Ale od razu przebijam to wiadomością dobrą: warto te zęby zacisnąć, bo całość jest naprawdę wyśmienita. Złe miłego początki. Tak miłego, że o tym złym szybko się zapomina.
Chodzi o biografię Fredericka Forsytha - tego od „Dnia Szakala” i „Psów wojny”. Teoretycznie tego należałoby się spodziewać, Forsyth spełnia dwa warunki potrzebne do tego, żeby jego wspomnienia były naprawdę ciekawe: toczył burzliwe życie na przecięciu epok i umie świetnie pisać. Ale początek „Outsidera” idzie w poprzek tej reguły. Co jest z nim nie tak? Forsyth opisuje swoje dzieciństwo, które subiektywnie zawsze jest niezwykłe i fascynujące, ale obiektywnie banalne, przewidywalne i nudne. Tutaj pewnego kolorytu dodaje fakt, że ono przypadło na lata wojny i doprowadziło autora do wstąpienia do wojska, ale nawet to niewiele sytuację ratuje. Dzieje się bardzo niewiele w sumie, choć te opisy stron zajmują sporo.
Akcja rusza dopiero, gdy Forsyth trafia jako korespondent do NRD. Robią wrażenie jego opisy realiów krajów bloku sowieckiego, historie, w których rola dziennikarza niebezpiecznie przypomina zadania szpiega. Później takich wątków jest coraz więcej. Forsyth jako dziennikarz - a w pewnym momencie też jako współpracownik brytyjskiego wywiadu - krąży po kolejnych częściach świata. I te wątki starannie opisuje. Wciąga jak dobry thriller.
Są też książki. Forsyth nie ukrywa, że jego pierwsza powieść „Dzień Szakala” powstała przypadkiem - i bardziej z frustracji niż pasji. Ale chwyciła, a on w ten sposób wszedł na bardzo lukratywną drogę kariery pisarskiej. Bardzo fajnie o tym pisze - bo on jest gwiazdą, ale książka toczy się podobnym rytmem co wcześniej. Wtedy te opisy z początku nabierają sensu - bo on utrzymuje bezpośredni ton ciekawego świata gówniarza z pierwszych rozdziałów, mimo że pisze o spotkaniach w najbardziej niezwykłych miejscach globu. Ten skrót literacki daje efekt - całość czyta się, jakby się słuchało opowieści dawno niewidzianego kolegi, choć przecież zdecydowana większość z nas nigdy Forsytha nie widziała na oczy (ja raz z nim zrobiłem wywiad, ale przez telefon). Pisać to on naprawdę umie. A żył tak, jak pisze.
