Spis treści
PKW o krok od odrzucenia sprawozdania PiS?
Znowu głośno o Prawie i Sprawiedliwości, tym razem w kontekście utraty subwencji przez formację Jarosława Kaczyńskiego. W mediach pojawiły się bowiem sugestie, że Państwowa Komisja Wyborcza jest o krok od odrzucenia sprawozdania finansowego Prawa i Sprawiedliwości z wyborów parlamentarnych w 2023 roku. Pisze o tym Newsweek, Business Insider, donosi TVP.
PKW decyzję miała podjąć w lipcu, ale ostatecznie poznamy ją dopiero w tym miesiącu. Państwowa Komisja Wyborcza zwróciła się bowiem jeszcze o dokumenty do dwóch państwowych instytucji: Rządowego Centrum Legislacyjnego oraz Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej.
- W historii PKW taka sytuacja się nie zdarzyła - powiedział PAP były prezes PKW, sędzia TK w stanie spoczynku Wojciech Hermeliński, pytany o odroczenie posiedzenia PKW. Jednocześnie podkreślił, że nie jest zaskoczony tą decyzją.
PKW gra na zwłokę
Najprawdopodobniej, uważa Hermeliński, PKW potrzebuje więcej czasu na zbadanie nowych materiałów otrzymanych z kancelarii premiera. W takiej sytuacji „nie można mieć o to pretensji”, trudno jednak „powiedzieć, w jakim kierunku to idzie”.
- Mam nadzieję, że Komisja jest ostrożna i skrupulatnie badająca. I że wynik tych wszystkich rozważań będzie prawidłowy, wydany po dogłębnej analizie wszystkich materiałów, że PKW oceni te sprawozdania tak, jak to dotychczasowo komisje robiły, w sposób sumienny i rzetelny - powiedział Hermeliński.
Pytany, czy Komisja ma wystarczające możliwości do badania nieprawidłowości w prowadzeniu kampanii przez komitety wyborcze, sędzia Hermeliński powiedział: „PKW nie jest organem policyjnym, prokuratorskim, śledczym. Nie ma możliwości tak dokładnego badania”, a „podstawą są sprawozdania finansowe. I ewentualnie inne rzeczy, które PKW dostrzeże lub nie dostrzeże w sprawozdaniu wyborczym”.
W tle duże pieniądze
Dlaczego PKW zwróciło się do Rządowego Centrum Legislacyjnego oraz Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej? Rządowe Centrum Legislacji, gdy jego prezesem był obecny poseł PiS Krzysztof Szczucki, zatrudniło dodatkowe sześć osób, które zajmowały się pracą na rzecz kampanii parlamentarnej swojego szefa. Ich pensje w ciągu kilku miesięcy miały wynieść 900 tysięcy złotych.
- Z danych zawartych w raporcie z audytu w RCL wynika, że doszło do dużych nieprawidłowości w procedurze zatrudniania i wykorzystania pracowników - podkreślił szef Komitetu Stałego RM Maciej Berek.
- Wszystko wskazuje na podejrzenie popełnienia przestępstwa. Zawiadomienie zostało już skierowane - dodał Maciej Berek. I podkreślił, że poseł Szczucki w czasie, w którym był prezesem Rządowego Centrum Legislacji, osobiście zdecydował o powstaniu komórki organizacyjnej, której powierzyć miał szczególne zadania związane z obsługą jego osoby, a nie Rządowego Centrum Legislacji.
Pomijali drogę służbową?
Zdaniem Berka, osoby, które zostały przez Szczuckiego zatrudnione, nie miały żadnych kwalifikacji do pełnienia zadań, które zostały im przypisane. - Co więcej, te osoby wykonywały zadania realizując polecenia bezpośrednio prezesa RCL-u z pominięciem struktury służbowej, w szczególności z pominięciem dyrektora departamentu, w którym rzekomo byli zatrudnieni - podkreślił szef Komitetu Stałego Rady Ministrów.
Z kolei NASK, czyli instytucja zajmująca się internetowym bezpieczeństwem, przez wiele miesięcy na zlecenie KPRM-u, gdy premierem był Mateusz Morawiecki, sprawdzała, co Polacy piszą o PiS-ie w sieci. - PKW poprosiła nas o szczegóły dotyczące jednej z dotacji, w ramach której NASK w poprzedniej kampanii wyborczej badał takie hasła, jak „PiS traci wiarygodność”, „PiS traci w sondażach”, „PiS zyskuje w sondażach” - mówił w mediach wiceminister cyfryzacji Dariusz Standerski.
Słynne pikniki 800 plus
Ale wątpliwości budzą także wydatki z Funduszu Leśnego, Funduszu Sprawiedliwości, pikniki 800 plus i imprezy organizowane przez policję czy wojsko. Zdaniem polityków koalicji rządzącej - miliony złotych szły na promocję polityków Zjednoczonej Prawicy podczas kampanii wyborczej.
Jeśli PKW odrzuci sprawozdanie PiS, partia może stracić 75 procent z 26-milionowej dotacji. Ta kwota to zwrot kampanijnych kosztów za każdy zdobyty mandat.
Przypomnijmy, swego czasu całą dotację roku straciła Nowoczesna, z kolei w 2002 roku, kiedy PSL gromadził kampanijne środki na nieodpowiednich kontach bankowych, PKW także odebrała mu subwencję.
