym terminie nie dojdzie – albo zostanie ona mocno okrojona - tak by opowieść o clou tego programu odłożyć na lepsze czasy, które przecież kiedyś w końcu pewnie nadejdą. Dziś prezentacja została oficjalnie przełożona.
O nie, w PiS (już nie wspominając o koalicjantach PiS) nie wszystkich to martwi. Kiedy przed tygodniem opisałem w „Polsce”, jak w PiS został odebrany spot, w którym Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki wystąpili wspólnie z zapowiedzią Nowego Ładu – a został on odebrany jako wręcz ostentacyjna demonstracja wsparcia dla premiera i potwierdzenie jego pozycji - odezwało się do mnie dwóch politycznych marketingowców związanych z Prawem i Sprawiedliwością. Traf chciał, że obaj to byli dziennikarze.
Pierwszy sprawiał wrażenie rozeźlonego i kpił, że to „spin Matiego”, który bezrefleksyjnie „łyknąłem”, drugi natomiast w tonie już nieco bardziej dyplomatycznym przypominał, jak wielu polityków PiS uznało już, że czas premiera Morawieckiego się skończył, jak i jego polityczny potencjał - i teraz pora na jego wymianę, w czym nie powinny przeszkadzać chwilowe zawirowania w rodzaju tych przejściowych kłopotów prezesa Orlenu Daniela Obajtka, bo przecież nie o personalia tu chodzi, lecz o przyszłość projektu Zjednoczonej Prawicy.
Nazywanie wywołanego sprawą Obajtka największego kryzysu wizerunkowego PiS-u od początku rządów „chwilowymi zawirowaniami” może budzić zrozumiałą wesołość, jednak nie to jest tu najistotniejsze. Wobec Morawieckiego istnieje w PiS realny opór – i jest to wewnętrzny problem samego Prawa i Sprawiedliwości, na który koalicyjne problemy dopiero się nakładają. W drugiej kadencji, w której sondaże od początku nie rozpieszczają PiS, i która upływa pod znakiem pandemii, wciąż żywe są wśród części polityków PiS tęsknoty za czasami Beaty Szydło, w których Dobra Zmiana wydawała się obłożona nawet nie tyle teflonem, co solidnym pancerzem reaktywnym, a wewnątrzpartyjne grupy interesów i koterie miały do dyspozycji nieco inny, często znacznie bardziej smakowity układ dań na stole niż obecnie.
Dobrze poinformowany polityk PiS: - Nie ma w tym nic takiego niezwykłego. Kto już raz był na wyższych piętrach, teraz chce tam wrócić, a nie siedzieć w przedpokojach. Czego pan oczekuje? Że politykom w partii nie będzie zależało na ambicji, na karierze, na pozycji? Nie żyjemy w utopii. A ci ludzie chętnie zobaczyliby nowe rozdanie.
Nowe rozdanie było już szykowane – przynajmniej mentalnie. O „zużyciu się” Morawieckiego na skutek rządzenia w okresie pandemii, o tym, że „czas go zastąpić”, gdy „to się wreszcie skończy”, można bez problemu usłyszeć od polityków PiS i koalicji od miesięcy – ściśle mówiąc od momentu, w którym druga fala epidemii przybrała katastrofalne październikowo-listopadowe rozmiary. Jest w tym prosta, by nie rzecz prostacka, jednak nieodparta polityczna logika. Współodpowiedzialność polityczna za porażki i niekonsekwencje (często takie o doniosłych skutkach) państwa w konfrontacji z koronawirusem to jedno – gorzej dla Morawieckiego, że w sensie całkiem dosłownym stał się tego twarzą. To od niego Polacy słyszeli, że „nie trzeba się jego bać” i można iść na wybory. To on pod koniec drugiej fali ogłaszał, że wracamy już do „nowej normalności” i przedstawiał nigdy nie zrealizowany plan stopniowego zaostrzania i luzowania obostrzeń. To on wprowadzał kolejne restrykcje sanitarne, które dziś bolą Polaków niemal fizycznie – czego dowodzą kolejne coraz bardziej przerażające w sferze wniosków sondaże. Znów – nie chodzi o samą sferę decyzji politycznej, chodzi o to, kto jest za nią w oczach Polaków odpowiedzialny.
