Paweł Jaroszyński, obrońca Cracovii: Salerno to cudowne miejsce do życia

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Paweł Jaroszyński (Cracovia)
Paweł Jaroszyński (Cracovia) cracovia.pl
Do Włoch wyjechał latem 2017 r. do Werony. Grał i mieszkał w Weronie, Pescarze i Salerno. To ostatnie miejsce wspomina najlepiej. Czy jeszcze tam wróci? Na razie do końca sezonu Paweł Jaroszyński został wypożyczony z Salernitany do Cracovii.

Grali w Cracovii i Pogoni Szczecin, co teraz robią? Zdjęcia

Włochy to wymarzone miejsce do życia?

Nie mogę powiedzieć, że nie, bo to jest wspaniały, przepiękny kraj, ma bardzo dużo ciekawych miejsc. W ogóle to moja żona Patrycja wiele lat spędziła we Włoszech z rodzicami, chodziła tu do szkoły. Gdy związała się ze mną, przeprowadziła się do Krakowa, gdzie spędziliśmy razem rok i potem wyjechaliśmy do Włoch. Los jednak tak chciał, że wróciliśmy teraz do Krakowa, historia zatoczyła koło.

Najdłużej mieszkał pan w Salerno, które przypadło panu do gustu najbardziej, dlaczego? Czym ono różni się od miast północy Italii?

Chyba tą otoczką, sposobem życia, sposobem bycia ludzi. To jak żyją piłką nożną, drużyną, to jest coś nieprawdopodobnego. Od samego początku dostałem zaufanie od zarządu klubu, trenera. Grałem tu sezon, potem byłem wypożyczony, następnie wykupiony. Był awans do Serie A, potem utrzymanie. Może dlatego tak jestem związany z tym miejscem. Mam porównanie z Chievo Werona. Trafiłem do klubu, w którym nie było za dużo kibiców, całe miasto praktycznie kibicuje Hellasowi, dlatego nie miałem takich przeżyć jak później w Salerno.

Można się przyzwyczaić do temperatur panujących na południu kraju?

Można, spokojnie. Zimy nie ma, słońce świeci ponad 300 dni w roku. Można spokojnie zimą chodzić w bluzie. To bardzo turystyczne miejsce, nad morzem. Po prostu super. Gdy sezon się kończy, wyjeżdżamy w czerwcu na obozy w góry. Ostatnio byliśmy w Austrii przez miesiąc. Podczas sezonu oczywiście, że są upały, ale nie można narzekać, dla wszystkich są takie same, więc nie szukamy wymówki grając z rywalami z innych miejsc. Przy upałach trenujemy późno, albo wczesnym rankiem. Nie narzekałem nigdy na przegrzanie.

Salerno to miasto niedaleko Neapolu, nie jest w cieniu bardziej znanej metropolii?

Nie, absolutnie. Oba zespoły mają fanatyków na poziomie, nie ma zgody, wręcz przeciwnie. Salernitana nie ma się czego wstydzić.

Derby regionu to najbardziej „gorące” mecze?

Jak najbardziej.

A spotkał się pan z jakimiś niebezpiecznymi sytuacjami?

Nie, nic złego nie było. Wszystko rozstrzyga się na boisku.

W ogóle bardzo dużo polskich piłkarzy gra we Włoszech, które stały się dla nich eldorado. Dlaczego tutejsze kluby tak chętnie sięgają po Polaków?

Wiadomo, że jest to popularny kierunek, bo najwidoczniej się sprawdzamy w tej lidze. Można się wiele nauczyć, mocno podszkolić. Jeśli wyjedzie się w młodym wieku, to jest to na pewno znakomity kierunek do tego, by się ukształtować jako zawodnik.

Jaki był dla pana szczególnie pamiętny mecz?