Ludowcy też byli pod ścianą
Ludowcy znaleźli się pod ścianą, dość powiedzieć, że - aby przetrwać - musieli sprzedać swoją nieruchomość w centrum Warszawy. W 2007 roku PKW odrzuciła sprawozdania Prawu i Sprawiedliwości oraz SLD. PiS, w obliczu tarć z koalicjantami, zarządził wtedy przedterminowe wybory, które wprawdzie przegrał, ale nie stracił pieniędzy, bo nowe wybory, to nowa subwencja.
- Wszyscy wiemy, jak jest. Postanowiliście pójść na wybory dlatego, że PKW odrzuciła wasze sprawozdanie i straciliście 65 mln zł. Postanowiliście zaryzykować władzę dla kasy - grzmiał wtedy z sejmowej mównicy ówczesny lider LPR Roman Giertych, dzisiaj jak wiemy w Koalicji Obywatelskiej.
Tak, czy inaczej, gdyby PiS straciło subwencję, znalazłoby się w dużym kłopocie. Tym bardziej że straciło też władzę, a więc posady w spółkach skarbu państwa i dziesiątkach innych instytucji.
Jarosław Kaczyński o zarzutach wobec PiS
Może dlatego Jarosław Kaczyński, jeszcze przed lipcowym posiedzeniem PKW, stwierdził, że nie ma żadnych podstaw do odrzucenia sprawozdania komitetu PiS.
- Mamy w pełni zatwierdzone sprawozdanie finansowe, nie ma tu żadnych zarzutów ze strony rewidenta i mamy taką sytuację, że fakty, które mogłyby być podstawą do jakichś działań, muszą mieć - przy tego rodzaju zarzutach - potwierdzenie sądowe, a żadnych takich potwierdzeń w tej chwili nie ma - tłumaczył Kaczyński na konferencji prasowej.
Posiedzenie PKW miało odbyć się w środę, 31 lipca, prezes stwierdził, że będzie to „dzień próby” dla polskiej demokracji.
- Praworządności już w Polsce nie ma, ale praworządność i demokracja to są dwa pojęcia opisujące różne aspekty funkcjonowania społeczeństwa - mówił. - Po tej decyzji, gdyby ona była po myśli obecnie rządzących, no to można powiedzieć, że demokracji też już w Polsce nie będzie, zostanie po prostu zlikwidowana - stwierdził.
Według Kaczyńskiego celem rządu, który „podejmuje naciski na PKW”, jest zniszczenie opozycji.
- Próbuje się doprowadzić, żeby nasza formacja - jedyna licząca się formacja opozycyjna - była sparaliżowana - dodał.
KO: odebrać PiS subwencję
Koalicja rządząca stawia jednak sprawę jasno: subwencja powinna zostać PiS odebrana. Szef KPRM Jan Grabiec mówił w TVN24, że PKW otrzymała obszerny i udokumentowany materiał dotyczący nieprawidłowości w finansowaniu kampanii wyborczej przez PiS, wynika z niego, że „kampania wyborcza PiS była finansowana milionami złotych ze środków z budżetu państwa, państwowych jednostek organizacyjnych, co jest sprzeczne z Kodeksem wyborczym”.
- Co więcej, decyzje o wydaniu tych środków publicznych na kampanię wyborczą kandydatów PiS czy czasem całego komitetu wyborczego, bo czasami to były zbiorowe imprezy, jak pikniki 500 plus, podejmowali funkcjonariusze PiS, kandydaci na posłów, członkowie komitetu politycznego PiS - podkreślił szef KPRM.
Na decyzję PKW trzeba będzie poczekać, ale w mediach pojawiły się informacje, że PiS opracowuje już plan B.
PiS ma plan B. Na czym polega?
- Spotykam się z ludźmi „na dole”. Mówią, że absolutnie nie pozwolą zniszczyć Prawa i Sprawiedliwości pod względem materialnym - mówił w rozmowie z „Faktem” skarbnik PiS Henryk Kowalczyk. I dodał, że zrzutka na partię, która pokryłaby pieniądze potrącone przez PKW, jest „w zasięgu ręki”. Zaznaczył zarazem, że na razie partia nie bierze takiego scenariusza pod uwagę, bo liczy, że PKW w końcu zatwierdzi sprawozdanie PiS.
Według ustaleń „Faktu” PiS może stracić nawet 19 mln zł dotacji. Gdyby tak się stało, każdy członek partii musiałby wyłożyć około 400 zł, by pokryć tę stratę.
O ewentualną zbiórkę na PiS był także pytany w radiu RMF FM Jacek Sasin, były minister aktywów państwowych.
Będzie zrzutka na partię
- Będziemy sobie musieli z tym poradzić. Jeśliby taka nieuzasadniona decyzja zapadła. Na razie się nie zrzucamy. Ja akceptuję takie myślenie, żeby w sytuacji trudnej zachować się solidarnie i prowadzić działalność z udziałem własnych środków - mówił. - Ja nie wykluczam, że my się również odwołamy do naszych zwolenników. Ja przypomnę, że Prawo i Sprawiedliwość to są miliony wyborców, to nie są tylko politycy, to są miliony wyborców, działaczy i setki działaczy, może tysiące nawet działaczy - dodawał.
Tak więc plan awaryjny Prawo i Sprawiedliwość już ma. Pytanie, czy będzie go musiał wcielić w życie.