Dziki zostały potrącone około godz. 4.00 na drodze ekspresowej S1 prowadzącej w stronę Żywca w rejonie bielskiej dzielnicy Mikuszowice i gminy Wilkowice.
Zbigniew Szwabowicz mówi, że prawdopodobnie locha, jako pierwsza, przebiegła przez jezdnię, a za nią podążały młode, ważące po około 20 kg, dziki. Niestety, nie zdążyły przedostać się na drugą stronę.
- Musiały spotkać się z jakimś większym samochodem. Raczej nie była to osobówka, lecz jakiś tir i pięć sztuk na miejscu padło - opowiada Zdzisław Szwabowicz. I dodaje: - Zdarzało się, że za jednym razem bywały potrącone dwa, trzy dziki, ale pięć jeszcze nigdy.
Hubert Kobarski, nadleśniczy Nadleśnictwa Bielsko stwierdził, że zwierzyna chodzi tam, gdzie chce i ludzie maja ograniczony wpływ.
- Jest mnóstwo lasów prywatnych, w których dziki maja swoją ostoję, remizy zlokalizowane są dość blisko całej ekspresówki, więc zdarza się, że wędrująca za żarciem zwierzyna zostaje potrącona. To dość częste przypadki - mówi nadleśniczy Kobarski.
Jeśli dochodzi do potrącenia na drodze zwierzęcia to policja dzwoni do bielskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt. Na miejsce jedzie ekipa, która zbiera padlinę. W przypadku dzików weterynarz pobrał próbki, które zostaną przebadane pod kątem występowania afrykańskiego pomoru świń, a padlina trafi do utylizacji.
- Bardzo dużo zwierząt ginie na drogach, na ekspresówkach nieco mniej, bo są siatki zabezpieczające - komentuje Szwabowicz.
Dodaje, że w ciągu roku na drogach powiatu bielskiego, znajdującego się w pobliżu gór, ginie ponad 300 saren i jeleniowatych, czyli lekko licząc codziennie jedna, kilkadziesiąt dzików i sporo mniejszej zwierzyny - kotów czy kun.
- Nie ma okresu, kiedy tych wypadków jest więcej. Po prostu zdarzają się bez względu na porę roku - podkreśla Zdzisław Szwabowicz.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
PROGRAM TYDZIEŃ: Magazyn reporterów Dziennika Zachodniego