Ostatni mecz w tamtym sezonie, gdy utrzymaliśmy się w Serie A, przegrany wprawdzie z Udinese 0:4, ale atmosfera na stadionie była wyjątkowa. Nie mogę powiedzieć złego słowa o kibicach, którzy przez całe 90 minut pomimo wyniku, jaki był, kibicowali i cieszyli się tym. Zdawali sobie sprawę, że może to być nasz ostatni mecz w Serie A, ale jednak się utrzymaliśmy i wszystko skończyło się pomyślnie dla nas. Wtedy obiekt wypełnił się w całości, było 37 tysięcy kibiców. W ogóle frekwencja na naszych domowych meczach była wysoka. W Salerno są naprawdę fanatycy. Niezależnie od tego czy akurat był ślub, chrzest, to na mecz przychodzili.

Grał pan razem z Patrykiem Dziczkiem, Tomaszem Kupiszem. To zawsze chyba pomaga, że ma się koło siebie rodaków?

Jasne, że tak, wtedy szatnia bardziej żyje, jest z kim się pośmiać. Najpierw był Patryk, potem Tomek, ale wtedy już miałem tak opanowany język, że ze wszystkimi miałem kontakt. Atmosfera była wspaniała i z tego stworzył się awans.

Miał pan własnego nauczyciela włoskiego?

Najpierw „łapałem” słówka z szatni, potem zacząłem się uczyć w szkole. Miałem korepetycje dodatkowe i opanowałem język. W drugim roku pobytu we Włoszech zacząłem normalnie mówić. Trochę czasu to zajęło, ale nie dało się szybciej.

Oto oficjalny skład Cracovii na mecz z Pogonią Szczecin

Zupełnie inaczej jest człowiek postrzegany jak już opanuje język.

Oczywiście, można się swobodnie porozumiewać, bo Włosi są bardzo komunikatywni więc nie było problemu.

Był pan rozpoznawalną postacią?

Tak, ciężko było wyjść na ulicę, nie będąc rozpoznawalnym. Było to jednak miłe. Nigdy nie spotkałem się z jakąś wrogością ze strony kibiców. Pomimo porażek, gorszych chwil, zawsze z nami byli. Trzeba było się na dwie minutki zatrzymać, chwilkę porozmawiać. Było to odbierane bardzo pozytywnie.

A największy wyraz sympatii, z jakim pan się spotkał?

Dostawałem masę prezentów, były drobiazgi, serdeczne upominki, które mam do teraz. Wiele proporczyków, zdjęć, portretów od dzieci. Wszyscy piłkarze są tam traktowani tak samo.

Włosi kochają, ale też nienawidzą do szaleństwa. Miał pan te gorsze przypadki?

Nie, co by się nie działo, kibice zawsze byli z nami. To byli wyrozumiali kibice. Oczywiście, zdarzały się różne sytuacje, ale nigdy nie zostały przekroczone żadne granice.

A szefostwo klubu fundowało jakieś specjalne nagrody, np. za utrzymanie, czy awans?

Jasne, że tak, były premie, to jest normalne. Były też bonusy. Ostatnie trzy mecze w sezonie, w którym awansowaliśmy były premiowane dość mocno. Było ciśnienie na awans i dało się to odczuć.

Najtrudniejszy dla pana czas to z pewnością czas pandemii.

Ani ja, ani rodzina się nie zaraziliśmy koronawirusem. Ale był zatrzymany sezon, siedzieliśmy w domu, była kwarantanna. Byliśmy akurat w takim miejscu, że teoretycznie nie można było wyjść z domu, ale można się było wydostać i pójść na krótki spacer. To był taki mini-urlop w domu. Każdy z nas piłkarzy miał rozpiskę i trenowaliśmy indywidualnie.

Pasuje panu styl życia, mentalność Włochów?

Spokojniejszy styl życia jak najbardziej, aczkolwiek ja nie śpię w dzień, nie lubię tego. Włosi maja sjesty i to praktykują.

Jak wyglądał pana dzień?