To zatem, że w PiS i wokół PiS krąży myśl o rozwiązaniu prostym jak budowa cepa, czyli usunięciu coraz bardziej kłopotliwego wizerunkowo premiera i zastąpieniu go kimś innym, jest całkiem zrozumiałe. Identycznie zrozumiałe jest to, ze Mateusz Morawiecki bardzo stara się uciec przed tym losem – i przed przejściem do najnowszej historii polskiej polityki w niezbyt pociągającej roli człowieka, który odpowiada za wszystko, co złego zdarzyło się w pandemii. Próbował kilku sposobów – w tym wypychania do komunikowania najtrudniejszych decyzji ministrów Adama Niedzielskiego czy Michała Dworczyka czy unikania samemu światła kamer. Tym najlepszym sposobem miało być zaś przedstawienie Nowego Ładu – pełnego mierzonych konkretnymi pieniędzmi propozycji, na które łakomym wzrokiem spojrzą wyborcy programu odbudowy polskiej gospodarki po pandemii. Choć pewnie zdecydowana większość Polaków potrzebuje po roku pandemii choć odrobiny nadziei na lepszą przyszłość, tak samo potrzebował jej Morawiecki. I jednym, i drugiemu zapewnić miał ją właśnie Nowy Ład.
Tymczasem sytuacja w koalicji jest coraz bardziej napięta – co wielokrotnie już opisywaliśmy. Choć dziś większość doniesień o problemach Zjednoczonej Prawicy skupia się na osobie Daniela Obajtka, ziobryści ani na chwilę nie przestali huśtać łodzią, a wicepremier i szef Porozumienia Jarosław Gowin szuka kolejnej okazji do wzięcia odwetu za próbę przejęcia Porozumienia – i do odbudowy własnej pozycji w partii i koalicji.
Ostatnio nawet TVP pod wodzą Jacka Kurskiego wydaje się stawać stroną czy też narzędziem w koalicyjnych rozgrywkach. Na media publiczne skarżył się bardzo ostro Jarosław Gowin w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” – „To pseudodziennikarstwo. Uczciwiej jest uprawiać politykę wprost niż robić to, udając dziennikarzy” – mówił Gowin o stosunku TVP do jego partii, podkreślał też, że „jako minister odpowiedzialny za gospodarkę, czyli tysiące miejsc pracy, mam od miesięcy zamknięte drzwi zarówno do publicznego Radia, jak i telewizji”.
Nieco później dziennikarz TVP Info wziął w sprawie szczepionki Astra Zeneca i związanych z nią kontrowersji w obroty Michała Dworczyka, szefa Kancelarii Premiera i prawą rękę Mateusza Morawieckiego. Wyglądało to tak nietypowo w tej jawnie prorządowej na co dzień stacji, że satyryczny AszDziennik poświęcił tej sytuacji materiał „ALE DZIWNE: dziennikarz TVP ciśnie Dworczyka o szczepionki tak, jakby był z PO”.
Polityk PiS: - Jak wielu w partii, chyba także TVP szykowała się już na rzeczywistość po Morawieckim. I tak jak do wielu w PiS, do nich też jeszcze nie dotarło, że po wszystkim co się ostatnio stało, alternatywy chwilowo brak.
Tak, brak. Paradoksalnie jednak, choć trudno sobie wyobrazić, by to Daniel Obajtek miał w oczach polityków PiS nadal być tą alternatywą, to brak jej też dla samego Morawieckiego. Premier, który próbował stanąć na dogodnych pozycjach wyjściowych do próby ucieczki do przodu, właśnie został przywołany do porządku przez rzeczywistość. Teraz czeka go rządzenie podczas trzeciej już – być może tej najgorszej – fali pandemii. Nie będzie mógł puścić slajdów o Nowym Ładzie lub też przejdą one niemal niezauważone w natłoku informacji o dziesiątkach tysięcy nowych chorych i przepełnionych szpitalach. A kiedy trzecia fala minie, będzie niósł ze sobą jeszcze cięższy bagaż. Nie jest takie pewne, czy na ucieczkę do przodu w ogóle jeszcze starczy mu sił.