Z reguły mieliśmy jeden trening dziennie, choć wszystko zależało od trenera. Nie był to jakiś „obóz pracy”.

Gdy było trochę więcej wolnego czasu, to jak go pan spędzał?

Na wyjazdach z rodziną. Zwiedzaliśmy Włochy po prostu. Jeździliśmy w różne miejsca, wzdłuż i wszerz Włoch.

Mógłby pan pełnić rolę przewodnika?

Nie. Pojechaliśmy gdzieś, żeby odpocząć. Nie było to nie wiadomo jakie zwiedzanie, o roli przewodnika nie ma więc mowy. Był odpoczynek.

Który region Włoch by pan polecił do zwiedzania?

Przede wszystkim Rzym. Jest wiele pięknych zakątków. Cały region Trydentu to fajne miejsce.

Wróci pan do Włoch, by grać w piłkę?

Nie wiadomo, co się wydarzy, w tym momencie o tym nie myślę. Jestem teraz w Cracovii i na tym się chcę skupić, a wiadomo, że dobrą gra można sobie otworzyć drzwi wszędzie.

Była okazja, by popróbować innych sportów?

Nie, absolutnie. Nie można, nie pozwalają na to zapisy kontraktowe, na przykład więc narty odpadają.

Córka mówi po włosku?

Akurat nie, w domu mówiliśmy po polsku. Teraz idzie do przedszkola w Polsce, a wcześniej wychowywała się w domu pod opieką mamy.

Skorzystał pan na tym wyjeździe wiele pod względem piłkarskim. A gdyby teraz musiał pan podejmować decyzje o wyjeździe, to uniknąłby pan jakichś błędów?

Może szybciej nauczyłbym się języka. Bardziej bym kładł nacisk na naukę włoskiego. Absolutnie nie żałuję decyzji o wyjeździe, każdemu będę polecał i kierunek i w ogóle wyjazd na Zachód. To fajna przygoda, szkoła życia. Można poznać wielu wspaniałych ludzi, inną kulturę. Piłka piłką, ale liczy się też doświadczenie życiowe.

Paweł Jaroszyński

Lewy obrońca bądź wahadłowy. Piłkarz Salernitany wypożyczony do końca sezonu do Cracovii. Ma 27 lat i jest wychowankiem Górnika Łęczna. To z niego w 2011 r. trafił do Cracovii, do zespołu Młodej Ekstraklasy. Grał też w drugim zespole „Pasów”, a od sezonu 2013/2014 w pierwszej drużynie. Rozegrał w niej, licząc dwa spotkania po powrocie, w sumie 64 mecze, strzelił 1 gola. Latem 2017 r. wyjechał do Włoch do Chievo Werona. Potem został zawodnikiem Genoi, w której nie zagrał żadnego meczu i został wypożyczony do Salernitany, grał też w Pescarze, a od wiosny 2021 znów jest zawodnikiem Salerniatany, już wykupionym z Genoi. Grał w młodzieżowej reprezentacji Polski U-20 i U-21 (w tej ostatniej sumie 12 występów i 1 gol), uczestniczył w młodzieżowych ME w 2017 r. Był powołany na zgrupowanie reprezentacji Polski, za czasów trenera Adama Nawałki, ale nie zadebiutował w zespole narodowym. Żonaty z Patrycją, ma 3-letnią córkę i 9-miesięcznego syna. Jego ojciec Piotr też grał w ekstraklasie, w Górniku Łęczna.

Kibice Cracovii w liczbie blisko 700 osób pojechali do Łodzi na mecz "Pasów" z Widzewem w ekstraklasie (porażka krakowian 0:2). Zobacz zdjęcia!

Kibice Cracovii na stadionie Widzewa. Było gorąco! ZDJĘCIA

Oceniamy piłkarzy Cracovii za mecz z Widzewem Łódź - sprawa ...

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Paweł Jaroszyński, obrońca Cracovii: Salerno to cudowne miejsce do życia - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl